„Ostateczne” nawrócenie Doñi Teresy
W kontekście święta Pięćdziesiątnicy pragnę wspomnieć wydarzenie z życia Świętej Teresy od Jezusa, jakim jest jej „ostateczne” nawrócenie za sprawą Ducha Świętego. Myślę, że bez obiektywnych podstaw wskazuje się jako „ostateczne” nawrócenie to doświadczenie przed wizerunkiem „Chrystusa bardzo umęczonego” (Życie 9,1-3). Owszem, to prawda, że spotkanie z Chrystusem cierpiącym jest bardzo ważne dla rozwoju jej duchowej dojrzałości i umocnienia jej oddania „Chrystusowi-Człowiekowi” – Teresy wdzięcznej za „to, co dla nas wycierpiał”.
Opisując to wydarzenie, Teresie udaje się przekazać czytelnikowi uczucie pobożności i współczucia dla Chrystusa w godnym podziwu opisie, zaczerpniętym z głębokich medytacji Ludwika z Granady, który z hiszpańską wyobraźnią niejako rzeźbi kolejne sceny męki. To co Czytelnik powinien wydedukować z tej historii – i nic więcej – to słowa, które Teresa mówi na temat zdrady Chrystusa przez jej nieuporządkowane życie oraz o zbawczej skuteczności wizji Chrystusa: „Od tamtej chwili poczęłam coraz więcej się poprawiać.” (Ż 9,3) ale nie uleczyło to nieładu jej uczuć, które nadal wylewały się na jej przyjaciół w klasztorze La Encarnación w Ávila.
To „nawrócenie” Teresy nie zrodziło się z jedynego źródła, z którego wywodzą się prawdziwe „nawrócenia” w chrześcijaństwie, a które jest zbawczym działaniem Boga i które nawróceni uznają za darmowy dar Boży, jako cud zmieniający ich postępowanie moralne. Inne „nawrócenia”- te, które rodzą się w przypływie woli, mają ograniczoną i chwilową skuteczność, jak to było w przypadku Teresy: osoba zwykle wraca później do własnych słabości. Teresa, kobieta rozważna, ze swoimi dobrymi intencjami, łzami i teatralnością, z jaką ubarwiła wydarzenie, wróciła jak zobaczymy na dawne tory, do rozproszenia uczuć, jak wyznaje, opisując swoje „ostateczne” nawrócenie.
Prawdziwe nawrócenie – prawdziwie „ostateczne”, dokonało się w niej przez Ducha Świętego w bliskości liturgicznej uroczystości Zesłania Ducha Świętego w latach 1556-57, a opowiada o tym po latach jako o wewnętrznym wyzwoleniu z nieuporządkowanych, choć nie niemoralnych uczuć. Kontekst jest znany: Doña Teresa kontynuowała pobyt w La Encarnación, spędzając wolny czas na rozmowach z przyjaciółmi w klasztornych rozmownicach. Jej spowiednik, jezuita Juan de Prádanos, do którego udała się, aby zbadał jej mistyczne zjawiska, zachęcał ją do zerwania więzów uczuciowych, które odwracały jej uwagę od Chrystusa. Między kierownikiem a nią odbyła się rozmowa, którą Teresa opisuje z pewną goryczą: „ten ojciec zaczął mnie wieść ku wyższej doskonałości”, ale „z wielką oględnością i łagodnością!”.
Problem, który wyczuł kierownik, a Teresa wyznała, polega na tym, że miała wrażliwą duszę, potrzebującą uczuć i dlatego oddawła się spotkaniom z przyjaciółmi, których nie chciała zerwać, ponieważ z jednej strony nie było to samo w sobie obrazą Boga i byłoby „niewdzięcznością zrywać je”, być może dlatego, że dawali jałmużnę potrzebną wspólnocie. Zmęczony tyloma mało owocnym rozmowami, powiedział do Teresy „aby przez kilka dni polecała tę sprawę Bogu i odmawiała hymn Veni Creator”. I w tym momencie wydarzył się cud jej nawrócenia. „W ciągu odmawiania tegoż,” pisze Teresa, „przyszło na mnie zachwycenie tak nagłe, że prawie całkiem odeszłam od siebie”, prawdopodobnie dlatego, że „było to pierwszy raz”. A ponadto towarzyszył temu głos, który mówił: „Nie chce już, byś obcował z ludźmi, tylko z aniołami”. Pomiędzy lękiem a pocieszeniem zostało wdrukowane w nią doznanie mistyczne, a jego skutki trwały przez całe życie, ponieważ słowa Boga są skuteczne i wypełniają to, co znaczą. „Słowa one boskie najzupełniej we mnie się sprawdziły”, pisze, „ gdyż od tego czasu nigdy już nie zdołałam zawrzeć przyjaźni ani znajdować przyjemności, ani szczególną łączyć się miłością, jedną z takimi, w których widziałam miłość Boga nad wszystko”.
<p style=”text-align: justify;”>I kończy swoją opowieść: „Od tego dnia takiego nabrałam męstwa do opuszczenia wszystkiego dla Boga”, czego nie mogła zrobić z własnej woli: „Bo ja już nie spodziewałam się, bym zdołała tych więzów się wyzwolić […], Pan sam potargał więzy moje i dał mi męstwo do wykonania tej ofiary”. Kończy mówiąc, że próbowała „wiele razy” i „z wielką siłą, która kosztowała mnie dużo zdrowia”.
(Całą historię można przeczytać w pełnym kolorycie terezjańskiej prozy, wspaniałej introspekcji w uczuciowość Teresy: Księga Życia, 24, 5-8).
Daniel de Pablo Maroto OCD