Tydzień III: Krzyż, Boża mądrość
Czytanie z pierwszego listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian
Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi. (1 Kor 1,22-25)
1. Głoszenie ukrzyżowanego Mesjasza
Pozwólmy, by słowa św. Pawła stanowiły dla nas wyzwanie. Nie zostaliśmy jeszcze zewangelizowani do głębi naszego jestestwa. W każdym z nas jest „Żyd” i „Grek”. Chcielibyśmy znaków, a czasem nawet o nie prosimy; spektakularnych cudów, które narzuciłyby się nam i światu, zwalniając nas z aktu wiary. Innym razem staramy się rozumować, dyskutować. Szukamy racjonalnego dowodu, aby zrozumieć i uwierzyć.
Nie dano nam jednak innego znaku, niż znak Jonasza (Mt 12, 39), znaku tajemnicy paschalnej, znaku krzyża. Być chrześcijaninem oznacza być naznaczonym krzyżem Jezusa Chrystusa, być zanurzonym w Jego śmierci, aby mieć udział w Jego zmartwychwstaniu (Rz 6, 3-5). Pamiętajmy, że kiedy zostaliśmy ochrzczeni, kapłan uczynił na nas znak krzyża.
Podczas Męki Pańskiej, w ogrodzie Getsemani, Jezus zapytał tych, którzy przyszli Go aresztować: „Kogo szukacie?” (J 18, 4). Podczas Wielkiego Postu zadaje nam to samo pytanie: kogo szukamy? Jako że poświęcamy czas na śledzenie rekolekcji, z pewnością odpowiemy, że szukamy Jezusa Chrystusa. Jeśli jednak szukamy Go faktycznie, zadajmy sobie pytanie: gdzie Go szukamy?
Czy na krzyżu, narzędziu kaźni, który jest znakiem zgorszenia dla Żydów, a głupoty dla pogan (1 Kor 1, 23)? Czy to na krzyżu szukamy Chrystusa, mądrości i mocy Bożej? Czy nie szukamy go raczej tam, gdzie życie jest dobre, na Górze Błogosławieństw, nad jeziorem, aby wziąć udział w łowieniu ryb, lub gdzie indziej, w przyjemniejszych i spokojniejszych miejscach?
Dla nas, chrześcijan, krzyż jest miejscem, w którympar excellence objawia się Boża moc. Jest miejscem spotkania, zjednoczenia z Chrystusem. Jesteśmy zaproszeni do odkrycia, że krzyż Chrystusa jest mocą życia, że prowadzi nas do światła. Kontemplacja krzyża nie jest pogrążaniem się w cierpieniu i bólu, ani popadaniem w masochizm.
Ojciec Jakub od Jezusa długo kontemplował tę tajemnicę. Z jego duchowego doświadczenia zrodziło się nauczanie, które ma pomóc chrześcijanom w przyjęciu Krzyża.
2. Weź swój krzyż i naśladuj Jezusa
W liście z 13 maja 1932 r. pisał do Jakuba Lefèvre’a:
Nie dziw się, że twoja natura woła. Nasz Pan powiedział: Qui vult post me venire, abnegat semetipsum et tollat crucem suam et sequatur me (Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje; Mt 16, 24). Dodał też: Jugum meum suave est et onus meum leve (Jarzmo moje jest łatwe do niesienia, a moje brzemię lekkie; Mt 11, 30). Jakże to prawdziwe! Krzyż Jezusa, który musimy wziąć na siebie, wydaje się ciężki, szorstki, strasznie raniący, gdy widzimy go z daleka. Wszystko, co musimy zrobić, to położyć się pod nim z odważnym postanowieniem, aby zdać sobie sprawę, że jest miękki, dobry i promieniujący boską radością!
Ojciec Jakub od Jezusa mówi o swoim doświadczeniu i zaprasza nas do dzielenia się nim, abyśmy odkryli, że krzyż, który spontanicznie i po ludzku nas zniechęca, jest miejscem życia i szczęścia. W liście z 17 października 1935 r. do Matki Agnieszki od Jezusa, przeoryszy klasztoru karmelitanek w Lisieux i siostry św. Teresy od Dzieciątka Jezus, przypomniał kazanie, które wygłosił z okazji trzydniowych obchodów ku czci Małej Świętej:
I za każdym razem, gdy głosiłem doktrynę świętej Teresy (na rekolekcjach lub w parafiach), to właśnie ten aspekt podkreślałem przede wszystkim, ponieważ spotkałem wiele dusz, które mylą «duchowe dziecięctwo, oddanie się Bogu» z pewnego rodzaju pobożnym samozadowoleniem. Wydaje mi się, że na istotę świętości wskazują te słowa naszego Pana: «Moim pokarmem jest pełnić wolę Ojca» (J 4, 34). «Kto chce pójść za Mną, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje» (Mt 16, 24). «Kto mnie miłuje, zachowuje moje przykazania, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy» (J 14,23). Wszystko to jest w doskonałej harmonii ze słowami: «Jarzmo moje jest proste, a moje brzemię lekkie» (Mt 11, 30), ponieważ tym, co czyni krzyż łagodnym i miłym, jest miłość, z jaką jest dźwigany.
3. Chrzest cierpienia
Podczas rekolekcji, które wygłosił w klasztorze karmelitów w Pontoise w dniach 6-12 września 1943 r., jego dziesiąta nauka nosiła tytuł: „Krzyż: chrzest cierpienia a szczęście”. Przywołajmy obszerne fragmenty tego tekstu:
Po pierwsze, w obliczu cierpienia milczenie jest niezbędne. Tylko ci, którzy cierpią, mogą podjąć słabą, niewielką próbę nadania znaczenia temu, czego doświadczają. Musimy jednak odważyć się powiedzieć coś, co nada sens temu, co pozostaje bez znaczenia. Poświęćmy czas na przyjęcie tych słów ognia, na ich czytanie i ponowne czytanie, aby otworzyły w nas ścieżkę życia i prawdziwego szczęścia w jedności z Jezusem Chrystusem, ukrzyżowanym i zmartwychwstałym.
Wielkim skandalem, który trzyma wielu ludzi z dala od Boga, jest wielki problem zła. Zło moralne, grzech? Tak, ale to nie wszystko: zło moralne w tych, którzy powinni dawać przykład? Tak, ale jeszcze bardziej zło fizyczne; cierpienie, którego jesteśmy świadkami, jak na przykład wojna; metodyczne unicestwianie miast, miasteczek, grup ludzi; gwałtowna, nieuzasadniona śmierć dzieci, starców, kobiet, niewinnych; miażdżąca plaga wojny, choroby, wszelkiego rodzaju plagi, które pojawiają się w wyniku trzęsień ziemi, powodzi, suszy, nadmiernych opadów deszczu – wszystko to stanowi ogromne, przerażające źródła wszelkiego rodzaju cierpienia. Dzieci oderwane od rodziców, rozproszone rodziny! Ten ogromny problem fizycznego zła, cierpienia, jest przedmiotem zgorszenia dla większości ludzi. Ileż razy słyszałem te refleksje od towarzyszy: «Czy myślisz, że gdyby istniał dobry Bóg, Ten, który jest wszechmocny, zaakceptowałby te masakry? Czy tolerowałby, że zło triumfuje, że złodzieje żyją spokojnie, że ci, którzy oszukują, przeważają nad tymi, którzy chcą być uczciwi, że to ludzkie namiętności są tutaj, na dole, najsilniejsze?» (…) Jest to największy problem ze wszystkich i właśnie dlatego, że jest to tak wielki problem, Chrystus chciał go rozwiązać. Aby go rozwiązać, chciał żyć na ziemi przez długi czas i umrzeć na naszych oczach, w otchłani cierpienia. (…)
Widzisz, Chrystus przyszedł na ziemię, aby uczyć nas, jak być szczęśliwymi, ponieważ Bóg po to nas stworzył. To właśnie musimy powtarzać w kółko wszystkim tym, którzy się temu sprzeciwiają. Dobry Bóg stworzył nas nie po to, byśmy cierpieli, ale byśmy wszyscy, bez wyjątku, byli szczęśliwi. Jest Jego wolą, żebyśmy byli szczęśliwi, w pełni szczęśliwi, abyśmy zabrali ze sobą pełnię szczęścia. Niefortunną rzeczą jest to, że ludzie nie wiedzą, jak być szczęśliwymi, że uczą się wszystkiego oprócz tego, co jest niezbędne.
Jak możemy być szczęśliwi? Szukamy wszystkich dróg, ale nie możemy znaleźć tej jednej, drogi do szczęścia. Ludzie spędzają cały swój czas na poszukiwaniu szczęścia, jest to ich codzienne zajęcie. Kiedy zmieniają swoje zajęcie, kiedy podejmują wysiłek, cała ich aktywność jest ukierunkowana na ten jeden cel. My sami nie mamy innego instynktu niż ten: być szczęśliwym. I mamy rację. Cała nasza istota tym oddycha; dąży do tego, bo tak została stworzona przez dobrego Boga. Chce być szczęśliwa, tak jak Bóg!
Dobry Bóg nie zna żadnych zmian w swoim nieskończonym szczęściu. Nie mógł stworzyć innych istot inaczej, niż po to, by dać im szczęście. Szczęście jest pozytywne, zło jest negatywne, Bóg nie może uczynić rzeczy negatywnymi, zło nie pochodzi od Boga, ponieważ zło jest nieobecnością bytu, jest brakiem bytu. Szczęście jest pełnią bytu, wzrostem bytu; zło nie jest dziełem Boga. Adam i Ewa szukali szczęścia, ale spowodowali własne nieszczęście, a to, co zrobili, ich błędy i działania, wszyscy popełniamy ponownie, bez względu na to, co robimy. Wszyscy ci, którzy przyszli przed nami, którzy przegapili swoje szczęście, którzy popełnili błędy, mówią nam: «To nie jest właściwa rzecz do zrobienia». Nie słuchamy ich, chcemy na nowo odkryć, każdy we własnym imieniu, osobiste doświadczenie dróg do odkrycia, ścieżek, które nie mają końca, które są ślepymi zaułkami. Musimy zawrócić, obrać inny kierunek! Cóż za strata czasu! Gdybyśmy tylko posłuchali Chrystusa, który przyszedł, aby uczyć świat o szczęściu!
Ale przeciwko ludzkiemu szczęściu, zdając się mu przeciwstawiać, istnieje ta wielka przeszkoda: zło, cierpienie. Istnieją dwa sposoby usuwania cierpienia, niszczenia go. Pierwszy polega na zapobieganiu jego wystąpieniu poprzez podjęcie wszelkich niezbędnych środków ostrożności, a jeśli już się wydarzy, na usunięciu go, stłumieniu wszelkimi dostępnymi nam środkami. Jest jeszcze jeden sposób na jego usunięcie: przekształcenie go w szczęście, «ochrzczenie» go. (…) Nie ma ani jednej istoty ludzkiej, która nie spotkałaby się z cierpieniem, we wszystkich jego formach, tego czy innego dnia; nawet ci, którzy wyruszyli w życie śpiewająco, z zapewnieniem o swoim zdrowiu i sile, znajdują się po drodze dotknięci, posiniaczeni, pełni goryczy i cierpiący. Ale niestety! Ogromna rzesza ludzi chce zniszczyć ból, usunąć go tylko poprzez unikanie go, poprzez natychmiastowe staranie, aby zdusić go, gdy tylko się pojawi; by odłożyć go na bok, odesłać, a nie zatrzymać. (…) Chrystus wiedział, że pierwsza metoda jedynie nakłada opatrunek, ale nie usuwa korzenia zła; oszczędza tylko kilka godzin, kilka dni, kilka miesięcy!
Chrystus obrał inną drogę, głęboką, boską i ostateczną: przekształcił cierpienie w szczęście. (…) Chrystus nauczył nas docierać do cierpienia u samego korzenia, u samego źródła, tam, gdzie ono powstaje; chwytać je i przemieniać, zmieniać jego naturę, czynić je źródłem szczęścia. I to jest to, co Chrystus wybrał dla siebie, w sobie. Nie przeklinał cierpienia, nie mówił, że jest ono złem, którego należy się pozbyć za wszelką cenę. Powiedział nawet: «Kto chce iść za Mną, niech co dnia bierze krzyż swój i niech wstępuje w moje ślady» (Mt 16, 24).
>Oczywiście, nie jesteśmy w stanie sami zamienić cierpienia w szczęście. Ale cierpiąc, zawsze możemy zanurzyć się w miłości Jezusa Chrystusa. Możemy się zdecydować kochać wraz z Nim; zamieszkać w tym fizycznym, psychologicznym, duchowym lub innym bólu w komunii z Nim. Wtedy, nawet jeśli ból pozostaje, poczucie absurdu i samotności może ustąpić miejsca pewnemu głębszemu szczęściu doświadczanemu z Chrystusem. Ale jest to osobista i intymna podróż, którą należy przeżyć w ścisłej jedności z Panem. Możemy jedynie dotknąć jej i przywołać z szacunkiem i delikatnością.
Z siłą daną przez Ducha Świętego, szukajmy Chrystusa Jezusa na krzyżu, obejmijmy go i weźmy jako naszą podporę, aby poprowadzić nas ku szczęściu, chrzcząc wszystkie cierpienia, których nie możemy wyeliminować.