Mieszkamy w starym domu w parku. Jest nas sześcioro. Pracuje tylko Tata, jest trudno. Czasem dzielimy naprawdę niewielką ilość na wiele talerzy. Rodzice starają się nad wszystko dać nam to czego potrzeba w święta. Robimy pisanki, stroimy koszyczki, starszy Brat ozdabia dom forsycjami. Mama sprytnie uwija się w kuchni. Nie wiem skąd odbierają, by zrobić tych kilka świątecznych przysmaków.
W sobotę koło południa słyszę ich rozmowę. Tata pyta czy na pewno, przecież mamy tak niewiele.. potem już tylko przez okno widzę Tatę idącego ścieżką. Trzyma w ręku kilka pakunków. Wchodzę do kuchni, mama rozpromieniona. Jest dopiero połowa dnia, a już zniknęła połowa przygotowanych ciast i potraw. Pytam Mamę gdzie Tata. Tata idzie do baraków, które znajdują się na obrzeżach parku. Mieszkają tam bezdomni.
Wzrusza mnie to i konfrontuje. Ja chętnie daję tam gdzie pachnie, gdzie ludzie patrzą i gdzie docenią. A Mama? Jej lewa ręka nie wie co robi prawa. I w ogóle myślę, że byliśmy, oni byli wtedy najbogatsi na świecie… Bo przecież Jego Królestwo nie jest z tego świata, z naszych kategorii. A abp Grzegorz Ryś mówi, że ubóstwo jest mierzone tym, ile potrafimy oddać.
Dzięki Ci Mamo.
Wam – “Zupa na Plantach” w Krakowie – też dziękuję. Pokazaliście mi, że to nie są po prostu bezdomni. To są LUDZIE dotknięci kryzysem bezdomności. To naprawdę różnica.
Blanka Mazur
fot. deon