Pierwsze to mieszkanie znam dobrze z własnego doświadczenia, mogę więc o nim mówić z wszelką świadomością. Nie przedstawiajcie go sobie jako składające się z niewielu komnat, jest ich bowiem mnóstwo niezliczone, jak niezliczone mogą być sposoby, którymi dusze tu wchodzą, a każda w dobrym zamiarze. Ale diabeł, czyhający na ich zgubę, w każdej z tych komnat rozstawia całe hufce czartów, aby im broniły przejścia z jednej do drugiej; biedna zaś dusza, nie domyślając się tego, raz w raz wpada w zastawione na nią niezliczone zasadzki; w mieszkaniach położonych bliżej komnaty kędy król przebywa, zdrady tego chytrego wroga nie tyle już są szkodliwe. Tu jednak dusze jeszcze nasiąkłe są światem, zanurzone w uciechach jego, zmarniałe przywiązaniem do honorów i roszczeń jego, skutkiem czego lennicy duszy, to jest zmysły i władze przyrodzone, które Bóg jej dał, aby ją strzegły i broniły, nie mają dostatecznej siły odpornej i tak dusza, choć pragnęłaby nie obrażać Boga, choć i dobre uczynki spełnia, łatwo przecież ulega przemocy nieprzyjaciela. Potrzeba więc, aby kto widzi siebie w tym stanie, jak najczęściej uciekał się w modlitwie do łaskawości boskiej, polecał siebie orędownictwu błogosławionej Matki Zbawiciela i Świętych Jego, aby oni walczyli za niego, bo właśni słudzy jego, tj. zmysły i władze przyrodzone, nie mają siły do obrony. Prawdę mówiąc, to w każdym stanie duszy potrzebna nam jest pomoc Boża, której oby On, w boskim miłosierdziu swoim, raczył nam użyczyć, amen. (1 Twierdza wewnętrzna 2,12)
Jedną tu jeszcze rzecz zważcie, że do tych pierwszych komnat i mieszkań zaledwie dochodzi światło, pochodzące z pałacu, w którym mieszka król. Nie żeby one były całkiem ciemne i czarne, jak wtedy, gdy dusza jest w stanie grzechu, ale że panuje w nich pewien zmrok, który – sama nie wiem, jak to wyrazić – pochodzi nie z samego mieszkania, tylko z winy duszy w nim zostającej, czyli raczej z winy tego mnóstwa płazów, padalców i gadzin jadowitych, które za nią tam weszły i przeszkadzają jej patrzyć na światło. Jest to podobnie jak gdyby kto wszedł do pokoju wystawionego na pełny blask słońca, ale oczy miałby tak pokryte błotem, iż ledwo by je mógł otworzyć. Samo mieszkanie jest jasne, ale dusza jasnością jego cieszyć się nie może z powodu tego robactwa i zwierzyny, które oczy jej zasłaniają, aby nic, prócz nich, nie widziała. Tak mi się przedstawia stan duszy, który choć nie leży już w grzechu, ale tak jeszcze jest – jak już mówiłam – zajęta rzeczami tego świata, tak zanurzona w troskach o majątek, o honor, o interesy doczesne, że jakkolwiek szczerze chciałaby widzieć i cieszyć się widokiem wewnętrznej piękności swojej, przywiązania te światowe stają jej na przeszkodzie i zdaje się jej niepodobieństwem z nich się otrząsnąć. Musi więc koniecznie każdy, kto chce dostać się do mieszkania drugiego, starać się, według stanu swego, oswobodzić się od trosk i zajęć niepotrzebnych. Jest to warunek tak nieodzowny, że kto nie przyłoży się mocno do tej pracy, ten według mojego przekonania, nie dojdzie do mieszkania głównego; nawet trudno, by i w tym pierwszym ostał się bezpiecznie, bo wśród tego mnóstwa płazów jadowitych być nie może, by który dziś lub jutro go nie ukąsił. (1 Twierdza wewnętrzna 2,14)
Powiedzcie teraz, córki, co by to było, gdyby dusze tak jak my, już wyzwolone z tych sideł, już daleko głębiej wpuszczone do tajemnych mieszkań twierdzy, same z własnej winy wracały do tego zgiełku i odmętu marności światowych? A niestety, snadź dla grzechów naszych wiele jest dusz takich, które wziąwszy łaski od Boga, świadomie i rozmyślnie znowu je dla tej nędzy porzucają. My tutaj w tym schronieniu naszym wolne jesteśmy zewnętrznie; daj Boże, byśmy były nimi i wewnątrz! (1 Twierdza wewnętrzna 2,15)
Jest ono bardzo ważne w twierdzy wewnętrznej duszy. Do tego pierwszego mieszkania wchodzą wszyscy rozpoczynający swoje życie duchowe, ci, którzy swoją relację z Bogiem traktują poważnie.
Pierwsze mieszkanie składa się z niezliczonej ilości komnat, tak, jak niezliczona jest ilość osób, które tam wchodzą. Każdą zatem osobę Pan traktuje indywidualnie. Życie duchowe, czyli relacja z Bogiem jest niepowtarzalną, osobistą i co najważniejsze, osobową relacją z Bogiem, a nie powtarzaniem, kopiowaniem, odgrywaniem czyiś relacji, nawet świętych.
Trzeba zdać sobie sprawę, że również szatan, nasz oskarżyciel, ma tam swoje hufce, które często podstępnie bronią dostępu do poszczególnych komnat. Ich zadaniem jest, jeśli nie mogą nas wyrzucić z twierdzy, to zatrzymać w komnacie, w której się znajdujemy i tym samym uniemożliwić postęp. To dość łatwo mu przychodzi, bo panuje tam mrok. Nie dociera tam jeszcze dostateczna ilość światła z centralnej komnaty również sam człowiek jest pełen naleciałości światowych, co dodatkowo utrudnia dalszy postęp.
br. Tomasz Kozioł OCD