W porównaniu z Europejczykami, Afrykańczycy słyną z nieco innej percepcji czasu. Mówi się, że „Biali” mają zegarki, a Afrykańczycy czas. Oczywiście jest to wielkie uogólnienie, ale zawiera ono w sobie trafne spostrzeżenie innej perspektywy przemijania rzeczywistości. W Rwandzie, gdzie bus odjeżdża dokładnie o zaplanowanej godzinie i dociera na miejsce równie punktualnie, można obserwować spotkanie dwóch światów.
Jeden, to ten cywilizowany, rozwijający się, punktualny i zaplanowany. Jest to świat dumnie reprezentowany przez mężczyzn w garniturach, zazwyczaj z teczką w ręku i elegancko wyczyszczonymi butami, którzy dynamicznym krokiem przemierzają schludne chodniki Kigali śpiesząc się na branżowe spotkanie. Ten drugi, to świat spokojnego tępa, gdzie nie ma pośpiechu, wszystko toczy się spokojnym rytmem pory suchej i deszczowej. Nie ma żadnej presji czasu, więc nie ma też i stresu. W tym przypadku zegarek to zwyczajna ozdoba – niczym bransoletka na ręce.
Co ciekawe, w Rwandzie, te dwa światy nie walczą ze sobą i nie ścierają się. Zachodzą na siebie bez konfliktu, przy czym ten pierwszy – bardziej nowoczesny, zaczyna tęsknić za tym drugim – bardziej naturalnym, i z nostalgią spogląda na swego spokojnego towarzysza. Ten zaś, bez najmniejszego kompleksu ze zdziwieniem obserwuje eleganckich panów pod krawatami zadając sobie pytanie: Gdzie oni się tak śpieszą?
o. Paweł Porwit OCD