STROFA DRUGA
O słodkie żaru upalenie!
O rano pełna uczucia błogiego!
O ręko miła, o czułe dotknienie,
Co dajesz przedsmak życia wieczystego
I spłacasz hojnie wszystkie zaległości!
Przez śmierć wprowadzasz do życia pełności!
OBJAŚNIENIE
1. W tej strofie dusza tłumaczy, że wszystkie trzy Osoby Trójcy Przenajświętszej: Ojciec, Syn i Duch Święty dokonują w niej boskiego dzieła zjednoczenia. Ręka więc, upalenie i dotknienie w istocie swej są jedną i tą samą rzeczą; daje im tylko różne nazwy odpowiadające im ze względu na skutki, jakie każda z nich sprawia.
Upaleniem jest Duch Święty; ręką – Ojciec, dotknieniem – Syn. I uwielbia tu dusza Ojca, Syna i Ducha Świętego, uwydatniając trzy wielkie łaski i dary, które w niej sprawiają, zamieniwszy już jej śmierć w życie i przeobraziwszy ją w siebie.
Pierwszym darem jest błoga rana, którą przypisuje Duchowi Świętemu i dlatego nazywa Go upaleniem.
Drugim jest przedsmak życia wieczystego, który przypisuje Synowi, stąd nazywa Go miłym dotknieniem.
Trzecim wreszcie darem jest jej przeobrażenie w Boga, które spłaca należycie zaległości duszy; to przypisuje Ojcu i dlatego zwie Go miłą raka.
Lecz chociaż wymienia tu trzy Osoby dla odmiennych właściwości skutków, to jednak rozmawia tylko z jedną, mówiąc: wprowadzasz do życia pełności, gdyż one wszystkie działają w jedności; stąd też wszystko to przypisuje jednej i wszystkim razem.
Następuje wiersz:
O słodkie żaru upalenie!
2. Upaleniem tym, jak już powiedzieliśmy, jest tu Duch Święty, bo jak mówi Mojżesz w Księdze Powtórzonego Prawa: “Pan Bóg nasz jest to ogień trawiący” (4, 24), tzn. ogień miłości, który mając nieskończoną siłę, może strawić nad wszelkie pojęcie i przeobrazić w siebie duszę, którą ogarnie. Lecz ogarnia i pochłania każdą, odpowiednio do tego, jak ją znajdzie przygotowaną; jedną mniej, drugą więcej, ile i kiedy sam zechce. Będąc zaś bezmiernym ogniem miłości, gdy nieco głębiej chce dotknąć duszy, sprawia, że żar jej miłości urasta do takiej miary, iż zdaje się jej, że płonie ogniem ponad wszelkie w świecie ognie. I dlatego w tym zjednoczeniu nazywa Ducha Świętego upaleniem, bo jak w całkowitym spaleniu ogień jest silniejszy i gwałtowniejszy nad wszelkie inne i większy sprawia skutek, tak i w tym akcie zjednoczenia żar jej miłości jest silniej rozpalony niż wszystkie inne i dlatego odnośnie do nich nazywa go upaleniem. A ponieważ dusza przeobrażona przez miłość ma ten boski ogień w sobie, więc nie tylko czuje to upalenie, lecz cała staje się jednym upaleniem niezmiernego ognia.
3. Rzecz to zdumiewająca i godna uwagi, że chociaż ten boski ogień jest tak gwałtownie trawiący, że mógłby strawić tysiące światów z większą łatwością niż ogień ziemski jedną nitkę lnu – nie trawi i nie niszczy duszy, w której z taką siłą płonie, a nawet najmniejszego cierpienia jej nie sprawia; przeciwnie, na miarę siły miłości przebóstwia ją i ogarniając ją płonie w niej słodko i rozkosznie.
Dzieje się to dzięki czystości i doskonałości duszy, w której płonie ten ogień Ducha Świętego, podobnie jak to było w Dziejach Apostolskich, gdzie ten ogień przychodząc z wielką gwałtownością, objął Apostołów (2, 3), oni jednak, jak mówi św. Grzegorz, “wewnątrz płonęli słodką miłością”. To również tłumaczy Kościół święty, mówiąc w tej samej myśli: “Przyszedł ogień z nieba nie palący, lecz promieniejący, nie trawiący, lecz oświecający”. Bóg bowiem, pragnąc w tych udzielaniach się wywyższyć duszę nie męczy jej i nie sprawia ucisku, lecz rozprzestrzenia, napełnia rozkoszą; nie zaciemnia jej i nie spopiela, jak ogień węgle, lecz napełnia ją blaskiem i ubogaca; dlatego nazywa ona to słodkim upaleniem.
4. I tak ta szczęśliwa dusza, która szczęśliwym losem dochodzi do tego upalenia, wie wszystko i wszystkiego smakuje, jest całkowicie wolna i wszystko osiąga, nikt nie może jej pokonać, nic jej nie dosięga, stosuje się bowiem do niej to, co mówi Apostoł: “Człowiek zaś duchowy rozsądza wszystko, a sam przez nikogo nie jest sądzony” (1 Kor 2, 75), “Duch bowiem wszystko przenika, nawet głębokości Boże” (tamże, 2, 10); to bowiem jest przymiotem miłości, że przenika wszystkie dobra Umiłowanego.
5. O niepojęta chwało dusz, które zasługujecie na wejście do tego najwyższego ognia mającego bezmierną siłę, by was strawić i wyniszczyć, a który nie niszcząc (co jest rzeczą pewną) pochłania was w chwale! I nie dziwcie się, że Bóg podnosi niektóre dusze aż tak wysoko, gdyż jak słońce promieniując powoduje niekiedy wspaniały widok, tak Bóg, jak mówi Duch Święty, “w trójnasób rozpala góry” (Syr 43, 4), tj. świętych.
Gdy więc tak słodkim jest upalenie, jak to mówiliśmy, jakżeż nad wszelkie pojęcie musi być szczęśliwa dusza przez nie dotknięta! Chcąc to określić, nie mówi dużo, lecz ocenę wszystkiego zachowuje w sercu, a na usta wyrywa się jej tylko ten jeden okrzyk: O! mówiąc: O słodkie upalenie!
O rano pełna uczucia błogiego!
6. Po rozmowie z upaleniem, rozmawia teraz dusza z raną, która jest skutkiem upalenia. A ponieważ, jak wspomnieliśmy, to upalenie było słodkie, tym samym i rana przezeń zadana musi być podobna do niego. Z słodkiego więc upalenia i rana będzie pełna uczucia błogiego. Skoro bowiem upalenie pochodzi z miłości, to i rana będzie z miłości; tym samym więc będzie pełna błogiego uczucia.
7. By zrozumieć, jaka jest ta rana, o której tu dusza mówi, należy zaznaczyć, że żar materialnego ognia zawsze zadaje ranę ciału, którego dotyka, a ma tę właściwość, że jeśli się go przykłada do rany nie zadanej przez ogień, sprawia, iż odtąd staje się ona raną ogniową. Tę właściwość ma również ów żar miłości. Dusza, której dotyka, niezależnie od tego, czy miała już w sobie inne rany nędzy i grzechów, czy była zdrowa, natychmiast zostaje zraniona miłością, a rany pochodzące z innych przyczyn stają się ranami miłości.
Lecz istnieje różnica między naturalnym a tym miłosnym upaleniem: bo rana, którą zadaje pierwsze, może się zagoić tylko z pomocą innych środków, natomiast rana od upalenia miłości nie zagoi się za pomocą innego lekarstwa, tylko to samo upalenie, co ją zadaje, leczy ją, a lecząc znów ją zadaje. Za każdym bowiem razem, gdy ten żar miłości dotyka rany miłości, powiększa tę ranę, a im bardziej ją rani, tym lepiej leczy ją i uzdrawia. Kochający bowiem im głębiej jest zraniony, tym jest zdrowszy, a lekarstwem na miłość jest ciągłe powiększanie i odnawianie zadanej rany aż do tego stopnia, by rana stała się tak wielka, iżby objęła i zamieniła duszę w jedną ranę miłości. Wtedy dopiero, cała przepalona i zamieniona w jedną ranę miłości, jest całkowicie uleczona w miłości, bo jest wszystka przemieniona w miłość.
To więc jest ową raną, o której tu dusza mówi, że jest nią cała zraniona i cała uzdrowiona. Chociaż jednak już cała jest zraniona i cała uzdrowiona, ten żar miłości nie przestaje działać, tj. dotykać i ranić miłością; lecz że wszystko już jest zgojone i zdrowe, więc to działanie pielęgnuje tylko czule ranę, jak to zwykł czynić dobry lekarz. Dlatego mówi tu dusza: O rano pełna uczucia błogiego!
O, bo ta rana jest tym przyjemniesza, im większy i wzniosłej szy jest ogień miłości, który ją spowodował! A ponieważ zadał ją Duch Święty w celu uszczęśliwienia duszy, a Jego pragnienie, by uszczęśliwić duszę, jest wielkie, więc i wielka będzie ta rana, by również wielką była jej błogość.
8. O błogosławiona rano, zadana przez Tego, który tylko umie leczyć! O szczęśliwa i wielce szczęśliwa rano, boś została zadana jedynie dla uszczęśliwienia i twój ból jest uszczęśliwieniem i rozkoszą dla duszy zranionej! Wielką jesteś o rozkoszna rano, bo wielki jest Ten, kto cię zadał. Wielkim jest twe uszczęśliwienie, bo bezmierny jest ogień miłości, który odpowiednio do twej zdolności i wielkości cię uszczęśliwia. O błoga więc rano, i o tyle wznioślejsza i słodsza, o ile głębiej do wnętrza duszy wniknął twój żar i wypalił wszystko, co można było wypalić, aby dać szczęście takie, jakie tylko dać można!
Możemy powiedzieć, że to upalenie i ta rana są najwyższym stanem, jaki można osiągnąć w tym życiu. Bo chociaż istnieje wiele innych sposobów, którymi Bóg rozpala duszę, nie są one jednak tak wzniosłe; tutaj natomiast zachodzi bezpośrednio, bez żadnej formy ni figury rozumowej czy wyobrażeniowej, dotknięcie duszy przez Bóstwo.
9. Inny rodzaj rozpalania duszy formą umysłową jest bardzo wzniosły i dokonywa się w ten sposób: zdarza się, że będąc rozpłomieniona miłością Bożą, chociaż nie tak jeszcze udoskonalona, jak wyżej powiedzieliśmy (lecz rówież musi być bardzo doskonała dla otrzymania tego, o czym tu chcę mówić), dusza czuje, że godzi w nią serafin grotem czy włócznią rozpaloną ogniem miłości i przeszywa ją, a rozpaloną już do żaru, lub by lepiej określić, do żywego płomienia, jeszcze rozpala w niepojęty sposób. I wtedy, w tym upaleniu przez przeszywanie duszy włócznią, wzmaga się jej płomień i wybucha z gwałtownością, podobnie jak ognisko rozpalone albo piec kowalski, gdy się go rozpala, gdy się porusza ogień lub rozdmuchuje płomień. A gdy ją pali ta ognista włócznia, odczuwa jej ranę z niewypowiedzianą rozkoszą. Nie tylko bowiem cała jest zanurzona w słodyczy wskutek poruszenia i gwałtownego wstrząsu dokonanego przez tego serafina, przez co czuje ogromny żar i roztapianie się w miłości, lecz odczuwa również delikatną ranę i to ziele, w którym grot obficie był zmaczany, jak żywy punkt w istocie swego ducha, niby w przeszytym sercu duszy.
10. O tym najgłębszym punkcie rany, żarzącym się w samym środku serca duszy, w którym odczuwa się najdelikatniejszą rozkosz, któż może mówić? Odczuwa go dusza jakby ziarnko gorczyczne, bardzo maleńkie, lecz niezmiernie żywotne i rozpalone, które promieniuje wokół żywym i żarzącym się ogniem miłości. A ten ogień wychodząc z istoty i mocy tego żywego punktu, w którym streszcza się wszystka moc ziela, rozlewa się subtelnie po wszystkich duchowych i istotnych arteriach duszy, odpowiednio do jej możliwości i sił. A wśród tego odczuwa ona takie potęgowanie i wzrastanie żaru, a z nim taki ogrom miłości, iż zdaje się jej, że morza ognia miłosnego zalewają całkowicie wszystkie władze jej duszy, napełniając je miłością. I zdaje się wtedy duszy, że cały wszechświat jest jednym morzem miłości, w którym ona jest zatopiona, nie widząc miary ni kresu tej miłości, gdyż odczuwa w sobie, jak już mówiliśmy, żywy punkt i ognisko miłości.
11. O tym szczęściu, którego dusza wtedy doznaje, nie można nic więcej powiedzieć, tylko to, że czuje wtedy, jak trafnie porównane jest w Ewangelii królestwo niebieskie do ziarnka gorczycznego, które przez swą moc wielką, chociaż maleńkie, urasta w wielkie drzewo (Mt 13, 31). Widzi bowiem, jak ogromny ogień miłości rodzi się z tego punktu ognistego w sercu ducha.
12. Mało dusz dochodzi do tego stanu, lecz niektóre doszły, zwłaszcza te, których moc i duch miały się rozlać w spuściźnie na ich dzieci. Bóg daje bowiem rodzicom w pierwocinach ducha bogactwa i zasoby odpowiednie do większego lub mniejszego dziedzictwa, jakie mają przekazać potomstwu.
13. Ale wróćmy do dzieła, jakiego dokonuje serafin. Jest to prawdziwe przebicie i zranienie wewnętrzne duszy. Czasem jednak, jeśli Bóg pozwala, żeby i na zewnątrz, w zmysłach objawił się jakiś skutek, to stosownie do wewnętrznego zranienia ukazuje się to na przykład wtedy, gdy serafin zranił św. Franciszka. Po zranieniu bowiem jego duszy pięcioma ranami miłości, objawił się i skutek tych ran na jego ciele, na którym zostały one wyciśnięte, raniąc go tak, jak jego dusza została zraniona miłością.
Albowiem Bóg zwykle nie daje żadnej łaski dla ciała, nie dawszy jej wpierw, i to w głównej mierze, duszy. I wtedy im większa jest rozkosz i siła miłości, która wewnątrz duszy zadaje ranę, tym silniej się objawia na zewnątrz ból w ranie ciała, gdyż ze wzrostem jednej rośnie też i druga. Dzieje się to zaś dlatego, że dusze te są już oczyszczone i zanurzone w Bogu i to, co dla ich słabego ciała jest przyczyną bólu i męczarni, smakowite jest i przyjemne dla ich mężnego i zdrowego ducha. Tak więc zachodzi tu rzecz zdumiewająca, że wśród rozkoszy potęguje się ból.
Odczuł to dobrze Job w swoich ranach, gdy mówił do Boga: “Gdy wracasz, znowu przedziwnie mnie męczysz” (10, 16). I rzeczywiście, jest rzeczą przedziwną i godną tej “obfitości rozkoszy i słodkości, które Bóg ma zachowane dla bojących się Jego” (Ps 30, 20), sprawiać tym większą radość, smak i słodkość, im więcej się odczuwa bólu i męczarni. Trzeba jednak zaznaczyć, że gdy to zranienie istnieje w samej tylko duszy, bez objawiania się na zewnątrz, wtedy rozkosz może być większa i wznioślejsza. Ciało bowiem ujarzmia duszę i gdy dobra duchowe i jemu się udzielają, wtedy ono ściąga cugle i nakłada wędzidło temu lotnemu rumakowi ducha i poskramia jego gwałtowny bieg; gdyby bowiem miał pełną swobodę, pozrywałby lejce. Jak długo bowiem te cugle istnieją, powściągają wolność ducha, gdyż jak mówi Mędrzec: “Ciało podległe skażeniu, obciąża duszę, a ziemskie mieszkanie tłumi umysł wiele myślący” (Mdr 9, 15).
14. Mówię o tym, by wytłumaczyć, że kto się chce wznieść do Boga, opierając się zawsze na zdolności i rozumowaniu naturalnym, nie będzie nigdy człowiekiem prawdziwie duchowym. Są bowiem niektórzy, co sądzą, że samym wysiłkiem i działaniem zmysłów, które same ze siebie są zbyt nieudolne i tylko naturalne, mogą się wznieść do pełni i wysokości ducha nadprzyrodzonego. Do pełni tego życia przychodzi się jednak tylko wtedy, gdy się zmysły i ich działanie zostawi niejako na boku.
Inna rzecz, gdy skutki duchowe przelewają się z duszy na zmysły, gdyż to wskazuje, że dusza już przedtem wiele otrzymała, jak to można poznać z tego, co powiedzieliśmy o ranach ujawniających się z wewnętrznej mocy na zewnątrz, lub z przykładu św. Pawła, u którego głębokie odczucie boleści Chrystusowych, jakie miał w duszy, ujawniło się i w jego ciele. Tłumaczy to w Liście do Galatów, mówiąc: “Blizny Pana Jezusa na własnym ciele noszę” (Ga 6, 17).
15. Wystarczy już tego, cośmy powiedzieli o upaleniu i ranie. Jeśli one są takie, jak przedstawiliśmy, jakaż dopiero musi być ręka, która zadaje to upalenie i jakież jej dotknięcie? Wyraża to dusza w następnym wierszu, gdy raczej wychwalając je, niż objaśniając woła:
O ręko miła, o czułe dotknienie!
16. Raka tą, jak już wspomnieliśmy, jest litościwy i wszechmogący Ojciec. A ponieważ ta ręka jest zarówno szczodra i dobroczynna, jak wszechmocna i bogata, więc gdy się otworzy, by obdarowywać duszę, da jej również bogate i wspaniałe dary. Dlatego nazywa ją dusza miłą raka. Mówi więc niejako: O ręko, tym miększa dla mej duszy, że jej dotykasz, pieszcząc łagodnie. Gdybyś się bowiem silniej oparła, zmiażdżyłabyś świat cały, na samo bowiem twe spojrzenie trzęsie się ziemia (Ps 103, 32), drżą narody i kruszą się góry (Ha 3, 6).
O, dwakroć miła ręko! bo gdyś była tak twarda i surowa dla Joba (19, 21), dotykając go tylko trochę silniej, to dla mnie jesteś o tyle przyjacielską i słodszą, o ile delikatniej, łaskawiej i milej dotykasz mej duszy. Ty bowiem dajesz śmierć i życie i nikt nie zdoła uciec spod twej ręki (Pwt 32, 39).
Lecz ty, o boskie życie, nigdy nie zabijasz, jak tylko po to, by dać życie i nigdy nie ranisz, jak tylko po to, by uzdrowić! Gdy karzesz, lekko tylko dotykasz, a to już wystarczy, by zniszczyć świat; lecz gdy obdarzasz, dłużej zatrzymujesz rękę i dlatego twe dary i twoja słodycz są bezgraniczne. Zraniłaś mnie, by uleczyć, o boska ręko! Wyniszczyłaś we mnie wszystko, co mnie czyniło umarłą z braku życia Bożego, w którym teraz żyję! Uczyniłaś to przez [szczodrobliwość] twej niepojętej łaski, okazanej mi w tym czułym uderzeniu, przez które dotknęłaś mnie “jasnością chwały i odbiciem twojej istoty” (Hbr l, 3); a jest nim Jednorodzony Syn twój. I przez Niego, który stanowi z Tobą jedną istotę, “dosięgasz wszystko od końca aż do końca” (Mdr 8, 1). I ten Jednorodzony Syn twój, o ręko wszechmogąca Ojca, jest tym dotknięciem miłym, którym mię dotknęłaś i zraniłaś w mocy twego upalenia.
17. I ty, o boskie dotknięcie, Słowo i Synu Boga, twoim delikatnym boskim bytem przenikasz na wskroś istotę mej duszy i dotykając jej delikatnie, pochłaniasz całą w siebie, w boskie rozkosze i słodkości, o których nigdy “nie słyszano w ziemi Chananejskiej, ani je widziano w Teman” (Ba 3, 22). O, bardzo i nieskończenie miłe dotknięcie Słowa, a dla mnie jeszcze milsze niż wtedy, gdy wstrząsnąwszy góry i pokruszywszy skały na górze Horeb, samym cieniem potęgi i mocy twojej idącej przed tobą dałoś się z rozkoszą i mocą odczuć prorokowi w lekkim tchnieniu wietrzyka (1 Krl 19, 11-12). O tchnienie łagodne! O, Słowo, Synu Boży, powiedz, jak możesz być tak słodkim i delikatnym tchnieniem, jak możesz dotykać tak mile i czule będąc tak straszny i potężny?
O, błogosławiona dusza, której dotykasz tak mile i czule będąc tak straszny i potężny! Okaż to światu; lecz nie mów tego światu, bo on nie zna i nie odczuje Twego podmuchu delikatnego i nie może Cię przyjąć ani widzieć (J 14, 17). Ci tylko, o Boże mój i życie moje, ujrzą i odczują Twe czułe dotknięcie, którzy oddaliwszy się od świata wyrobili w sobie czułość, gdyż wtedy czułość przyciąga czułość i tak mogą Cię odczuć i radować się Tobą. Dotykasz ich tym czulej, że w wysubtelnionej, wykończonej i oczyszczonej substancji ich duszy, dalekiej od wszelkich stworzeń, od wszelkiego obrazu i dotknięcia ich, przebywasz sam ukryty mając w nich stałe mieszkanie. I przez to osłaniasz ich również “osłoną oblicza Twego – którym jest Słowo – od zamieszek ludzkich” (Ps 30, 21).
18. O, dwakroć zatem i wielokroć miłe dotknięcie, tym silniejsze i potężniejsze, im bardziej delikatne! Siłą bowiem twej czułości wyniszczasz i oddalasz od duszy wszelkie inne dotknięcia rzeczy stworzonych, a sobie ją przywłaszczasz i dla siebie wybierasz! A tak i miły skutek i posmak w niej pozostawiasz, że wszelkie dotknięcie innych rzeczy, wyższych czy niższych, wydaje się jej szorstkie i ciężkie, a sam ich widok jest jej przykry, i zajmowanie się nimi sprawia jej ból i wielkie udręczenie!
19. Rzecz każda jest tym przestrzenniejsza i pojemniejsza, im bardziej jest delikatna; i tym więcej jest rozlewana i udzielająca się, im jest delikatniejsza i czulsza. Słowo Przedwieczne, które jest tym dotknięciem dotykającym duszę, jest nieskończenie subtelne i delikatne, dusza zaś przez swą delikatność i całkowite oczyszczenie jest naczyniem przestrzennym i pojemnym.
O, jak więc miłym jest dotknięcie, które tym pełniej i obficiej wnikasz w moją duszę, im jesteś subtelniejsze i im czystsza jest ma dusza.
20. Należy również wiedzieć, że tym subtelniejsze i delikatniejsze jest dotknięcie i tym więcej przyjemności i rozkoszy udziela, im samo czulsze jest i łagodniejsze. To boskie dotknięcie nie ma żadnego ciężaru ani materii, gdyż Słowo, które je zadaje, jest wolne od wszelkiej objętości, formy, kształtu i przypadłości, które ścieśniają i ograniczają substancję. Tym samym więc to dotknięcie, o którym tu mowa, będąc substancjalne, tj. będąc dotknięciem przez samą substancję Bożą, jest niepojęte! O, czułe dotknięcie Słowa! Nie dotyka bowiem duszy nic innego, tylko twój najistotniejszy i najprostszy byt, który, jako byt nieskończony, nieskończenie jest delikatny i dlatego tak subtelnie, miłośnie, wzniosie i czule dotyka,
Co dajesz przedsmak życia wieczystego!
21. Chociaż jeszcze nie w pełnym stopniu, jednak rzeczywiście to dotknięcie Boże, o którym wyżej mówiliśmy daje pewien smak życia wiecznego. I nie jest to niewiarygodne, jeśli się rozważy, że to dotknięcie jest dotknięciem substancjalnym, tj. substancji Boga w substancji duszy, do czego wielu świętych doszło w tym życiu.
Dlatego niemożliwą jest rzeczą wyrazić tę delikatność rozkoszy, którą się odczuwa w tym dotknięciu. Ja też nie chciałbym mówić o tym, aby nie sądzono mylnie, że tu nie ma nic więcej, tylko to, co w słowach wyrażam. Nie ma bowiem słów na objaśnienie tak wzniosłych rzeczy Bożych, jakie dzieją się w takich duszach i najlepszą mową dla nich jest rozumieć je dla siebie, odczuwać je dla siebie, radować się nimi dla siebie i milczeć o nich. Widzi bowiem dusza, że te rzeczy są w pewnej mierze jak ów “kamyk – który, według słów św. Jana, otrzymuje zwycięzca – a na kamyku napisane imię nowe, którego nie zna nikt, jeno ten, co go otrzymuje” (Ap 2, 17). Można więc tylko powiedzieć prawdziwie, że daje smak życia wieczystego.
I chociaż w tym życiu nie kosztuje się go z taką doskonałością, jak w chwale wiekuistej, to jednak to dotknięcie, ponieważ jest dotknięciem Boga, daje przedsmak życia wieczystego. Smakuje więc tu dusza wszystkich rzeczy Bożych, gdyż się jej udziela moc, mądrość, miłość, piękno, łaska, dobroć Boża itd. A ponieważ Bóg jest tym wszystkim, więc za jednym Jego dotknięciem zaznaje dusza tego wszystkiego pospołu i raduje się w swoich władzach i w swej istocie.
22. Z tego dobra duszy rozlewa się czasem i na ciało namaszczenie Ducha Świętego. Raduje się wtedy cała istota zmysłowa i wszystkie aż do szpiku członki, kości, nie tak słabo, jak w zwykłej radości, lecz z głębokim odczuciem rozkoszy i chwały, która się rozlewa aż do najdalszych kończyn rąk i nóg. I odczuwa ciało taką chwałę w chwale duszy, iż na swój sposób uwielbia Boga czując w swych kościach to, o czym mówi Dawid: “Wszystkie kości moje rzekną: Panie, któż podobien Tobie?” (Ps 34, 10).
Niestety, wszystko, co o tym można powiedzieć jest zbyt nieudolne. Wystarczy więc wspomnieć, że tak co do ciała, jak i co do duszy daje ono “przedsmak życia wieczystego”.
I spłacasz hojnie wszystkie zaległości.
23. Mówi to dusza dlatego, iż w tym smaku życia wiecznego, którego tu kosztuje, otrzymuje wynagrodzenie za wszystkie trudy, jakie poniosła, by dojść do tego stanu. I nie tylko czuje, że otrzymała zapłatę i należność według sprawiedliwości, lecz że z tak wielkim nadmiarem została obdarowaną, iż rozumie teraz dobrze prawdę (s.749) obietnicy oddania “stokroć za jedno” danej przez Oblubieńca w Ewangelii (Mt 19, 29). Nie ma bowiem utrapienia, pokusy, umartwienia czy jakiegokolwiek innego trudu, jakie poniosła w tej drodze, któremu by teraz nie odpowiadała stokrotna pociecha i rozkosz. Słusznie więc może mówić: spłacasz hojnie wszystkie zaległości!
24. By zrozumieć, jakie są te zaległości i jak zostały tutaj duszy spłacone, [należy zaznaczyć], że zwykłym biegiem rzeczy żadna dusza nie może dojść do tego wzniosłego stanu i królestwa zaręczyn duchowych, jeśli nie przejdzie najpierw przez wiele utrapień i trudów. Mówią bowiem Dzieje Apostolskie: “Poprzez wiele utrapień trzeba nam wejść do Królestwa Bożego” (14, 21). Trudy te zostają w tym stanie nagrodzone, bo odtąd już, będąc oczyszczona, dusza nie cierpi.
25. Trudy zaś, jakie ponoszą ci, którzy pragną dojść do tego stanu, są potrójne: utrapienia, smutki, lęki i pokusy ze strony świata i to na wiele sposobów; pokusy, oschłości i utrapienia od części zmysłowej; wreszcie udręki, mroki, przykrości, osamotnienia, pokusy i inne utrapienia od części duchowej, wszystko po to, aby w ten sposób oczyściła się dusza w części duchowej i zmysłowej, jak to już powiedzieliśmy w objaśnieniu czwartego wiersza pierwszej strofy.
Przyczyną zaś, dla której wspomniane utrapienia są niezbędne, aby dojść do tego stanu, jest to, że jak szlachetny napój umieszcza się tylko w silnych, przygotowanych i oczyszczonych naczyniach, tak również to najwyższe zjednoczenie może nastąpić tylko w duszy umocnionej trudami i pokusami oraz oczyszczonej przez udręki, ciemności i przykrości. Przez pierwsze bowiem oczyszcza się i umacnia część zmysłowa, a przez drugie uszlachetnia się, oczyszcza i przygotowuje sam duch.
Jak bowiem dla zjednoczenia z Bogiem w wiecznej chwale dusze niedostatecznie czyste przechodzą pizez męki ognia na tamtym świecie, tak dla zjednoczenia się w doskonałości w tym życiu muszą przejść przez ogień wspomnianych utrapień. Ogień ten jednych silniej, drugich słabiej pali, u jednych przez czas dłuższy, u drugich krótszy, stosownie do stopnia zjednoczenia, do którego ich Bóg chce podnieść i odpowiednio do tego, ile w nich pozostaje niedoskonałości do oczyszczenia.
26. Przez te utrapienia, którymi Bóg doświadcza duszę i zmysły, postępuje ona zdobywając cnoty, siłę i doskonałość wśród goryczy, gdyż “moc w słabości się doskonali” (2 Kor 12, 9) i przez szkołę cierpień dochodzi do całkowitego wyrobienia. Nie może bowiem żelazo być podatne dla celów artysty, jeżeli nie było w ogniu i pod młotem. Jeremiasz mówi, że go ten ogień ukształtował: “Z wysoka spuścił ogień na kości moje i wyćwiczył mię” (Lm 1, 13). Również o młocie mówi tenże Jeremiasz: “Ukarałeś mię, Panie i wyćwiczony zostałem” (31, 18). Dlatego też mówi Eklezjastyk: “Kto nie jest kuszony, cóż wie? Kto nie jest doświadczony, mało wie” (Syr 34, 9 i 11).
27. Trzeba się nam zastanowić, jaka jest przyczyna, że tak mała jest liczba tych, którzy dochodzą do tego wysokiego stopnia doskonałości zjednoczenia z Bogiem? Czyżby dlatego, że Bóg chce, by tak mało było tych dusz wzniosłych? Bynajmniej: Bóg chce, by wszyscy byli doskonałymi. Mało jednak znajduje naczyń, które by mogły znieść tak wzniosłe działanie. Gdy bowiem doświadcza je w małych rzeczach, okazują się słabymi, wnet uciekają od pracy, nie chcą znieść najmniejszej przykrości czy zmartwienia. A gdyby w tych małych rzeczach, przez które zaczynał je Bóg podnosić i zaznaczać pierwsze rysy doskonałości, nie znalazł w nich męstwa ani wierności, wie dobrze, że tym mniej wierne będą w wielkich i dlatego nie postępuje już dalej w oczyszczaniu ich i podnoszeniu z prochu ziemskiego przez wysiłek umartwienia, gdyż do tego potrzebna była większa stałość i męstwo, niż one okazały.
Tak więc jest wielu, którzy pragną postępować naprzód i z wielką usilnością proszą Boga, by ich pociągał i prowadził do tego stanu doskonałości, a gdy Bóg zaczyna podnosić ich przez pierwsze niezbędne trudy i umartwienia, nie chcą ich przyjmować, chronią swe ciało, uchodząc z wąskiej drogi życia (Mt 7, 14), a. szukając ku własnej zgubie szerokich gościńców (tamże, 7, 13) pociech. Więc gdy im Bóg zaczyna dawać to, o co Go prosili, nie chcą tego przyjąć. I dlatego pozostają naczyniami bezużytecznymi (por. tamże, 6, 15), ponieważ pragnąc dojść do stanu doskonałości, nie tylko nie chcieli podążać drogą trudów, lecz nie chcieli nawet wejść na nią przez przyjęcie tego, co było mniejsze, tj. codziennych przykrości.
Można tym wszystkim odpowiedzieć słowami Jeremiasza: “Jeśli z pieszymi biegnąc zmęczyłeś się, jakże będziesz mógł iść z końmi w zawody? A gdy w ziemi pokoju byłeś bezpieczny, cóż uczynisz z przepychu Jordanu?” (12, 5). Czyli innymi słowy: Jeżeli wśród trudów, jakie zwykłym biegiem rzeczy zdarzają się wszystkim ludziom, już stawiałeś mały krok i w nim czułeś wiele zmęczenia, jakżeż będziesz mógł biec, by się zrównać z biegiem konia, co już nie jest zwykłym trudem i do czego trzeba większych, niż człowiecze, sił i szybkości? I gdy nie chciałeś porzucić pokoju i upodobań ziemskich, tj. twej zmysłowości, nie chcąc walczyć z nią ani się jej sprzeciwiać choć trochę, jakżeż będziesz śmiał wejść we wzburzone wody głębokich utrapień i cierpień duchowych?
28. O dusze, które chcecie chodzić pełne spokoju i pociechy w rzeczach duchowych, gdybyście wiedziały, ile wam trzeba znieść cierpień, aby dojść do tej pewności i pociechy! Gdybyście zważyły, że bez cierpienia nie tylko nie możecie się wznieść tam, gdzie pragniecie, raczej zawróciłybyście z drogi, nie szukając już żadnej pociechy ani od Boga, ani od stworzeń. Dźwigałybyście swój krzyż i przybite do niego pragnęłybyście pić samą żółć i ocet (J 19, 29; Mt 27, 34), i to poczytywałybyście sobie za wielkie szczęście! Żyjąc bowiem jak umarłe dla świata i dla siebie samych, żyłybyście w rozkoszach ducha dla Boga. A znosząc z cierpliwością i wiernością tę odrobinę trudów zewnętrznych, zasłużyłybyście sobie, by Bóg zatrzymał na was swe oczy, oczyszczając was i udoskonalając przez wewnętrzne cierpienia duchowe, aby tym głębiej wlać wam w dusze swe dary.
Wiele bowiem usług muszą spełnić dla Boga, wiele cierpliwości i stałości Mu okazać i być Mu bardzo przyjemnymi w swym życiu i czynach ci, którym On wyświadcza tę szczególną łaskę, że ich na ciężkie wystawia próby, by ich potem tym wyżej podnieść przez dary i zasługi. Takim był Tobiasz, któremu powiedział archanioł Rafał, iż ponieważ był przyjemny Bogu, uczynił mu Bóg tę łaskę, iż zesłał na niego pokusę, by go doświadczyć i tym wyżej podnieść (12, 13). I rzeczywiście, dalsze jego życie po tym doświadczeniu, jak mówi Pismo święte (14, 4), było pełne radości. To samo widać na przykładzie Joba, któremu Bóg, po uznaniu jego postępowania wobec dobrych i złych duchów, dał zaraz tę łaskę, że zesłał mu owe wielkie cierpienia, by go potem tym więcej uwielmożnić, pomnażając jego dobra doczesne i duchowe (rr. 1-2 i 42, 12).
29. Tak samo postępuje Bóg z tymi, których chce obarzyć szczególną chwałą. Zsyła im pokusy i pozwala, by ich doświadczały, aby ich potem podnieść tak wysoko, jak tylko można, tj. do samego zjednoczenia z mądrością boską, która, jak mówi Dawid, jest “srebrem w ogniu doświadczonym, wypróbowanym w ziemi” (Ps 11, 7), tzn. w ziemi naszego ciała i przeczyszczonym siedemkroć, czyli w najwyższym stopniu. Lecz nie będziemy się już więcej zatrzymywać tutaj, by objaśniać owe siedem oczyszczeń, wiodących do tej mądrości, jakie jest każde z nich i jak im odpowiada siedem stopni miłości. Mądrość ta jest jeszcze w tym życiu dla duszy, choćby najściślej z nią zjednoczonej, jak srebro, o którym mówi Dawid i dopiero w przyszłym życiu zamieni się jej w złoto.
30. Jest więc niezbędne, by dusza była bardzo cierpliwa i wytrwała w tych wszystkich wewnętrznych i zewnętrznych, cielesnych i duchowych, większych i mniejszych udrękach i trudach, które jej Bóg zsyła, przyjmując wszystko z Jego ręki dla swego dobra i korzyści i nie uciekając od nich, gdyż są one dla niej zbawienne. Powinna iść za radą Mędrca mówiącego: “Jeśli duch panującego uniesie się przeciw tobie, nie opuszczaj miejsca twego – tj. miejsca twego doświadczenia, którym jest to udręczenie, jakie ci zsyła – albowiem leczenie uczyni, że ustaną grzechy wielkie” (Koh 10, 4), tzn. zostaną wycięte korzenie twych grzechów i niedoskonałości, czyli złe skłonności. Zmagania się bowiem duszy wśród trudów i przykrości, i pokus wyniszczają złe i niedoskonałe skłonności duszy, oczyszczają ją i umacniają. Dlatego dusza powinna to uważać za wielkie dobrodziejstwo, gdy jej Bóg zsyła utrapienia wewnętrzne i zewnętrzne pamiętając, że [bardzo] mało jest tych, którzy zasługują na dojście przez cierpienie do doskonałości i znoszenie wszystkiego w celu osiągnięcia tak wysokiego stanu.
31. Wróćmy teraz do dalszego objaśnienia. Poznaje więc dusza w tym stanie, że wszystko obróciło się jej na dobro i że już sicut tenebrae ejus, ita et lumen ejus; “jak ciemność jej, tak i światłość jej” (Ps 138, 12) i jak była uczestniczką udręk, tak teraz jest uczestniczką pocieszenia i królestwa (2 Kor l, 7). Wszystkie cierpienia wewnętrzne i zewnętrzne zostały jej tak sowicie nagrodzone dobrodziejstwami Bożymi dla duszy i dla ciała, że nie było przykrości, której by teraz nie odpowiadała wielka nagroda. Wyznaje więc, jak szczodrze została wynagrodzona, mówiąc: i wszelki dług spłaca. Dziękuje Bogu w tym wierszu, jak Mu dziękował również Dawid za wyrwanie go z cierpień, gdy wołał w psalmie: “Jak wiele złych ucisków ukazałeś mi, ale znowu ożywiłeś mię i z przepaści ziemskich znowu mię wywiodłeś; rozmnożyłeś wielmożność Twoją i znowu mnie pocieszyłeś” (Ps 70, 20-21).
Tak więc ta dusza, która, zanim przyszła do tego stanu, była jak Mardocheusz siedzący u bram pałacu i płaczący po ulicach Suzy nad niebezpieczeństwem zagrażającym jego życiu, odziany w wór, nie chcący przyjąć szat od królowej Estery, nie nagrodzony za usługi, jakie oddał królowi i za wierność z jaką bronił jego czci i życia, teraz w jednym dniu, podobnie jak tenże Mardocheusz, otrzymuje zapłatę za wszystkie swe trudy i usługi. Nie tylko ją wprowadzają do wnętrza pałacu, by przed obliczem króla została okryta szatami królewskimi, lecz także otrzymuje koronę, berło, oznaki i pierścień królewski, aby wszystko według swej woli mogła czynić w królestwie swego Oblubieńca (por. Est rr. 4-8). Ci bowiem, którzy są już w tym stanie, otrzymują wszystko, czego pragną. W ten sposób nie tylko została wynagrodzona, lecz również zostali pozbawieni życia żydzi, jej wrogowie, którymi są niedoskonałe pożądania, usiłujące pobawić ją tego życia duchowego, jakim obecnie żyje wraz ze swymi władzami i pożądaniami. Dlatego mówi zaraz:
Przez śmierć wprowadzasz do życia pełności.
32. Śmierć nie jest niczym innym, jak tylko pozbawieniem życia. Gdy przychodzi życie, nie ma śladu śmierci. W pojęciu duchowym istnieją dwa rodzaje życia. Pierwszy, to życie w wiecznej szczęśliwości, polegające na oglądaniu Boga. To życie osiąga się dopiero przez śmierć naturalną, jak to mówi św. Paweł: “Wiemy bowiem, że gdy przybytek tego ziemskiego domu naszego się rozsypie, mamy przybytek Boga… w niebiesiech” (2 Kor 5,1). Drugi, to doskonałe życie duchowe polegające na posiadaniu Boga w zjednoczeniu przez miłość. To życie osiąga się przez całkowite umartwienie wszystkich wad, pożądań i swej własnej natury. Zanim to nastąpi, nie można dojść do pełności tego życia duchowego, do zjednoczenia się z Bogiem, jak to również wskazuje Apostoł w słowach: “Jeśli bowiem według ciała żyć będziecie, pomrzecie, ale jeśli duchem sprawy ciała umartwicie, żyć będziecie” (Rz 8, 13).
33. Stąd więc śmiercią, o której mówi tu dusza, jest stary człowiek, czyli używanie władz: pamięci, rozumu i woli, zajętych i oddanych rzeczom światowym, pożądaniom i upodobaniom w stworzeniach. Wszystko to bowiem jest objawem życia starego, które jest śmiercią dla życia nowego, czyli duchowego. I tym nowym życiem nie może dusza żyć całkowicie, jeżeli również całkowicie nie umrze stary człowiek. Upomina bowiem Apostoł, “by się wyzuć ze starego człowieka… a przyoblec się w nowego, który wedle Boga stworzony jest, w sprawiedliwości i świętości prawdy” (Ef 4, 22 i 24). W tym życiu nowym, o którym tu mówimy, czyli w tej doskonałości zjednoczenia z Bogiem, wszystkie pożądania i władze duszy, stosownie do swych skłonności i czynności, które same ze siebie były czynnościami śmierci i pozbawieniem życia duchowego, teraz zamieniają się w boskie.
34. Ponieważ zaś, jak mówią uczeni, każda żyjąca istota żyje przez swe działanie, więc dusza mając swe działanie w Bogu przez zjednoczenie się z Nim, żyje życiem Boga. Tak więc jej śmierć zamieniła się w życie, tj. życie zwierzęce zamieniło się w niej w życie duchowe.
Rozum bowiem, który przed tym zjednoczeniem poznawał w sposób naturalny, siłą i energią swego światła naturalnego oraz zmysłów naturalnych, teraz już zostawia zmysły na uboczu, gdyż jest kierowany i oświecany przez inny, wyższy pierwiastek nadprzyrodzonego światła Bożego. I tak zamieniła się dusza w boską, bo przez to zjednoczenie rozum jej i Boży stanowią jedność.
Również i wola, która przedtem kochała miłością przyziemną i martwą, samym tylko afektem naturalnym, teraz już zamieniła się w życie Bożej miłości, gdyż kocha w sposób wyższy afektem Bożym, kierowana mocą i wpływem Ducha Świętego, w którym żyje życiem miłości. Przez to zjednoczenie bowiem wola Jego i wola duszy stanowią [już] jedną wolę.
Pamięć, która w sposób naturalny przyjmowała tylko kształty i wyobrażenia rzeczy stworzonych, jest przemieniona przez to zjednoczenie, żeby “lata wieczne miała w pamięci”, jak mówi Dawid (Ps 76, 6).
Pożądanie naturalne, które miało tylko zdolność i siły do kosztowania smaku stworzeń powodujących śmierć, teraz jest przemienione w upodobanie i smak Boży, rządzone już i zaspokajane przez inny pierwiastek, w którym pełniej się ożywia, tj. przez rozkosz Bożą; a ponieważ jest ono z nią złączone, więc staje się pożądaniem Bożym.
Wszystkie wreszcie poruszenia, czynności i skłonności, które przedtem dusza czerpała z pierwiastka i sił swego życia naturalnego, teraz, w tym zjednoczeniu są przemienione w poruszenia Boże, umarłe dla swej naturalnej działalności i skłonności, a żyjące w Bogu. Dusza bowiem, jako już prawdziwa córka Boga, we wszystkim jest prowadzona przez Ducha Bożego, jak naucza św. Paweł, mówiąc: “Który chkolwiek bowiem ożywia Duch Boży, są synami Bożymi” (Rz 8, 14).
Tak więc, stosownie do tego, cośmy powiedzieli, rozum tej duszy jest rozumem Bożym, jej wola jest wolą Bożą, jej pamięć jest wieczystą pamięcią Bożą i jej rozkosz jest rozkoszą Bożą. Substancja tej duszy nie jest wprawdzie substancją Boga, gdyż dusza nie może substancjalnie przemienić się w Niego, jednak będąc z Nim tak ściśle jak tutaj złączona i tak pochłonięta przez Niego, jest Bogiem przez uczestnictwo w Bogu. Przeżywa się to wszystko w tym doskonałym stanie życia duchowego, chociaż nie tak doskonale jak w życiu przyszłym. W ten sposób dusza umarła dla wszystkiego, czym była sama w sobie i co było śmiercią dla niej, a żyje tym, czym jest Bóg sam w sobie.
Dlatego też, rozważając to, mówi słusznie w wierszu: Przez śmierć wprowadzasz do życia pełności. I może tu słusznie powiedzieć o sobie te słowa św. Pawła: “Żyję ja, już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Tak zupełnie zamieniła się śmierć tej duszy w życie Boże, że sprawdza się w niej również to powiedzenie Apostoła: Absorbta est mors in victoria; “Pochłonęła śmierć zwycięstwo” (1 Kor 15,54) oraz to, co mówi w imieniu Boga prorok Ozeasz: “O śmierci, będę śmiercią twoją” (13, 14), tzn. ja, który jestem życiem, stałem się śmiercią dla śmierci i śmierć została pochłonięta przez życie.
35. W ten sposób dusza zatopiona jest w życiu Bożym, daleka od wszelkiego pożądania doczesnego i naturalnego i od wszystkiego, co światowe i doczesne, bo wprowadzona została do pokojów królewskich, gdzie się raduje i weseli Umiłowanym swoim, “wspominając piersi Jego więcej niż wino”, i mówiąc: “Czarna jestem, ale piękna, córki jerozolimskie” (Pnp 1,3-4), gdyż moja czerń naturalna zamieniła się w piękno Króla niebios.
36. W tym stanie życia tak doskonałego czuje się dusza wewnątrz i zewnątrz jakby wśród ciągłych dni świątecznych i nieustannie napawa się jej duch jednym ogromnym rozradowaniem w Bogu, jakby pieśnią nową, zawsze nową, nabrzmiałą weselem i miłością w poznaniu swego szczęśliwego stanu. Czasami, pełna rozkoszy i szczęścia, powtarza w duchu te słowa Joba: “Sława moja zawsze się odnawiać będzie, a jak palma rozmnożę dni moje” (29, 20 i 18). Znaczy to, że Bóg, który będąc zawsze ten sam, odnawia wszystkie rzeczy, jak mówi Mędrzec (Mdr 7, 27), gdy już jest zawsze ze mną w mej chwale, zawsze będzie odnawiał tę moją chwałę i nie pozwoli jej (s.756) utracić świeżości, jak to przedtem bywało. I rozmnożę dni moje, tj. moje zasługi, aż do nieba, jak palma podnosząca tam swoje gałązki.
Zasługi bowiem duszy przebywającej w tym stanie są zazwyczaj ogromne, tak co do liczby, jak i co do jakości. Więc chodzi ona śpiewając Bogu w swym duchu dnia każdego to, co śpiewał Dawid w psalmie zaczynającym się od słów: Exaltabo te, Domine, quoniam suscepisti me, a zwłaszcza to, co się zawiera w dwóch ostatnich wierszach: Convertisti planctum meum in gaudium mihi etc., conscidisti saccum meum, et circumdedisti me laetitia…; “Wysławiać Cię będę, Panie, żeś mię przyjął… Odmieniłeś mi płacz mój w wesele, zdarłeś wór mój, a oblokłeś mię w wesele, aby Tobie śpiewała chwała moja i bym się nie smucił. Panie, Boże mój, na wieki wysławiać Cię będę” (Ps 29, 2 i 12-13).
Nie należy się dziwić, że tak często chodzi dusza w tym uszczęśliwieniu, rozradowaniu, używaniu i uwielbieniu Boga, bo oprócz poznania otrzymanych łask, czuje również, jak Bóg zabiega, by ją pieścić drogimi, czułymi i miłością tchnącymi słowy i wynosić ją przez coraz to nowe łaski; wydaje się jej, że nie ma On drugiej duszy na świecie, by się nią z czułością zajmować, ani żadnego innego zajęcia, jak tylko oddawać się jej samej. Daje to poznać mówiąc jak oblubienica z Pieśni nad pieśniami: Dilectus meus mihi, et ego illi; “Miły mój dla mnie, a ja dla Niego” (2, 16).