Dzisiejszym odcinkiem zakończmy omawianie modlitwy w życiu kard. Karola Wojtyły z czasów sprzed wyboru na Namiestnika Chrystusowego. Na pierwszym miejscu skupmy uwagę na „Środowisku”, które nazywało go „Wujkiem”. Wyznają, niemalże chóralnie, jego przyjaciele do tegoż „Środowiska” przynależący, że spotkania z nim były prawdziwą szkołą modlitwy i umacniania komunii z Bogiem. Zacytujmy: „Kiedy Wujek wypoczywał z nami na wycieczce, zawsze znajdował czas na własną modlitwę i medytację” (Zapis drogi. Wspomnienia o nieznanym duszpasterstwie księdza Karola Wojtyły, Kraków 1999, s. 59). Albo: „Codziennie rano była Msza św. polowa, przeważnie za ołtarz służyły kajaki. Było to m.in. chwalenie Pana w tym, co z Jego łaski jest takie wspaniałe w przyrodzie, w której Jego obecność czuje się szczególnie. A wieczór – ognisko. Potem wieczorna modlitwa i Idzie noc. To zresztą towarzyszyło nam na wszystkich wyprawach. Rachunek sumienia prowadzony był w charakterystyczny dla Wujka sposób: rzucanie myśli, problemów...” (Tamże, s. 193). Lub jeszcze: „Był do tańca i do różańca” (Tamże, s. 206). „Jego pobyt na kajakowych wyprawach, a następnie na stacjonarnych kajakach, stwarzał dla nas okazję bycia małym kościołem zgrupowanym wokół Pasterza. Ta parafia żyła własnym życiem nie tylko w czasie wakacji, ale także w posłudze duszpasterskiej księdza Karola, naszego Wujka. Obecność Wuja w czasie spływu lub stacjonarnego odpoczynku w lesie nad wodą uczyła nas wszystkich, by dzień zaczynać od wspólnej modlitwy do Boga, uczestnictwem we Mszy św. i Eucharystii. Wszyscy słuchaliśmy słowa Bożego i homilii Wujka, w której zawarte były problemy do ewentualnych przemyśleń na dany dzień. Msza św. odprawiana była zawsze w konspiracji [czasy PRL-u] przed nieproszonymi gośćmi, lecz za to na cudownych i niepowtarzalnych ołtarzach – (...) na wiosłach przymocowanych do dwu rosnących drzew, albo na odwróconych kajakach. (...) Wujek nauczył nas kończyć dzień rachunkiem sumienia i modlitwą. Zwykle miało to miejsce przy ognisku” (Tamże, s. 276-277).
W odniesieniu do rzeczywistej potrzeby konspiracyjności tych Mszy św. (zob. tamże, s. 93-94, 305), Kardynał uspokajał zalęknionych przyjaciół, gdy podczas odprawiania polowej Mszy św. pojawiały się jakieś podejrzane osoby, czy słychać było warkot milicyjnego motocykla: „Nie robimy nic złego, nie mamy się czego obawiać” (tamże, s. 201). Zabawne okazało się w konsekwencji, ale przysporzyło początkowo wszystkim nieco strachu niewinne wydarzenie w pociągu w Sanoku, gdy grupa wracała z ks. bp Wojtyłą z Bieszczad: „Nagle do przedziału wtargnął konduktor i krzyknął: Czy jest tu biskup? Zaniemówiliśmy, a on widząc nasze miny dodał: Uczeń Biskup z Rybnika. Wujek pierwszy odpowiedział: Nie ma go tutaj, a poczciwy konduktor wyjaśnił, że znalazł legitymację tegoż Biskupa i szuka go, by mu ją oddać” (tamże, s. 249).
Przyjaciele księdza Kardynała nie omieszkują podkreślać jego wierności modlitwie brewiarzowej: „Wypływał sam na jezioro lub oddalał się gdzieś wzdłuż brzegu, by odmawiać brewiarz, modlić się i rozmyślać” (Tamże, s. 272). „Kiedy jechaliśmy na wycieczkę przepełnionym wagonem, brewiarz odmawiał stojąc (...) okrakiem na prawej i lewej ławce, trzymając go pod samą świecącą lampą sufitową” (Tamże, s. 103). A gdy na Drawie w jednym dniu przepłynęli odcinek przewidywany na dwa dni, wskutek czego bardzo późno mogli rozbić wieczorem swoje obozowisko, ks. Kardynał powiedział: „Za te całodzienne harce zmówię brewiarz przy latarce” (Tamże, s. 247).
Kardynał omadlał nadto sprawy „Środowiska” i tworzących je osób, a także osobiste i rodzinne ich problemy: „Jeżeli coś jest w nas pozytywnego, to dzięki Wujkowi, który jakoś niepostrzeżenie nas kształtował. W dużej mierze obmadlał nasze problemy, z czego może nie zawsze zdawaliśmy sobie sprawę” (Tamże, s. 139).
Skądinąd sam Ojciec Święty, w cytowanej już swojej książce „Dar i tajemnica”, nie omieszkał zaznaczyć, że jako arcybiskup krakowski i kardynał często usuwał się niejako na miejsce pustynne (por. Mk 1,35), aby się modlić. Miejsca te były różne: mazurskie jeziora, polskie Tatry, kalwaryjskie dróżki, karmelitańskie klasztory. Posłuchajmy: „Wszystkie te doświadczenia duchowe wyznaczały jak gdyby szlak modlitewny i kontemplacyjny mojej drogi do kapłaństwa, a potem w kapłaństwie, aż do dnia dzisiejszego. Droga ta, w pewnym sensie od dziecka, ale bardziej jeszcze później, kiedy byłem kapłanem i biskupem, prowadziła mnie wielokrotnie na dróżki maryjne w Kalwarii Zebrzydowskiej. (…) Często tam przyjeżdżałem, aby samotnie wędrować po owych dróżkach i modlić się” (Dar i tajemnica, dz, cyt., s. 31). Wcześniej jeszcze, zawsze w tym kluczu modlitewnym, Ojciec Święty wyznaje: „Utrzymywałem również kontakty z Zakonem Karmelitów Bosych (…). Odwiedzałem ich, a raz nawet odprawiłem u nich swoje rekolekcje zamknięte, korzystając z pomocy o. Leonarda od Męki Pańskiej. W pewnym okresie zastanawiałem się nawet czy nie powinienem wstąpić do Karmelu” (Tamże, s. 26).
O tym, jaką moc Karol Wojtyła jako arcybiskup krakowski przypisywał modlitwie wstawienniczej, i nie zawiódł się, świadczy też powszechnie znany fakt zwrócenia się przez niego w 1962 r. do o. Pio z Pertelciny z prośbą o jego modlitwę o uzdrowienie p. Wandy Półtawskiej, co opowiada sama zainteresowana na łamach miesięcznika Nasza Arka (nr 1/2001), gdzie czytelnik znajdzie też przedruk listów kard. Wojtyły do o. Pio.
Wspomina nadto niedawno zmarły kard. Zenon Grocholewski: „W czasie moich studiów rzymskich mieszkałem w Papieskim Kolegium Polskim, w którym zatrzymywał się Arcybiskup Krakowski podczas swoich pobytów w Wiecznym Mieście. Przez jakiś czas miałem pokój obok kaplicy. Podczas pobytu Kardynała Wojtyły każdego dnia, najczęściej po jego intensywnych zajęciach, regularnie bardzo późnym wieczorem słychać było kroki Kardynała zmierzającego do kaplicy, w której w tym czasie nie było już nikogo, oprócz Chrystusa utajonego w Najświętszym Sakramencie. Przebywał tam długo na rozmowie z Boskim Mistrzem. To mnie budowało i budziło zaufanie do niego” (zob. G. Gałązka, Panie, naucz nas modlić się, Marki 2004, s. 16).
Wymownym jest też fakt, że 26 września 1978 r., tj. na krótko przed wyjazdem do Rzymu na konklawe, z którego już nie wrócił do Krakowa, kard. Wojtyła przybył do Czernej, gdzie grupa księży archidiecezji, wyświęconych w 1966 r., odprawiała swoje rekolekcje. Tam, zbierając ich przed grobem św. Rafała Kalinowskiego (wówczas Sługi Bożego), stawił im przed oczy wzór świętości kapłańskiej, skierował spontaniczne wezwania do Kandydata na ołtarze i modlił się o jego beatyfikację (zob. Otto od Aniołów, Ojca Świętego Jana Pawła II związki duchowe z Karmelem, w: Nasz Karmel (Kraków), listopad 1978, s. 7).
Szczepan T. Praśkiewicz OCD
na podstawie: Jan Paweł II - Mąż ustawicznej modlitwy. wyd. Karmelitów Bosych, Kraków 2004
fot.vaticannews.va