On Mu rzekł: Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości. Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną. Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.
Jeśli traktujesz poważnie twoją relację z Jezusem, to – wcześniej czy później – spocznie na tobie Jego przyjacielskie spojrzenie, wobec którego nie możesz pozostać obojętny. I tak od twojej decyzji zależy, czy ta przyjaźń zacznie się pogłębiać, poszerzać i roztaczać coraz dalsze horyzonty, czy też spłycać, karłowacieć i w końcu zanikać. W tym kluczu rozważ z uwagą tekst św. Teresy od Jezusa, opisujący kondycję człowieka przebywającego w trzecim mieszkaniu Twierdzy Wewnętrznej:
Takich dusz, sądzę, z łaski Bożej wiele jest na świecie; pragną one nie obrazić w niczym Boskiego Majestatu, wystrzegają się nawet grzechów powszednich, spełniają chętnie uczynki pokutne, mają swoje godziny wyznaczone do skupienia się w duchu, czasu dobrze i pożytecznie używają; ćwiczą się w uczynkach miłosiernych względem bliźnich, powściągliwe są w mowie i w ubraniu; domem też, jeśli go mają, pilnie zarządzają. Jest to bez wątpienia stan pożądany i nie widać, co by takim duszom mogło bronić dalszego, aż do ostatniego mieszkania, postępu. Pan im pewno pomocy swojej nie odmówi, skoro zechcą, bo piękne takie usposobienie ich wewnętrzne czyni je zdolnymi do otrzymania wszelkiej łaski.
(…) Ponieważ jednak na to, aby Pan całkowicie wziął duszę w posiadanie, potrzeba czegoś więcej, nie starczą tu same pragnienia, jak nie starczyły młodzieńcowi w Ewangelii, którego Pan wezwał do doskonałości. Od pierwszej chwili, jak zaczęłam to pisanie o mieszkaniach duszy, młodzieniec ten ustawicznie stoi mi przed oczyma, bo i my dosłownie tak samo postępujemy, stąd po większej części pochodzą wielkie oschłości, jakie cierpimy na modlitwie, choć mogą być i inne przyczyny. (Twierdza wewnętrzna M 3, 1, 5-6)
Walcząc i będąc wytrwałym, umacniasz się w decyzji, aby nigdy nie wyjść ze swej twierdzy wewnętrznej, tzn. nigdy nie zerwać więzów przyjaźni pomiędzy tobą, a Jezusem. Może już nauczyłeś się łączyć codzienną modlitwę z rozważaniem, odnosząc jego treści do własnego życia (np. w postaci rachunku sumienia). Taką drogę wybrałeś. Praca nad sobą przyniosła w końcu pierwsze widoczne owoce: natura (twoje życie) zaczęła współgrać z łaską (życie Boga w tobie). W ten sposób rozpocząłeś pracować nad cnotami – dobrymi przyzwyczajeniami.
Z punktu widzenia ascetyki (własnej pracy) jesteś w dobrej sytuacji, ale nie z punktu widzenia mistyki (pracy Boga w tobie). Trzecie mieszkanie, o którym pisze Teresa od Jezusa, to miejsce, gdzie – niestety – większość chrześcijan spędza całe swoje życie, albo przynajmniej jego większość. Jeszcze za dużo w tym mieszkaniu człowieka i jego zapatrzenia w siebie, a za mało Boga i skierowania wzroku ku Niemu. Człowiek bowiem zbudował sobie osobistą świętość, wzniósł fasadę uczynków, którymi się chlubi, postąpił w cnocie, w uporządkowaniu, w modlitwie, umocnił się duchowo. Na zewnątrz nie brakuje mu niczego, ale, aby wejść w głąb siebie, trzeba czegoś więcej – oddania siebie. Istnieje bowiem dalsza droga do doskonałości, której do której wzywa wymaga Chrystus, a człowiek nie może się zachować wobec takiej prośby, jak bogaty młodzieniec (bo nie jestem jeszcze u celu). Uczynił wiele i jest już bogaty wewnętrznie. Jednak ryzykuje – zaczyna to wszystko przypisywać sobie i żywić przekonanie, że Bóg potrzebuje wszystkich tych jego dzieł i wysiłków. Zaczyna bardziej wierzyć swym dziełom, staje się głuchy na dalsze Boże wezwania; w konsekwencji odwraca się od Boga, nawet tego nie zauważając. Grozi mu zapatrzenie w siebie, w swoje możliwości, umiejętności. Teresa od Jezusa przestrzega w tym miejscu przed wyrachowaniem i połowicznością – wie z doświadczenia, ile nacierpiała się z powodu braku całkowitego oddania się Bogu. W ten sposób pragnie zaoszczędzić swoim siostrom i tobie niepotrzebnego bólu.
A Bóg w takiej sytuacji chce ochronić cię przed pychą, przed autokanonizacją i apoteozą twoich własnych osiągnięć. Stąd zachęca cię do umniejszania, aby On mógł w tobie wzrastać.
I jeszcze słowo o tym, jakie zasadzki mogą na ciebie czekać w trzecim mieszkaniu. Jego mieszkańcy wydają się sobie samym na tyle dojrzali, że potrafią panować nad światem – a w rzeczywistości chwieją się, kiedy dotyka ich próba, nie akceptując żadnej pomocy, czy rady. Ich poczucie wyższości w drodze nie pozwala im na to. Te osoby tak dobrze się ascetycznie zorganizowały i ustawiły, że niemal się autokanonizowały. Chcą pouczać innych, nie tolerują sprzeciwu, dają za przykład swoje próby, chcą, aby inni byli zorganizowani tak, jak oni, wszystkim się gorszą. To postawa kontrolowana, wyrachowana, narcystyczna, bez śladów zdrowej fantazji czy entuzjazmu, bez uderzeń tętna miłości.
Teresa opowiada o takich ludziach z wielką ironią, wręcz kpi z tego typu „doskonałości”. Jest bardzo kategoryczna i krytykuje faryzeizm, który może stać się udziałem osoby w tym mieszkaniu. Święta postępuje w ten sposób, chcąc odciągnąć człowieka od zajmowania się samym sobą. Przecenianie siebie, „święte iluzje” – oto cecha przebywających w trzecim mieszkaniu. Rodzi ona niebezpieczeństwo braku wzrostu i cofnięcia się w rozwoju wewnętrznym (zachwycam się moim salonem pełnym moich trofeów).
Przecenienie siebie prowadzi do stawiania Bogu żądań w sposób bardzo wyrafinowany. Człowiek prosi o pociechy na modlitwie, a gdy ich nie otrzymuje – obwinia Boga: ja już swoje zrobiłem, teraz czekam na zapłatę. A tutaj nie ma już miejsca dla sprawiedliwości w ludzkim wydaniu, tu trzeba miłości. Bóg daje w obfitości, kiedy człowiek wszystko przyjmuje jako dar, a nie zapłatę – coś, co się mu należy. To miłość powstrzymuje Go od dawania mu tych darów, o które prosi, bo inaczej wzrósłby
w pychę, mniemając, że ma wpływ na Boga. On nie chce przytakiwać ludzkiemu samozadowoleniu. To nie zaliczanie Bożych darów, ale otwartość na Osobę.
Wobec tego niebezpieczeństwa Teresa wzywa do pokory. Jednakże pokora nie polega na zahamowaniu tęsknoty, ale na jej oczyszczeniu – tutaj człowiek nie żąda, ale pokornie prosi
o miłosierdzie. Bądź wola Twoja – niech moje życie stanie się Twoim niebem. Trzecie mieszkanie zatem to mieszkanie posłuszeństwa. Pokorne posłuszeństwo, które przemierza drogę Krzyża i uczy swobody ducha.
Zadanie w tym mieszkaniu – wobec pokus samowystarczalności, autozbawienia i zbawiania innych – to całkowite przylgnięcie do Woli Boga, mnie, nieużytecznego sługi. To kierowanie się pokorą, która daje ci właściwe miejsca, wyzwala serce od wygórowanych oczekiwań i zachęca do wypełniania nakazów posłuszeństwa w konkretach: życia ci nie wystarczy na wypełnienie tego. W tym mieszkaniu masz sposobność doświadczyć – dzięki pokorze i posłuszeństwu – darmowości Boga. Tutaj łaska spotyka się najbardziej z uczynkami.
Jeśli pójdziesz za tokiem rozważania św. Teresy to zauważysz, że do trzeciego mieszkania to ty – człowiek – bardziej szukałeś Boga. Od czwartego to On – Bóg – zaczyna bardziej szuka ciebie.
Przyjmij postawę apostołów i uwierz słowom Jezusa: Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą. Jezus odpowiedział: Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym.