Jak powinna wyglądać praca nad poznaniem siebie, czym powinna być według św. Teresy? Na pewno nie powinna być i nie może być psychoanalizą, czyli skupieniem wyłącznie na sobie i na swojej nędzy. Nie powinna być trzymaniem oczu utkwionych w tym ziemskim mule i w błocie naszych nędz. Ważne jest również to, co mówi dalej, że nie dojdziemy w pełni do poznania siebie, jeśli nie będziemy się starać poznać Boga.
Gdy będziemy się zapatrywać na Niego, na Jego Świętość, wtedy naprawdę poznamy swoją nędzę, jak bardzo jesteśmy różni, inni od Niego, jak bardzo do Niego nie pasujemy. To jest tak, jakby przyłożyć czarną rzecz do białej. W takim zestawieniu ta czarna wyda się jeszcze czarniejsza, a ta biała jeszcze bielsza. Po drugie, takie patrzenie to na siebie, to na Boga, sprawia, że nasza wola i nasz umysł uszlachetniają się. Stają się bardziej skłonne do tego, co dobre i piękne.
br. Tomasz Kozioł OCD
Nie wiem, czy dość jasno wyraziłam myśl moją, bo to poznanie siebie jest tak ważne, że bynajmniej nie życzyłabym, byście się kiedyś w pracy nad nim opuszczały, choćbyście i najwyżej modlitwą wstępowały do nieba. Dopóki żyjemy na tej ziemi, nie ma nic, co by nam bardziej było potrzebne niż pokora. Dlatego mówiłam i powtarzam, że dobrze nam jest i nic nad to nie ma lepszego, byśmy starały się nasamprzód wnijść do onej pierwszej komnaty, gdzie uczymy się poznania siebie, nie zrywając się od razu do lotu ku mieszkaniom wyższym, gdyż do nich właśnie ta jest droga. A jeśli możemy iść drogą równą i bezpieczną, po cóż mamy pragnąć skrzydeł i unosić się w powietrze? – raczej o to się starajmy, byśmy na tej drodze jak najdalej postąpiły. Ale to zdaniem moim rzecz pewna, że nigdy nie dojdziemy do poznania samych siebie, jeśli nie staramy się poznać Boga; zapatrując się na wielkość Jego, poznamy niskość naszą; czystość Jego nieskończona ukaże nam zmazy nasze; patrząc na pokorę Jego, ujrzymy, jak nam daleko do tego, byśmy były pokornymi.
Dwojaka z tego dla nas korzyść wynika: pierwsza ta, że gdy rzecz czarną przyłożysz do białej, oczywiście białość tej ostatniej wyda się bielsza, a czarność tamtej czarniejsza; po wtóre zaś, przez takie na przemiany zapatrywanie się na Boga i na siebie umysł i wola nasza uszlachetniają się i stają się sposobniejsze do wszystkiego, co dobre. Ciągłe zaś zanurzanie się myślą w błocie nędz naszych nie jest pożyteczne. Bo jak wyżej mówiłam o duszach leżących w grzechu śmiertelnym, że wszystko, co z nich wypływa, to jest wszystkie sprawy ich zarażone są plugastwem i złą wonią grzechu, tak i tu (niech mi Bóg wybaczy to porównanie) dzieje się z nami coś podobnego. Gdy ciągle pogrążamy się w samym tylko rozważaniu ziemskiej nędzy naszej, strumienie z nas płynące, uczynki nasze, mówię, nigdy nie będą wolne od mętów i mułu różnych strachów, małoduszności i tchórzostwa: a czy kto patrzy lub nie patrzy na mnie? a czy idąc tą drogą, nie pobłądzę? a czy nie będzie to pychą i zuchwałą śmiałością porywać się na takie przedsięwzięcie? a czy to wypada, by taka nędzna jak ja grzesznica sięgała do rzeczy tak wysokiej, jaką jest modlitwa bogomyślna? czy nie będą mię poczytywali za lepszą niż jestem, gdybym chciała iść drogą inną niż wszyscy? czyż przesada i skrajność wszelka, choćby w rzeczach dobrych, nie jest rzeczą zgubną? a czy wspinając się wysoko ja, taka grzesznica, nie narażę siebie na tym głębszy upadek? a może i ustanę w drodze i duszom dobrym dam z siebie zgorszenie? skądże mnie nędznej chcieć wyróżniać się w czymkolwiek?
Twierdza wewnętrzna, mieszkanie I, rozdział 2; 9-10