Na kilka dni przed Wigilią Bożego Narodzenia kończę trzymiesięczny kurs nauki języka kinyarwanda w Kigali i wracam do Gahunga na naszą parafię u podnóża wulkanów. Zmienia się zatem nieco klimat i krajobraz. Jest chłodniej, a tutejszy wiatr ma w sobie coś
z dynamicznych ruchów ugandyjskich tancerzy. Jest bardziej gwałtowny i rześki. Może właśnie dlatego, że wieje z tamtej strony – od Ugandy, która znajduje się tuż za progiem tzn. po drugiej stronie Wulkanów. Wyobrażam sobie, że ten nieokrzesany żywioł rozpędza się w bezkresnej przestrzeni Congo i Ugandy, aby w małej, przytulnej Rwandzie nieco złagodnieć
i przyhamować.
Dzielnica Kigali – Nyamirambo, w której czasowo zamieszkiwałem goszcząc w klasztorze karmelitanek bosych, charakteryzuje się między innymi tym, że jest tam wielu Muzułmanów. Mają swoje sklepy, szkoły i oczywiście meczety. Zamiast tychże meczetów, które codziennie mijałem w stolicy widzę znów majestatyczne wulkany osnute obłokiem u samego szczytu. Zamiast krzykliwego nawoływania muezinów na modlitwę, słyszę okrzyki bawiących się dzieci, które były moimi pierwszymi nauczycielami tutejszego języka. Zamiast wrzawy ulicznego ruchu samochodów, od czasu do czasu słyszę płaczliwe beczenie kozy, muczenie krowy sąsiadów, czasem zaszczeka nasz pies.
Zastaję moją wspólnotę braci w ferworze pracy duszpasterskiej. Bartek – choć najstarszy z nas, wraz z Ezechielem udają się na stacje misyjne, aby sprawować Eucharystię również w najdalszych zakątkach naszej parafii. Bracia spowiadają, głoszą naukę, odwiedzają chorych, udzielają Komunii. Proboszcz – Jean François spowiada w parafii, spotyka się z grupami i dyżuruje w kancelarii. Ja wraz Jean Marie spowiadamy grupę młodzieży i dzieci, dla których na zakończenie spotkania odprawiamy Mszę św. w plenerze. Jest to dla mnie moment ekstatyczny. Słońce chyli się ku Zachodowi. Mam przed sobą usłaną wzgórzami Rwandę, widok na jezioro i to, co najpiękniejsze: młodych Chrześcijan z Gahunga. Przed chwilą byłem świadkiem ich spotkania z Jezusem w Sakramencie Spowiedzi. Teraz widzę, jak karmią się Bogiem przyjmując Umubiri wa Kristu – Ciało Chrystusa. Na własne oczy przekonuję się, jak wspaniałe jest dzieło Stworzenia i jak o wiele wspanialsze jest dzieło Odkupienia, którego preludium stanowi tajemnica Wcielenia – zaręczyny Boga z ludzkością.
Tego dnia rozeszliśmy się do zajęć zaraz po Jutrzni. Ponownie gromadzi nas schyłek dnia, który ma swój niepowtarzalny urok. Zmęczeni, odpoczywamy w cieniu łagodnego wieczoru sycąc się jego ciszą i spokojem. Wspólne recytujemy Nieszpory, następnie modlitwa wewnętrzna i kolacja. To okazja by pogawędzić dzieląc się makaronem, owocami, ziemniakami, fasolą i historią dnia. Popijamy ikivuguto – coś pomiędzy jogurtem, a kwaśnym mlekiem.
Jutro Wigilia. Nie ma Pasterki, bo w nocy nikt nie wychodzi z domu. Nie ma śniegu, kolorowych lampek i kolęd. Nie ma też karpia. Zamiast kolęd będą bębny (dokładnie o północy). Mamy konserwy mięsne z Polski i sernik upieczony przez Telesfora – Rwandyjczyka. To nasz elektryk, stolarz, piekarz, murarz, fryzjer i mechanik w jednej osobie. Bartek przekazał mu swój finezyjny charyzmat kulinarny. Będzie też choinka i Dzieciątko.
W odmiennych warunkach odkrywam istotę Świąt Bożego Narodzenia. Odkrywam Słowo, które Ciałem się staje. Długie wieczory spędzam na czuwaniu wraz z Maryją – Matką Słowa przygotowując krótkie homilie w języku kinyarwanda. Chciałbym, aby pośród moich słów wybrzmiało Słowo, które dotyka.
o. Paweł Porwit OCD