Herman Cohen Augustyn Maria od Najświętszego Sakramentu OCD
1820-1871
Dnia 28 sierpnia 1847 roku w kaplicy Instytutu Naszej Pani z Syjonu młody Herman przyjął chrzest. Na zakończenie ceremonii powiedział do najbliżej stojących, że podczas celebracji widział niebo otwarte przed sobą. W liście do pewnej osoby napisał:
Bóg przyzwolił, abym ja, nędzny ziemski robak, dostąpił łaski, której nie umiem nazwać ani pojąć, iż mogłem widzieć przez krótką chwilę coś, co ledwie ośmielę się wspomnieć: widziałem wielką jasność bezkresną (mimo zamkniętych oczu ciała, ale oczyma duszy szeroko otwartymi ze zdumienia), w przestrzeni bez granic, albo nawet poza wszelką przestrzenią, bo moje spojrzenie sięgało coraz dalej, coraz dalej!… i z żadnej strony nie napotykało przeszkód… i ujrzałem miriady aniołów, które śpiewały hymny brzmiące niewysłowioną słodyczą, melodią tak piękną, tak porywającą, że ucho ludzkie nigdy takiej nie słyszało… i przenikało mnie słodkie ciepło… Pośrodku królowało światło jeszcze jaśniejsze: stał tam tron chwalebny, na którym zasiadał nasz Pan Jezus Chrystus, promieniejący wieczną młodością, a po Jego prawicy – umiłowana Matka Jego…
Był muzykiem, który często poprzez swój artyzm przywoływał dla siebie i dla innych światy nieskończone i rajskie. Odkąd na oczach wielu wielbicieli jego talentu przyjął chrzest, niektórzy zaczęli okazywać mu pogardę i drwić z niego. On zaś wkroczył «okazowo» w świat nieskończonego piękna i muzykalności, a Bóg – który nigdy nie jest małostkowy – pozwolił mu natychmiast zakosztować przyszłych rozkoszy.
Toteż nie mogły go już zranić szyderstwa Bakunina, dawniej przyjaciela (założyciela Międzynarodowego Aliansu Demokracji Socjalistycznej), który prześmiewczo składał hołd jego nowo odkrytej „świętości”. Herman naprawdę widział na własne oczy to niebo, w którym słowo „świętość” definiuje wszystko i wszystko czyni godnym czci.
Na chrzcie przyjął imiona Maria Augustyn Henryk. Imię wielkiego konwertyty z Hippony. Przybierając zaś imię «Maria», pragnął zawierzyć się całkowicie swej nowej Matce niebieskiej, którą nauczył się kochać.
Przewidywał, że za swe nawrócenie przyjdzie mu zapłacić wysoką cenę: jego ziemska matka, która poświęcała się dla niego, dla jego sztuki i dla jego sławy, nigdy by się nie zgodziła, aby jej syn przeszedł na katolicyzm.
„To jedna z jego zwykłych fanaberii” – stwierdziła rozgniewana, kiedy doszła do niej wieść, że on właśnie to uczynił, i przez lata nie ustawała w wysiłkach, by przekonać go, że powinien odstąpić od „tego głupiego szaleństwa”.
A było to rzeczywiście szaleństwo, lecz w sensie ewangelicznym. On, Herman, rzeczywiście oszalał dla dwóch nierozerwalnych miłości: Matki Bożej i Eucharystii; Najświętszej Hostii – Ciała Chrystusa, i Najświętszej Dziewicy, która przygotowała dla niego ten dar Przenajświętszego Ciała.
Po raz pierwszy przyjął je w wieku dwudziestu siedmiu lat, 8 września 1847 roku. Tym razem nie chciał nawet wspominać o darach, jakimi Bóg go obdarzył. Parafrazując słowa oblubienicy z Pieśni nad pieśniami, mówił: Secretum meum mihi – „Mój sekret jest mój”. Lecz w swym dzienniku zapisał:
O Jezu, moja Miłości, ledwie ośmielam się to wyznać, ale jeśliby wiara nie nauczała, że największą radością jest przebywać z Tobą i kontemplować Cię w niebie, nie uwierzyłbym, że może istnieć radość większa niż ta, jakiej doznaję, miłując Cię w Eucharystii i przyjmując Cię do mego biednego serca, które staje się tak bogate w Tobie!
Czuł, że w swych pobożnych praktykach nie powinien poprzestać na samym tylko przyjmowaniu Eucharystii. Pewnego dnia wszedł przypadkiem do kościoła Karmelitanek, gdzie właśnie wystawiony był Najświętszy Sakrament, i został tam aż do wieczora. Kiedy mu powiedziano, że pora wychodzić, odparł: Wyjdę razem z tymi paniami, które modlą się tam w głębi kaplicy. Wyjaśniono mu, że „tamte panie” nie wychodziły nigdy i nigdy się nie oddalały od tego miejsca, ponieważ nieustannie towarzyszyły tam swemu Panu. Był tym poruszony. Niezwłocznie udał się do arcybiskupa Paryża i poprosił o zgodę na zorganizowanie Dzieła nocnej adoracji w kościele Matki Bożej Zwycięskiej. Pierwszymi, którzy się przyłączyli, poza samym arcybiskupem, byli pewien francuski hrabia i pewien hiszpański dyplomata. Potem przyszli inni i można było rozpocząć „dyżury” na modlitwie adoracyjnej.
Jedna z zasad obowiązujących członków Dzieła – wywołująca niekiedy rozbawienie przypadkowych osób obecnych w kościele – była taka, by nigdy nie odwracać się plecami do tabernakulum. Zawsze wychodzili więc z kościoła, idąc tyłem. Skoro taka zasada nie dziwiła nikogo na dworach królewskich, dlaczego by jej nie stosować przed Królem niebios?
Cdn.
o. Stanisław Fudala OCD