Wielkim nieszczęściem jest, gdy dusza jest sama pośród tak wielu niebezpieczeństw. Dlatego też doradzałabym tym, którzy praktykują modlitwę – zwłaszcza na początku – aby starali się o przyjaźń i relacje z osobami, które zajmują się tym samym (Ż 7, 20). Teresa od Jezusa – kobieta z pasją – potrafiła równie owocnie przeżywać każde spotkanie i znajomość ze współczesnymi sobie duchownymi, teologami i prostymi ludźmi modlitwy, jak również duchową przyjaźń ze świętymi pierwszych wieków chrześcijaństwa, poznawanymi poprzez pisma Ojców Kościoła. Hieronim i Jan Kasjan, o których mówiliśmy poprzednio, nie byli jedynymi, którzy odegrali znaczącą rolę w życiu Świętej Naszej Matki…
Teresa dość wcześnie przyswoiła sobie ideał męczeństwa za wiarę. Jak mocne wrażenie na wyobraźni pięcioletniej dziewczynki musiały wywrzeć historie opisane na kartach Flos Sanctorum, skoro zrodziły one w niej pragnienie natychmiastowego pójścia w ślady męczenników! Jak wielki musiał być jej zapał, skoro udało się jej pociągnąć za sobą brata! Co więcej, choć opatrznościowa interwencja wujka, który zawrócił dzieci z drogi, wymusiła zmianę powziętego planu, to jednak nie skłoniła Teresy do jego zaniechania. Ona sama tak to wspomina: A ponieważ widziałam, że niemożliwym było udanie się tam, gdzie zabito by mnie ze względu na Boga, uradziliśmy, że będziemy pustelnikami i w przydomowym ogrodzie staraliśmy się, jak mogliśmy, zbudować pustelnie (Ż 1,5). A więc po nieudanej próbie poniesienia męczeństwa w ziemi Maurów Teresa wcale się nie poddała, lecz zaczęła szukać innego sposobu służenia Bogu. Przyszła Święta poszła w ślady pierwszych chrześcijan Imperium Rzymskiego, którzy po Edykcie Konstantyna kończącym czas prześladowań, zastępczą formę męczeństwa znaleźli w życiu zakonnym, nazywanym białym, tj. bezkrwawym męczeństwem. Teresa ze swej strony tak to ujęła: Życie dobrego zakonnika i tego, kto chce być zaliczany do najbliższych przyjaciół Boga, jest jednym długim męczeństwem. Długim, bo w porównaniu z tymi, którym szybko poderżną gardło, można je nazywać długim, ale w istocie każde jest krótkie, a niektóre króciusieńkie (D 12,2).
Oczywiście nie ma tu mowy o żadnym cierpiętnictwie. Jak katechumenów, przyjmujących chrzest w starożytności, realna perspektywa przelania krwi za wiarę nie napełniała smutkiem, lecz radością, tak i trawioną Bożą miłością Teresę różnorakie bóle, strapienia i przeciwności utwierdzały w zadowoleniu, że może w czymś naśladować Jezusa (zob. 6M 1,7), a także w zdeterminowanej determinacji. W brewiarzu nosiła Teresa krótki tekst św. Jana Chryzostoma, który zdaje się odzwierciedlać dokonujący się w niej proces pogłębienia i uwewnętrznienia ideału męczeństwa: Nie tylko jest zupełnym męczeństwem, gdy krew się przelewa, ale również męczeństwo polega na prawdziwym powstrzymywaniu się od grzechów i na spełnieniu i zachowaniu przykazań Bożych. Również męczennikiem czyni prawdziwa cierpliwość w przeciwnościach. Wymownie brzmi także zakończenie jej wiersza Do św. Katarzyny męczenniczki (tej z Aleksandrii, Teresa szczególnie ją czciła): O, obłędny błędzie,/ że bez miłowania/ zdrowie ten posiędzie,/ kto tu cierpi w ranach!
Zresztą wzniosłe łaski mistyczne, jakimi Święta Nasza Matka została obdarzona, radykalnie zmieniły jej sposób postrzegania rzeczywistości: Skoro ja (…) często tak ubolewam, widząc siebie na tym wygnaniu, to jakież musiały być odczucia świętych? Co musiał przechodzić św. Paweł, Magdalena inni im podobni, w których tak intensywny był ten ogień miłości Boga? To musiało być ustawiczne męczeństwo (Ż 21,7). Teresa odnalazła szczęście w trudach i cierpieniach znoszonych dla swego Boskiego Małżonka, natomiast męczeństwem stało się dla niej naznaczone tęsknotą za życiem wiecznym ziemskie wygnanie. To właśnie wyraża jej maksyma: Cierpieć albo umrzeć!
Ważną rolę w opisanym powyżej procesie dojrzewania Teresy odegrała lektura pism św. Grzegorza Wielkiego, papieża (540-604). Jego Moralia, czyli komentarz do Księgi Hioba, wydane w języku kastylijskim przez Alonsa Alvarez de Toledo w 1527 roku, trafiają do rąk dwudziestodwuletniej mniszki klasztoru Wcielenia w ciężkich chwilach zmagania z chorobą, która omal nie doprowadziła jej do śmierci. Ona sama tak to wspomina: Obecnie zdumiewa mnie to i uznaję za wielki dar Pana tę cierpliwość, jaką Jego Majestat mnie obdarzył, a która, najwyraźniej pochodziła od Niego. W jej zachowaniu bardzo pomogło mi to, że wcześniej czytałam historię Hioba w „Moraliach” św. Grzegorza, przez co, jak się wydaje, Pan mnie do tego przygotował. A także to, że zaczęłam już praktykować modlitwę, dzięki czemu mogłam znosić to z tak wielką akceptacją. Mówiłam tylko do Niego. Prawie cały czas nosiłam w myślach te słowa Hioba i powtarzałam je: „Skoro dobre rzeczy przyjęliśmy z ręki Pana, dlaczego nie chcemy ścierpieć złych”? To właśnie, jak sądzę, napełniało mnie siłą (Ż 5,8). Jak uważną i jak podatną na działanie łaski musiała być Teresa, skoro, czytając Moralia, nie tylko przyswoiła sobie na pamięć słowa biblijnego Hioba, ale czyniąc je osobistym aktem strzelistym, tak szybko i tak skutecznie potrafiła zastosować w praktyce i to w chwilach najsroższych cierpień! Nie był to też jedynie krótkotrwały zapał, bo cierpliwość stała się jedną z jej ulubionych cnót, często podkreślaną i zalecaną (Ż 6,2; 31,3; 32,7; Spr 44; D 38,8; 6M 1,6; W 17,1; Konst. 8,2). Anna od Jezusa w procesie beatyfikacyjnym zeznała: We wszelkich przeciwnościach, jakie się jej nastręczały, słyszałyśmy [Świętą Naszą Matkę] mówiącą te słowa św. Hioba: „Jeśli dobro przyjęliśmy z ręki Pana, dlaczego zła przyjąć nie mamy?”. Z kolei subtelna aluzja do fragmentu Moraliów, jaką Teresa uczyniła – w kontekście strategii działania demonów – w 31. rozdziale Księgi życia (31,11), potwierdza, że potrafiła ona też skutecznie realizować zalecenia Ojców, dotyczące rozeznawania i walki duchowej.
Na liście ulubionych Ojców Kościoła Teresy figuruje także św. Augustyn z Hippony (354-430). Poznała go dosyć wcześnie i szybko poczuła doń sympatię: Jestem bardzo silnie związana ze św. Augustynem, gdyż klasztor, w którym byłam uczennicą, należał do jego Zakonu; a także dlatego, że był on grzesznikiem (Ż 9,7). Jednak do decydującego spotkania prawie czterdziestoletniej już zakonnicy ze Świętym doszło w roku 1554, podczas lektury Wyznań św. Augustyna (świeżo wydanych w jej rodzimym języku przez Sebastiana Toscano w Salamance). Książka nie tylko poruszyła Teresę: I gdy zaczęłam czytać „Wyznania”, zdawało mi się, że widziałam w nich samą siebie. Zaczęłam gorąco polecać się temu chwalebnemu Świętemu. Lecz wywróciła jej życie do góry nogami: Gdy doszłam do opisu jego nawrócenia i przeczytałam o tym, jak usłyszał ów głos w ogrodzie, zdało mi się nie inaczej, jak tylko, że Pan mi je dał; tak to poczuło moje serce. Trwało to dłuższą chwilę, gdy cała obumierałam we łzach, a w sobie czułam wielkie przygnębienie i znużenie (Ż 9,8). Głęboki wstrząs, jakiego Teresa doznała, utożsamiając się z przeżyciami św. Augustyna, spowodował w niej niemal natychmiastową radykalną zmianę: Wydaje mi się, że moja dusza zyskała ogromne siły od boskiego Majestatu i że musiał usłyszeć moje błagania i ulitować się z powodu tylu łez. Zaczęło wzrastać we mnie zamiłowanie do przebywania z Nim dłuższy czas i unikania tych sytuacji… (Ż 9,9).
Na Teresie mocne wrażenie wywarło także hasło Augustyna: „Daj mi, Panie, to, co rozkazujesz, a rozkaż to, co zechcesz” (Wyznania 10,29), aż trzy razy przywołuje je bowiem w swoich dziełach (Ż 13,3; Podniety miłości Bożej 4,9; Wołania 5,2). Czy te słowa Świętego, które, jak sama stwierdza, przyniosły jej wiele pożytku, zainspirowały może poemat Twoją jestem, w którym jako refren powtarza się pytanie: Co polecisz uczynić ze mną (tłumacząc dosłownie hiszpańskie: Que mandáis hacer de mí)?
Teresa szukała u Augustyna potwierdzenia osobistych doświadczeń życia wewnętrznego i chętnie powoływała się na jego autorytet. Na przykład wówczas, gdy zalecała, by myśleć o Panu jako obecnym w najgłębszej cząstce duszy, a nie jako o znajdującym się poza nami: Zwłaszcza chwalebny św. Augustyn mówi o tym, że nie znajdował Go ani na placach, ani w tym, co daje zadowolenie, ani nigdzie indziej, gdzie szukał Go, jak tylko wewnątrz siebie. I jest oczywiste, że to jest lepsze. I nie potrzeba iść do nieba, ani nigdzie dalej niż my sami, ponieważ zamęcza się ducha i rozprasza duszę (Ż 40,6). Do tego samego fragmentu Wyznań (10,27) odnosi się Nasza Święta Matka także w Drodze doskonałości (28,2) w kontekście modlitwy skupienia: Gdzie jest Bóg, tam jest niebo. Bez wątpienia możecie wierzyć w to, że gdzie znajduje się Jego Majestat, tam znajduje się cała Jego chwała. Otóż przyjrzyjcie się temu, co mówi św. Augustyn, że szukał Go w wielu miejscach i że w końcu odnalazł Go wewnątrz siebie samego. Czy sądzicie, że dla duszy rozproszonej małe znaczenie ma zdanie sobie sprawy z tej prawdy? Temat – jako dojrzały owoc terezjańskiej kontemplacji – powraca w Zamku wewnętrznym (4M 3,3): Wydaje mi się, że nigdy dotąd nie dałam tego zrozumieć tak dobrze, jak teraz, że gdy Bóg czyni duszy ten dar (przywołuje do wewnątrz oraz ucisza zmysły i władze duszy), jest on wielką pomocą do tego, aby szukać Boga w swoim wnętrzu. Tam bowiem znajduje Go lepiej i z większym dla nas pożytkiem, niż w stworzeniach, jak mówi o tym św. Augustyn, że znalazł Go w sobie, po tym jak długo szukał Go w wielu innych miejscach.
Bóg, chcąc, by Teresa szukała Go w głębi własnej duszy, nie tylko prowokował ją poprzez lekturę pism Augustyna, ale też wiele razy przemawiał do niej bezpośrednio. Czytając Sprawozdanie 18 (z 30.06.1571), w którym Teresa relacjonuje słowa, jakie otrzymała od Pana: Nie kuś się o to, byś ty Mnie zamknęła w sobie, ale staraj się, byś ty zamknęła się we Mnie, możemy dostrzec zbieżność pomiędzy doświadczeniem trynitarnym obu świętych. Zdaje mi się, że coś podobnego dzieje się ze mną, jak kiedy w gąbkę przenika i wsiąka woda. W podobny sposób dusza moja napełnia się Bóstwem i niejako opływam w nie i posiadam w sobie trzy Osoby Boskie. Czy ten opis nie przypomina trochę wizji Augustyna, w której usiłowanie zrozumienia niepojętego misterium Trójcy porównuje się do dziecięcej próby przelewania morza przy pomocy muszelki?
Usłyszane przez Teresę w objawieniu słowa Szukaj siebie we Mnie, stały się też przedmiotem, mającej na celu ich wyjaśnienie, duchowej dysputy, do której biskup Alvaro de Mendoza pod koniec roku 1576 zaprosił przyjaciół Fundatorki: Franciszka de Salcedo, Juliana z Avila, Jana od Krzyża i Wawrzyńca de Cepeda. Udzielone na piśmie odpowiedzi polecono sprawdzić Teresie, która skomentowała je z zaprawionym humorem krytycyzmem w tekście znanym jako Vejamen (Ocena czterech pism duchowych). Jak ona sama rozumiała te słowa? Rąbek tajemnicy odsłania Święta w poezji Duszo, poszukuj siebie we Mnie – Mnie zaś odnajdziesz w głębi siebie…
Teresa jeszcze parę razy wyraźnie nawiązuje do św. Augustyna. Dwukrotnie w Listach (L 177,10; L 294,7), a raz w Drodze Doskonałości (w manuskrypcie z Escorialu 46,2). Na podstawie tej ostatniej wzmianki wnioskuje się, że czytała nie tylko Wyznania, ale także przypisywaną temu Świętemu średniowieczną trylogię (Manual, Meditaciones, Soliloquios). Ponadto, zakładając klasztor św. Józefa w Avila, Teresa poświęciła św. Augustynowi jeden z eremitaży w ogrodzie (istniejący po dzień dzisiejszy), umieszczając w nim trzy piękne obrazy przedstawiające biskupa Hippony i jego matkę św. Monikę. Troszczyła się też o kult Świętego, nadając często siostrom tytulację „od św. Augustyna”. Było to jednak coś więcej niż nabożeństwo. Myślę, że śmiało możemy mówić o głębokiej duchowej komunii Teresy z Augustynem, który, poruszony i zafascynowany pierwotnym monastycyzmem, w ogrodzie domu biskupiego w Hipponie zorganizował klasztor oraz napisał dla niego Regułę…
Na naszą uwagę zasługuje też św. Marcin z Tours (IV w.) – ten, który jako rzymski żołnierz połową swego płaszcza przyodział biedaka, a po nawróceniu został mnichem i biskupem. Nie wiem, czy Teresa miała w rękach jego żywot napisany przez Sulpicjusza Sewera, ale bez wątpienia odmawiając oficjum liturgiczne o św. Marcinie, powtarzała jego słowa: Panie, jeśli jestem jeszcze potrzebny Twojemu ludowi, nie uchylam się od trudu; niech się stanie Twoja wola. Tak mocno wyryły się one w jej sercu, że z czasem uczyniła je swą własną modlitwą. W Wołaniach duszy do Boga (15,2) wydaje z siebie spontaniczny okrzyk: Oto mię masz, Panie! Jeśli potrzeba tego, bym jeszcze żyła dla oddania Tobie jakiejkolwiek usługi, nie wzbraniam się od pracy ani od żadnych cierpień, jakie by w tym życiu na mnie przyjść mogły. Tak ongi świadczył się Tobie Twój miłośnik, św. Marcin, tak za nim i ja Ci powtarzam. Teresa dostrzegała w św. Marcinie wzór dyspozycyjności i posłuszeństwa wobec Bożych zamysłów. Zmęczona kolejnymi fundacjami, które za każdym razem kosztowały ją wiele trudów i strapień, a jednocześnie stęskniona za szczęśliwą pełnią zjednoczenia z Bogiem w niebie, znajdowała punkt zaczepienia w słowach Świętego: istnieje całkowita słuszność w tym, aby zgodzić się z wolą Boga i powtórzyć te same słowa, co św. Marcin (6M 6,6). Teresa przywiązywała też znaczenie do dnia, w którym otrzymała łaskę małżeństwa duchowego (18.11.1572), bo w liście do pewnej osoby dużo później napisała: Jest dzień św. Marcina, do którego mam nabożeństwo, ponieważ w oktawę [jego wspomnienia] otrzymałam niektóre wielkie łaski od Pana.
Pisma Ojców Kościoła rozbudzały też w Teresie głód Słowa Bożego, dostarczając zarazem cennych wskazówek co do sposobu poprawnego czytania i interpretowania tekstów biblijnych. Możemy spróbować wyobrazić sobie, z jakim zapałem Święta, która nie miała dostępu do Pisma Świętego w całości, chłonęła wszystko, co przybliżało ją do prawd objawionych! Jednocześnie podziw wzbudza odwaga z jaką Teresa – kobieta osadzona w realiach XVI wieku – kontynuując Tradycję Ojców, zabrała się do komentowania modlitwy Ojcze nasz. W jeszcze większe zaś zdumienie wprawia jej Komentarz do Pieśni nad Pieśniami (znany też pod tytułem Podniety miłości Bożej). Choć nie zachował się żaden z autografów tego dzieła (dwukrotnie redagowanego między 1566 a 1575 rokiem), bo Teresa spaliła go na polecenie spowiednika, na szczęście, dzięki istniejącym już wówczas kopiom, cenna perła przetrwała do naszych czasów. Przytoczmy fragment Prologu, by zobaczyć jak Teresa na przestrzeni lat (umyślnie podkreśliłam okoliczniki czasu) coraz głębiej zanurzała się w kontemplacji Słowa Bożego:
Kilka lat temu udzielił mi Pan łaski niewypowiedzianej pociechy wewnętrznej, jakiej doznaję, ile razy słyszę lub czytam niektóre słowa Pieśni Salomonowej. Łaska ta tym dziwniejsza, że choć nie rozumiałam tych słów, z łacińskiego na język rodzinny przełożonych, to jednak sprawiały we mnie głębsze skupienie i wzruszenie, niż wszelkie inne najpobożniejsze książki, które rozumiem. Stan ten trwa dotąd. I choć mi objaśniono te słowa w języku ojczystym, niewiele więcej pojmowałam. Jednak, choć ich nie rozumiałam… (taką mi sprawiają rozkosz) … że dusza nie może się od nich oderwać. Teraz, drugi już prawie rok daje mi Pan, jak tego pragnęłam, zrozumienie tych słów. (…) takie nieraz bywa to zrozumienie, że chciałabym go nigdy nie zapomnieć.
Czytając uważnie dzieła Świętej Matki, możemy znaleźć w nich jeszcze inne mniej lub bardziej wyraźne ślady patrystyczne. Na przykład w liście do swego brata Wawrzyńca z 2.01.1577 roku, dopominając się o swoją ulubioną pieczęć z monogramem IHS, Teresa nawiązuje do legendy o św. Ignacym Antiocheńskim, według której po śmierci męczennika na jego piersiach znaleziono wyryte złotymi literami Imię Jezus. W Komentarzu do Pieśni nad Pieśniami (3,4) dla zilustrowania mocy Bożej miłości, która wznosi się ponad wszystkie utrapienia i niebezpieczeństwa świata podaje jako wzór heroiczny czyn świętego Paulina z Noli, który dla obcego człowieka, syna biednej wdowy, która się do niego uciekła w swoim strapieniu, oddał się dobrowolnie na jego miejsce w niewolę u niewiernych. Natomiast cytowany wcześniej fragment Drogi doskonałości o męczeństwie (12,2) bardzo przypomina urywek tekstu św. Metodego z Olimpu poświęconego dziewicom konsekrowanym.
Korzystanie z Tradycji bynajmniej nie umniejsza zasług Teresy i jej oryginalnego wkładu w nauczanie Kościoła. Wręcz przeciwnie – świadczy o jej wielkości. Nasza Fundatorka nigdy nie popełniła plagiatu. Korzystając z dziedzictwa Ojców, rzadko cytowała ich wprost. Raczej pokazywała, jak ich doktryna i przesłanie odbijały się echem w jej własnym sercu, jak w nim pracowały i jakie wydawały owoce. Świetnie widać to na przykładzie lektury dzieł św. Augustyna. Jej zamiłowanie do książek (czytała je czy połykała?) nie trąciło zwyczajną erudycją czy słomianym zapałem neofity. Ponieważ Teresa dobrze wiedziała czego chce, potrafiła zrobić praktyczny użytek z ich odżywczych treści, które faktycznie stymulowały jej rozwój. Tego samego też pragnęła dla swych duchowych córek, zalecając: Przeorysza starać się będzie, aby były dobre książki (…), ponieważ tego rodzaju pożywienie jest tak konieczne dla duszy jak pokarm dla ciała (Konst. 8).
Życzmy sobie takiego samego pełnego pasji umiłowania Tradycji i zdolności twórczego z niej korzystania! Następnym razem zajmiemy się nowością i oryginalnością dzieła Naszej Świętej Matki – tej która specjalnie dla nas z macierzyńską troską wydobywa ze swego skarbca rzeczy nowe i stare…
cdn.
s. Anna Maria od Opatrzności Bożej OCD, Rzeszów