Żyć medytacyjnie

W SZKOLE MODLITWY czymś bardzo istotnym jest medytacyjne przeżywanie swojej codzienności: pracy, obowiązków, odpoczynku, spotkań etc.

By przybliżyć Ci ten styl życia, posłużę się dzisiaj kolejnymi fragmentami tekstów ojca Wilfrida Stinissena OCD zawartymi na kartach książki Ani Joga ani Zen.


Żyć medytacyjnie to zauważać ślady Boga w świecie, rzeczy muszą na nowo objawić swoją relatywność, czyli bycie w relacji. Martwa rzecz staje się żywa, niema zaczyna przemawiać. Wszystko zyskuje oblicze, wszystko ma oczy i usta, wszystko wychodzi nam na spotkanie jako ‘ty’.

Medytacja ma doprowadzić do poznania Boga takim, jakim On jest.

Zapomnieliśmy o czystym zasłuchaniu i dlatego też nie umiemy przyjmować milczenia.

Musimy właściwie zrozumieć, że nasza wolność, nasz pokój i radość są niezależne od rzeczy znajdujących się poza nami, ale od sposobu, w jaki na nie reagujemy. Nie jest najważniejsze to, co mamy, ale jak to przyjmujemy. Tak również jest z hałasem. To nie hałas przeszkadza medytacji, ale nasze niewłaściwe reakcje na hałas.

Tylko żyjąc w czystym zasłuchaniu, wejdziemy w rzeczywisty kontakt ze stworzeniem i jego Stwórcą.

Jeżeli musimy wydać osąd, ponieważ obowiązki nas do tego zmuszają, powinniśmy mieć świadomość, że jego wartość jest dość względna, że dotyczy tylko tego, co na zewnątrz, nie dotyczy głębi ludzkiej istoty.

Sąd spłyca drugą osobę, widzi ją tylko w tej konkretnej sytuacji, bez jej trudów i wysiłków, bez jej historii.

Zawsze chodzi o to, aby nie uciekać w inny świat, lecz żyć w tym świecie z perspektywy innego świata; Człowiek inteligentny to taki, który jest otwarty, nie ma uprzedzeń, brak mu utartych kategorii, taki, który w tej wolności wszystkim sytuacjom wychodzi naprzeciw.

Mam tyle roboty, że nie mam czasu na medytację. Kto mówi w ten sposób, sam siebie oszukuje. Zawsze znajdziemy czas na to, co uznamy za konieczne, (…) Kto nie ma czasu na medytację, ten potwierdza, że nie uważa jej za coś ważnego.

Sama aktywność musi stać się medytacją. Dopóki nie odkryliśmy właściwej relacji miedzy aktywnością i medytacją, dopóty one zawsze będą pozostawać ze sobą w konflikcie.

Bóg nie jest tylko Bogiem tych, którzy wycofali się z hałasu zewnętrznego życia.

Tym, co w najwyższym stopniu przyczynia się do wyeliminowania naszego „ja”, jest nie myślenie o efektach swej pracy w czasie jej wykonywania. Zwykle dzieje się tak, że podczas pracy więcej myślimy o efektach pracy niż o niej samej.

Wolność to nie robienie tego, co lubisz robić, ale lubienie tego, co robisz. Czy praca cię wzbogaci, czy zuboży, przyniesie ci sławę, czy spotkasz się z krytyką – to nie ma znaczenia. Robisz to, co w danej chwili masz do zrobienia. Rezultat spoczywa w rękach Boga. Troska o rezultaty niemal zawsze ma swoje korzenie w trosce o własną chwałę, zysk, sytuacje ekonomiczną.

Jedyne pytanie, jakie sobie stawiam w życiu, to pytanie: co mam robić właśnie w tym momencie.

Słychać sporo narzekań, że czasy są złe, świat zdeprawowany, a ludzie zmierzają ku własnej zagładzie. Już w czwartym i piątym wieku mówił o tym św. Augustyn: ”Ludzie mówią: czasy są złe, czasy są trudne. Jednak czasy to my. Jakimi my jesteśmy takimi są czasy”. Kto chce zmieniać świat, musi zacząć od zmiany siebie. A kto zaczyna zmieniać siebie jako pierwszy rezultat zauważy, że zmienił swój stosunek do świata. Świat wydaje mu się inny. (…) Wszystko staje się środkiem objawienia Bożej miłości. Teraz zamiast gubić się w rzeczach, toniemy w Bogu.

Świat ukazuje się człowiekowi takim, jakim go widzi zależnie od punktu ciężkości, jaki wybiera. Kiedy jego punkt ciężkości spoczywa na zewnętrznej stronie jego ciała, na tym, czy jest wielki czy mały, brzydki czy ładny, to tak samo patrzy na innych ludzi – jako pięknych lub brzydkich, atrakcyjnych lub odrażających. Jeżeli identyfikuje się ze swoim umysłem, to dzieli ludzi na mądrych i głupich. Jednak, kiedy punkt ciężkości spoczywa na tym, co w nim samym jest najgłębsze, na Bożym istnieniu, to również wszędzie, u wszystkich ludzi, odkrywa to Boże życie. Najgłębsza głębia serca jest także najgłębszą podstawą świata. Wówczas nie musisz iść do muzeum, aby obejrzeć dzieła sztuki: spotykasz je na ulicy. Dawny świat poszedł z dymem i narodził się nowy: taki, który nie jest produktem umysłu sprzed miliardów lat, ale światem stwarzanym z chwili na chwilę, który nie ma innego celu, jak tylko śpiewać o miłości Boga w tonacjach, które rozciągają się od tego, co my ludzie nazywamy cierpieniem, aż po najwyższe ekstazy szczęśliwości.

wybrał o. Mariusz Wójtowicz OCD