Wielki Wtorek to czas gwałtownych polemik i stanowczych wyborów, ale to również, na zakończenie dnia, pełna wzruszeń wieczerza.
Jezus odważnie dyskutuje ze starszyzną żydowską, nie oszczędzając wielokrotnie powtarzanego słowa “biada”. Jednocześnie Mistrz z Nazaretu zapowiada całkowite zniszczenie Jerozolimy oraz koniec świata i powtórne swoje przyjście na ziemię w chwale. Jednakże to dramatyczne nauczanie, nie ma celu zasiania w słuchaczach panicznego strachu, lecz jest raczej zachętą do nieustannej, codziennej czujności i gotowości w postaci nawrócenia.
Ewangelia dzisiejsza prowadzi nas natomiast w pełną wzruszeń przestrzeń wspólnego posiłku. Wieczór. Jezus jest z pewnością zmęczony całodziennym odpieraniem zarzutów. Mimo tego wobec swoich, wydobywa z Siebie to, co najpiękniejsze. Obserwuje swoich uczniów, chciałby im jeszcze wiele przekazać, ale widzi ich ciągle niegotowych do misji. Wzrusza się, bo wie, że praktycznie wszyscy Go porzucą… Nie ma w Nim złości, wściekłości i gniewu. Jezus jest poruszony. Przez te parę lat wspólnego przemierzania dróg Izraela, po prostu pokochał tę jakże niedoskonałą “brygadę” mężczyzn. Doskonale znał ich wielkie pragnienia oraz mierność konkretów w działaniu… a czasami zwyczajną męską gwałtowność, zamiast cierpliwego oczekiwania.
Jezus patrzy na nich i po prostu cierpi, widząc ich cierpienie po swoim odejściu. Paradoks: cierpi ich cierpieniem… Wie jakich życiowych głupot się dopuszczą: zdrada zaparcia, ucieczka, powątpiewanie, zamknięcie… Współczuje nie sobie, ale im.
Padają trudne, siejące zaniepokojenie słowa: “Jeden z was Mnie zdradzi”. W każdym z tych mężczyzn rodzą się wątpliwości: “może to ja, bo przecież już nie raz chciałem odejścia z grona dwunastu i powrócić do codziennych znanych mi zajęć?” Patrzą wzajemnie na siebie, próbując ukryć swoje wątpliwości, jakoś się wytłumaczyć i wyjść z twarzą z opresji.
Tylko najmłodszy z nich – Jan, ma odwagę zapytać. Przyjaźń z Mistrzem i pasja niepodzielności serca nauczyła go pomimo młodego wieku trwania przy Chrystusie w każdej sytuacji. On już wybrał Jezusa i wszystkie pragnienie serca Zbawiciela. Teraz spoczywa na piersi Mistrza, by je usłyszeć i w życie wprowadzić. To one zaprowadzą go pod Krzyż.
Natomiast Judasz, współtowarzysz Jana, pomimo podobnego czasu spędzonego z Mistrzem – słuchania, podziwiania, otrzymania jak każdy z dwunastu mocy uzdrawiania i wyrzucania złych duchów – odchodzi… Jezus próbował go ratować: dał mu funkcję wielkiego zaufania – troskę o trzos, o finanse; podczas wieczerzy daje mu do zrozumienia, że zna zamiary jego serca, mimo tego dzieli z nim chleb. Jednym słowem jest cały czas blisko, walczy o niego, by nie poszedł w ciemność. Judasz jednak wybiera zdradę i sprzedanie Nauczyciela, odchodzi od Światła i wybiera ciemność. Dramatem jest fakt, że apostołowie nie zatrzymują swojego towarzysza losu, są zagubieni i obojętni. Pozwalają Judaszowi wyjść. Piotr, który jako pierwszy powinien zareagować i ratować współucznia, chwali się swoją odwagą i składa kolejną serię deklaracji bez pokrycia…
Sumując: wśród uczniów panuje chaos i panika, a Jezus pełen pokoju, zwyczajnie się wzrusza…
W trzecim dniu Bóg oddzielił bezmiar nieujarzmionej wody od suchego lądu. Swoim “zachwytem wzruszenia” nad dokonanym już dziełem, stworzył rośliny, rodzące owoc i nasienie. Pustkowie ziemi uczynił eksplozją harmonii. Przedłużeniem Jego działania jest dawanie nasienia i przynoszenie owocu przez świat roślinny.
Jak te przestrzenie wyborów wyglądają u mnie? Bóg stworzył wszystko jako dobre, człowiek jednak może wybrać inaczej. Bóg stworzył światłość, ale człowiek może wybrać ciemność.
Bóg stworzył mnie w ten sposób, abym jako Jego dziecko, syn i córka, spoczywał na Jego piersi, był blisko. Ja zamiast tego wzruszającego światła mogę wybrać przerażającą ciemność i pogrążającą mnie w chaosie beznadzieję.
Dziś wtorek polemik i wyborów, wzruszeń i decyzji. Powodzenia!
,,I tak upłynął wieczór i poranek – dzień trzeci”.
o. Mariusz Wójtowicz OCD