Okres Bożego Narodzenia 2017 przeżyłem… w drodze.
Na wigilię Wigilii dojechałem do swej wspólnoty w Burundi, gdzie dzień skupienia dla 40-osobowej grupy Przyjaciół Karmelu był dla mnie też przygotowaniem na przyjęcie Tego, który się nie męczy szukaniem odpowiedniego żłobu. Obiecaliśmy sobie na koniec Eucharystii, nie uprzedzać faktów i dalej śpiewać gorliwie pieśni adwentowe. Wigilię z Pasterką przeżyłem we wspólnocie, a po południu pierwszego dnia świąt, kolędowanie. W tym roku, udało mi się zaśpiewać jedną polską kolędę, dwie zwrotki: Wśród Nocnej Ciszy. Drugi dzień spędziłem już w drodze do sąsiedniego kraju, Rwandy, by wygłosić bożonarodzeniowe rekolekcje, dla księży i osób zakonnych. Nocą Sylwestrową i Noworoczną zamknęliśmy rekolekcje, bym mógł przygotowanie do Trzech Króli przeżyć z naszymi klerykami w Tanzanii.
Celebrować jedną Oktawę Bożego Narodzenia w trzech krajach, zdarzyło mi się po raz pierwszy. Dzięki temu doświadczeniu odnalazłem kilka cech wspólnych. Pierwsza – brak śniegu. Druga – podobnie wszędzie brzmiące Gloria in excelsis. Trzecia – żłób i stajenki.
Brak śniegu okazał się identyczny, nie zauważyłem w trzech różnych krainach nawet najmniejszego śladu przymrozku. Z niepokojem, na przykładzie własnego życia, muszę potwierdzić dogmat o ocieplaniu się klimatu, bo gdy byłem dzieckiem, trzeba było na święta odśnieżać ścieżkę dla Mikołaja. Gdy jako młodzieniec wyjechałem do Krakowa, już jakby mniej, a teraz, to już w ogóle nie muszę kupować szufli. O faktach, trudno dyskutować, dlatego przejdę do kolejnego podobieństwa już bardziej na poważnie.
Gloria in excelsis – w wykonaniu francuskim, kinyarwanda, kirundi, angielskim, i w końcu swahilli, brzmiało jakby podobnie, bo języków wiele, a Misterium jedno. Nie wystarczy bowiem nawet niezliczonych afrykańskich dialektów, by wyśpiewać wszystkie niuanse Bożego Wcielenia.
Przemieszczając się do kolejnych krain, trudno nie zauważyć podobnych stajenek, tych prawdziwych przy ulicach z ludźmi a nie figurkami. Te paraliturgiczne w świątyniach też podobne, choć w każdym kraju z własną specyfiką, niektóre bardziej europejskie, inne hinduskie, jeszcze inne zaczynają być afrykańskie, gdzie bożonarodzeniowym drzewkiem staje się bananowiec. Żłób jeden, choć z tendencją do dekorowania. Czy rzeczywiście powinniśmy dekorować miejsce wcielenia się naszego Zbawiciela? Nie jestem pewien. Moje tegoroczne odkrycie duchowe raczej sugerowałoby, by zostawić żłób surowym. Biorąc pod uwagę, że dla niektórych Ojców Kościoła, żłób oznaczał grzech, gdzie jak wół i osioł wracają codziennie, by się nasycić, człowiek, wraca wiernie, by się w nim pozornie nakarmić.
Chrystus więc, wybrał nie tylko rodzaj ludzki, by w nim zamieszkać, ale ten najbardziej jego niski wymiar, grzech, by wybrać na swój tron żłób, symbol uniżenia i zwycięstwa w jednym.
Niech żyją Święta bez śniegu!!!
o. Maciej Jaworski OCD