Wojna między dobrymi?
s. Anna Maria od Opatrzności Bożej OCD
Jak swego prześladowcę można uważać za dobroczyńcę? Czy w jawnym konflikcie obie strony mogą pozostawać wolne od winy? Jak ocalić pokój we własnym sercu i budować go w swoim środowisku w czasach zamętu i niepokoju? Odpowiedzi na te i inne, nie mniej prowokujące, pytania dostarcza historia Karmelu...
Podjąć wyzwanie
Lizbona, Wielki Piątek roku 1593. Tego dnia odseparowana od wspólnoty i zamknięta w klasztornym karcerze Maria od św. Józefa (1548–1603) nie może uczestniczyć w Liturgii Triduum Paschalnego. Udręczona do ostatka chwyta w końcu za pióro i pisze „List ubogiej i schwytanej [karmelitanki] bosej” (Carta de una pobre y presa descalza). Zwraca się w nim do swych współsióstr, które cierpią z powodu utraty ukochanej Przeoryszy – karnie złożonej z urzędu za obronę Konstytucji terezjańskich oraz za (wyolbrzymioną do rangi skandalu) przyjaźń z o. Hieronimem Graciánem – oraz zamętu i zamieszania, jakie aktualnie dają się we znaki w całym Zakonie.
Nie prosi ich jednak o współczucie: „Nie wiem, najdroższe siostry i córki moje, czy dając miejsce kobiecej namiętności i czułości, mogę płakać razem z Wami, albo czy podążając za odruchem serca, mogę użalać się nad Waszym bólem, ponieważ jest nie do ścierpienia, abyście na prawach ścisłej przyjaźni, jaka nas łączy, płakały nad tym, z czego ja się śmieję, lub narzekały na tego, który mi czyni dobrodziejstwa... Pogrążona w bólu, ale nie w rozpaczy Maria rzuca swym siostrom wyzwanie! Dlaczego się niepokoicie? Czy może przypadkiem ignorujecie chwałę i bogactwo utrapienia...? Nie chcę wierzyć, że coś z tego lekceważycie, jestem przecież świadkiem żarliwości Waszych serc i Waszych płomiennych słów, w których odkrywałyście gorące pragnienia śmierci dla Chrystusa...”.
Pozbawiona wolności, przysługujących jej praw i dobrego imienia Maria Salazar – dostrzegając w owym przykrym położeniu szansę wzniesienia się na wyższy poziom wiary – widzi w swoim gnębicielu, o. Mikołaju Dorii (1539–1594), „tego, który jej czyni dobrodziejstwa”. Wszystkie drogi wiodące do jej uwolnienia przy pomocy ludzkich środków zostały odcięte przez nałożone mniszkom z Lizbony restrykcje i nakazy. Przełożony Generalny dołożył wszelkich starań, by nikt nie dowiedział się o tym, co się z nią dzieje. Po ludzku sytuacja bez wyjścia. Żal, bunt, sprzeciw, agresja, poczucie krzywdy i niesprawiedliwości byłyby w tym przypadku normalną reakcją... Tym bardziej więc zdumiewa hart jej ducha i ewangeliczny sposób rewanżowania się miłością: „Błagam pokornie, abyśmy dla powiększenia swojej zasługi przed naszym Królem, wszystkie dostosowały swoje postępowanie do tego, by miłować tych, którzy nas trapią nie jako wrogów, ale jako prawdziwych przyjaciół i dobroczyńców ze względu na naszego wielkiego przyjaciela Chrystusa”.(...)