A co o radości mówi nam św. Jan od Krzyża? Czy rzeczywiście należy go kojarzyć przede wszystkim z wyrzeczeniem, umartwieniem i ciemnymi nocami?
Uważna lektura dzieł Naszego Ojca i analiza jego przesłania, utwierdza w przekonaniu, że istotnie udało mu się odnaleźć drogę do szczęścia. On właśnie jest tym ewangelicznym kupcem, który znalazłszy cenną perłę radości i zadowolenia, sprzedał wszystko by ją posiąść. Skrywanej przez nią tajemnicy nie zachował tylko dla siebie, ale pragnąc podzielić się nią z innymi, przekazał ją w swych pismach. U podstaw nauczania Świętego tkwią więc następujące założenia:
- Człowiek faktycznie może posiąść prawdziwe szczęście i radość oraz spełnienie wszystkich tęsknot i pragnień swego serca
- To szczęście jest realne i obiektywne, nie mamy tu do czynienia z jakąś zwodniczą chimerą, złudnym wytworem wyobraźni czy prowadzącą do rozczarowania i frustracji autosugestią
- Ta radość nie ma niczego do pozazdroszczenia namiastkom szczęścia, jakie oferuje nam życie, świat, ludzie i rzeczy, z którymi obcujemy na co dzień
- To szczęście jest dostępne dla wszystkich, którzy pragną je osiągnąć
- Nie jest to też radość i szczęście zarezerwowane tylko dla przyszłego życia, można je odnaleźć i cieszyć się nimi już tu na ziemi
- Zaproszenie do ich poszukiwania i nabywania jest uniwersalne i dotyczy wszystkich, nikogo nie wyklucza się z tej boskiej olimpiady
Poszukajmy zatem klucza do tej radości i szczęścia, których podwoje pragnie otworzyć przed nami Jan od Krzyża…
Czy porównywaliście kiedyś rysunek góry Karmel nakreślony własnoręcznie przez Świętego z późniejszym szeroko rozpowszechnionym opracowaniem autorstwa Diega de Astor z 1618 roku? Bystremu oku wnikliwego badacza nie może umknąć pewna różnica. Na tym ostatnim brak bowiem istotnego elementu – słów gozo, alegría i deleite, które Doktor nocy ciemnych umieścił na szczycie Karmelu wśród owoców Ducha Świętego. Brak trzech wymiarów czy też odcieni radości, jakich jeszcze na tej ziemi w obfitości może doświadczać ten, kto świadomie dąży do zjednoczenia z Bogiem.
Droga przez nic (nada) środkowej ścieżki ducha doskonałego ma sens tylko dlatego, że prowadzi do wszystkiego (todo), a więc jedynej prawdziwej radości, jaką możemy odnaleźć tylko dzięki Bogu i w Nim. Choć mamy prawo, a nawet obowiązek, cieszyć się tym, co każdego dnia od Niego otrzymujemy, to podarunek nie może przesłaniać sobą Dawcy. Nadmierne skupienie na darach sprawia, że im więcej się ich szuka i pragnie posiadać, tym mniej się ich znajduje. To dlatego Jan od Krzyża z takim naciskiem przestrzega przed złudną i próżną radością, jakiej tylekroć zdarza się nam upatrywać w dobrach różnego rodzaju: doczesnych i duchowych (dwie boczne drogi ducha niedoskonałego). Święty pokazuje, że szukając na siłę radości w tym, co nie jest w stanie faktycznie nasycić i zaspokoić spragnionego Absolutu serca człowieka, szczęścia nie osiągniemy. Z tego też powodu wychowuje swych uczniów do umiejętności rezygnowania z iluzorycznych namiastek szczęścia, które pozostawiając po sobie niesmak i pustkę, ostatecznie prowadzą do smutku, frustracji i zgorzknienia.
Bóg dzieli się swoją radością
Bóg przyodziewa [stworzenia] swym spojrzeniem w piękno i napełnia radością cały świat i niebiosa. (PD 6,1)
Doświadczenie i obraz Boga, jakim dzieli się z nami św. Jan od Krzyża jest niesamowicie pozytywne. Nie może być inaczej, skoro zjednoczenie z Nim już tu na ziemi stanowi dla duszy źródło niewypowiedzianej radości (gozo), wesela (alegría) i rozkoszy (deleite) (PD 31,10).
Namalowany wielobarwną paletą głębokich przeżyć, towarzyszących tej największej przygodzie, jaką jest relacja z Nim – naszym Stwórcą i Odkupicielem, Janowy przekaz tchnie kojącą delikatnością, subtelnym pięknem oraz głębią i harmonią uczuć:
Ojciec światłości (Jk 1,17), którego ręka nie jest skąpa (Iz 59,1), lecz z obfitością rozlewa dobrodziejstwa bez względu na osoby (Ef 6, 9), gdzie tylko zechce, ukazuje się radośnie duszom na ścieżkach i drogach (Mdr 6,17) jak promień słońca, nie wzdryga się również i nie uważa sobie za ujmę „znajdować swe rozkosze z synami człowieczymi”, obcując z nimi na „okręgu ziemskim” (Prz 8, 31) (ŻPM 1,15).
Sięgnijmy po Romance – serię poetyckich utworów, opiewających w dziewięciu odsłonach historię zbawienia, począwszy od zamysłu w łonie Trójcy Świętej, poprzez dzieło stworzenia i wcielenia do narodzenia Chrystusa. Czy wchodząc wraz z Janem w orbitę życie i oddziaływania Trzech Osób Boskich, nie czujemy się zanurzeni jakby w oceanie radości?
Doktor Karmelu pozwala nam ich kosztować już od pierwszej strofy (w oryginale, tłumaczenie – poezji zwłaszcza – niestety nie zawsze oddaje sedno sprawy): Słowo, które żyło w Bogu, w Nim posiadało swoje nieskończone szczęście (su felicidad infinita). Przyjemne (palabras de gran regalo) i upajające rozkoszą (de tan profundo deleite) słowa, które Ojciec w Duchu Świętym – bezkresnej miłości – kieruje do swego Syna, sprawiają Mu radość (solo el Hijo lo gozaba). Ojciec stwierdza, że nic nie daje Mu takiego zadowolenia (nada me contenta), jak przebywanie w towarzystwie Syna, w Nim też Ojciec raduje się wszystkimi swymi dziełami (si algo me contenta, en ti mismo lo quería), szczególną satysfakcję (a mí más satisfacía) sprawia Mu też człowiek, który naśladując Syna, zechce upodobnić się do Niego.
Choć radość, o której tu mowa, na razie wykracza poza zdolności rozumienia i pojmowania tych, którzy – polegając na wierze i ufności w przyszłe obietnice – wciąż jeszcze trudzą się i zmagają na tym łez padole, podczas gdy nad wyraz obficie nieustannie udziela się ona mieszkańcom nieba (los de arriba poseían el Esposo en alegría), to dzięki temu, że Bóg we Wcieleniu stał się jednym z nas, człowiekowi niewiele już brakuje, by radować się wspólnie z nimi (se gozaran juntos en eterna melodía), kosztując tej rozkoszy, w której Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty cieszą się sobą nawzajem (donde el mismo deleite que Dios goza, gozaría). „Romance” pokazują, że gdy lud wybrany przez całe wieki z nadzieją oczekiwał przyjścia Mesjasza (¡oh si fuese en mi tiempo de alegría!), Syn Boży jeszcze goręcej pragnął stać się człowiekiem, by wchodząc w nasze cierpienia, bóle i strapienia, przywrócić ludziom możliwość dzielenia w całej pełni tej Radości, która spajając w jedno Trzy Osoby Boskie, i na nas chce się wylewać bez miary i ograniczeń…
Poezje Jana od Krzyża wymownie odzwierciedlają wrażliwość i usposobienie ich Autora. Z natury introwertyk. Trochę nieśmiały, co jednak nie oznacza, że zamknięty w sobie. Nieskłonny do żywiołowych wybuchów wesołości i przelotnego entuzjazmu, ale bynajmniej nie smutny czy posępny. Spokojny, łagodny, pogodny (apacible) – tak często określali Jana świadkowie jego życia. Święty nie potrzebował efektów specjalnych, by ku sobie pociągać. Miał tak miły sposób bycia i wdzięczną powierzchowność, że inni po prostu dobrze się przy nim czuli. Spokojny, łagodny uśmiech, który często pojawiał się na jego twarzy, może nie zwracał na siebie uwagi, ale z pewnością komunikował więcej ciepła, serdeczności i zainteresowania drugą osobą niż kaskada niepohamowanego śmiechu. Ponadto zdradzał on wewnętrzną pogodę ducha, dającą innym poczucie bezpieczeństwa stałość charakteru i radość opartą na zupełnie innych przesłankach niż chwilowe upojenie czy też potrzeba wyrażenia siebie lub zwykłego wyżycia się.
Pełniąc funkcje przełożonego, Jan od Krzyża zawsze zabiegał o to, by podwładni nie odchodzili sprzed jego oblicza smutni. Sam radosny, nie chciał, by inni w jego towarzystwie popadali w melancholię i przygnębienie. Jeśli zauważył, że któryś z braci jest markotny, starał się go rozweselić. Czasy jego rządów Granadzie, wspominano jako „złoty wiek klasztoru”. Świętość pierwszego karmelity bosego nie tworzyła dystansu i nie odstraszała. Jeden z zakonników wyznał: za rozkosz i łaskę poczytywałem sobie otrzymać od o. Jana jakieś polecenie i choćby to była rzecz trudna do wykonania, znajdowałem w niej przyjemność i dawała mi ona odprężenie, gdyż nie tylko wydawało mi się, że jest on świętym, ale że promieniuje z niego blask samego Boga (świadectwo Juana de la Madre de Dios). Doktor nocy ciemnych, kładąc miłość tam, gdzie można było zauważyć jej brak, lubił wlewać w ludzkie serca radość i czynić je szczęśliwymi:
- Ciesz się więc i ufaj w Panu, bo otrzymałaś znaki, że wszystko jest dobrze… (L 19)
- Nie myśl, że Bóg cię samą pozostawia, bo tym sprawiłabyś Mu przykrość. Czytaj, módl się i raduj się w Bogu, który jest twym dobrem i zbawieniem (salud – dosł. zdrowiem, L 20).
- Raduj się zawsze w Bogu, który jest twym zbawieniem (salud – dosł. zdrowiem)… (Zasady miłości 83)
Jedyny rodzaj radości, przed jakim Święty wyraźnie przestrzega, to ta, która oddalając od Boga, pozbawia człowieka dóbr wiecznych (3 DGK 18,5). Jeśli dusza nie zwraca się we wszystkim ku Bogu, jej radość będzie zawsze fałszywa i zwodnicza (3 DGK 21,2).
Dlaczego warto się trudzić
Jest to wielka pociecha dla duszy wiedzieć, że ona nigdy nie jest bez Boga, choćby była w grzechu śmiertelnym, a tym bardziej, kiedy jest w łasce. I czegóż więcej chcesz jeszcze, o duszo? i czemu szukasz Go poza sobą, gdy w samej sobie masz wszystkie swe skarby, swe rozkosze, swoje zadowolenie, swoje nasycenie i swe królestwo, czyli twego Umiłowanego, którego pragniesz i szukasz? Wesel się i raduj w wewnętrznym skupieniu z Nim razem, gdy posiadasz Go tak blisko (PD 1,8).
Skoro już sama w sobie bliska obecność Boga stanowi dla duszy powód do radości, to z jakiego powodu często tak trudno nam tę radość z siebie wykrzesać?
Święty podpowiada: Im zaś więcej [dusza] radować się będzie czymś innym, tym mniejsza będzie jej radość w Bogu (3 DGK 16,2). Spróbujmy przyjrzeć się naszym osobistym rozterkom, obawom, wątpliwościom i frustracjom, jakich doznajemy tracąc coś dla nas bardzo ważnego. Czyż faktycznie nie jest tak, że chociaż Bóg zawsze jest z nami, jeżeli serce mamy przywiązane do innej rzeczy, a nie do Niego, nie cieszymy się Nim? (L 15)
Doktor Karmelu pokazuje, że to, w czym człowiek tak często pragnie odnaleźć szczęście – szukając komfortu i wygody, w egoistyczny sposób korzystając z różnych form dogadzania sobie, podążając za swymi upodobaniami, zaspokajając swoje kaprysy i zachcianki, kryjące się pod hiszpańskim terminem apetitos (pożądania) – choć wydaje się dobre i roztropne używanie tego jest dozwolone, w rzeczywistości nie tylko męczy go i trudzi, lecz również pozbawia energii, świeżości i zapału w służbie innym. Apetitos są bowiem jak niesforne i uprzykrzone dzieci (inquietos y de mal contento), które ustawicznie proszą matkę o to czy owo, a nigdy im nie dosyć (nunca se contentan) (1DGK 6,6).
Oto główna przyczyna, dla której ten, kto nie zwycięża radości pożądania, nie może się radować pokojem ciągłej radości w Bogu, doznawanej przez pośrednictwo Jego dzieł i stworzeń! (3 DGK 26,6) Zamknięty w swoim świecie i zupełnie pochłonięty własnymi doznaniami człowiek, nie potrafi dostrzec, odczuć, a tym bardziej zrozumieć tej radości, którą Bóg pragnie go obdarować; staje się też niezdolnym do jej przyjęcia:
Jak długo bowiem pożądania nie zostaną obezwładnione przez umartwienie zmysłowości i zmysłowość sama nie będzie uciszona tak, by nie występowała przeciw duchowi, dusza nie będzie mogła wyjść na prawdziwą wolność i radować się zjednoczeniem ze swym Umiłowanym (1 DGK 15,2).
Jan od Krzyża zauważa, że radość, której doznajemy, może pochodzić z sześciu rodzajów rzeczy lub dóbr, tj. z doczesnych, naturalnych, zmysłowych, moralnych, nadprzyrodzonych i duchowych (3DGK 17,1). To naturalne, że szukając zadowolenia i spełnienia, cieszymy, gdy znajdziemy coś, co przedstawia dla nas jakąś wartość i stanowi źródło satysfakcji. Jeśli jednak nie ukierunkowuje nas to na Boga, nie służy Jego czci i chwale (a jedynie naszej próżności), samo w sobie może stać się pewną formą obsesji i niszczącej namiętności (pasión).
Choć wymagania stawiane przez Jana w trzeciej księdze Drogi na Górę Karmel mogą na pierwszy rzut oka wydawać się bezwzględne, to w istocie Świętemu chodzi tu o pewien wewnętrzny dystans i wolność, o dyspozycję serca, które nie daje się oszukać i omamić:
człowiek oderwany od rzeczy doczesnych ma jasne poznanie i zrozumienie ich wartości, tak naturalne jak i nadprzyrodzone. Radość jego jest zupełnie inna niż tego, kto do nich jest przywiązany ze względu na ich wielkość i korzyści, jakie przynoszą (…) Oderwanie się i oczyszczenie od tych radości pozostawia sąd tak jasny, jak jasne jest powietrze, gdy mgły się rozpłyną (3 DGK 20,2). Nie wolno przy tym jednak zapominać, że jakiekolwiek umartwienie czy wyrzeczenie ma wartość o tyle, o ile podejmowane „ze względu na” jest motywowane miłością. I tu poznaje się prawdziwą miłość ku Bogu. Kto Go kocha prawdziwie, w żadnej rzeczy nie znajduje zadowolenia, tylko w Nim samym (PD 1,14).
Radość w pełnym tego słowa znaczeniu
On nie pozostawił jej samotnej, lecz został również zraniony jej miłością, w której ona trwała, a widząc, że niczym innym się nie zadowala, sam ją prowadzi do siebie (PD 35,7).
Odrobina dobrej woli i szczerego wysiłku z naszej strony zawsze wzrusza i rozczula Boga. On tylko czeka na to, by w otwartych, pustych dłoniach człowieka złożyć swoje dary!
Wiele dusz pobożnych nawiedza On swą szczególną obecnością, w różnych przeżyciach duchowych, przez które je orzeźwia, napełnia rozkoszą i rozwesela (recrea, deleita y alegra – PD 11,3).
Omawiając dziesięć stopni miłości, po jakich wstępuje dusza zjednoczona z Bogiem, Jan od Krzyża pisze:
Trudno więc znaleźć słowa, aby wyrazić dobra i bogactwa Boże, jakimi dusza raduje się na tym stopniu. Choćby się o nich napisało wiele książek, zostałoby jeszcze wiele do powiedzenia (2 NC 20,4).
Święty wysila się jak tylko może, by opisując szczęście duszy przeobrażonej przez miłość, zachęcić do wstępowania na drogę modlitwy i naśladowania Chrystusa. Nam, strudzonym i jakże często błąkającym się po bocznych drogach i opłotkach pielgrzymom, nie pozostaje nic innego, jak zamilknąć z wrażenia i wsłuchać się w urywki jego dzieł, uważnie je medytując:
- W tym błogosławionym dniu [zaręczyn duchowych] (…) ozdobiona tymi bogactwami Bożymi wchodzi dusza w stan pokoju, rozkoszy i słodyczy miłości. Tłumaczy to w tych strofach, w których nie mówi nic innego, tylko opiewa i wielbi wielkości swego Umiłowanego, jakie poznaje w Nim i raduje się nimi w tym szczęśliwym zjednoczeniu zaręczyn (PD 14,2).
- W tym stanie życia tak doskonałego czuje się dusza wewnątrz i zewnątrz jakby wśród ciągłych dni świątecznych i nieustannie napawa się jej duch jednym ogromnym rozradowaniem w Bogu, jakby pieśnią nową, zawsze nową, nabrzmiałą weselem i miłością w poznaniu swego szczęśliwego stanu (ŻPM 2,36).
- Te wspólne poruszenia Boga i duszy nie tylko są odblaskami, lecz również chwałą duszy, gdyż te poruszenia i wybuchy płomieni są tym igraniem i świętem radości, które, jak mówiliśmy w drugim wierszu pierwszej strofy, sprawia Duch Święty w duszy, i przez które zdaje się, że za każdym razem chce jej dać życie wieczne, przenieść ją do pełności swej chwały, wprowadzając ją już całkowicie w siebie (ŻPM 3,10).
- Bardzo trafnie nazywa je [trzy władze: pamięć, rozum i wolę] tu dusza otchłaniami głębin, bo czując, że w nie wpadają głębokie poznawania i odblaski pochodni ognia, widzi, że mają tak wielką pojemność i głębię, jak wielkie otrzymuje od Boga poszczególne łaski Jego poznania, smaków, radości, rozkoszy itd. (ŻPM 3,69)
Dusza, która zasmakowała tego rodzaju radości – radości w pełnym tego słowa znaczeniu – nie szuka już namiastek szczęścia. Więcej jeszcze, to co dawniej stanowiłoby dla niej źródło satysfakcji i zadowolenia, zatrzymując ją na sobie, teraz kieruje ją ku Bogu i pomnaża w niej przewyższającą wszystko radość, którą On ją napełnia:
w tym stanie przeobrażenia (…) wszystkie nowe radości i słodycze, które nadarzają się duszy, przypominają jej, by bardziej się rozkoszowała tym, co już ma i czuje w sobie, niż tamtymi nowościami, gdyż te, które posiada, jak powiedziałem, są od nich o wiele większe. Jest to naturalną rzeczą, że gdy jeden przedmiot raduje i zadowala duszę, a ona posiada inny, który wyżej ceni i który większą dla niej jest radością, natychmiast przypomina się jej on i do niego zwraca się jej radość i upodobanie (PD 20, 12-13).
Ten, kto dotarł do tego miejsca, wtedy tylko jest całkowicie zadowolony, gdy wszystko, czym jest, co znaczy, co ma i otrzymuje, odda umiłowanemu [Bogu]; a im większe jest to wszystko, tym większej kosztuje radości z oddania (ŻPM 3,1). Gotów też jest z radością przejść przez wszystkie, jakie są na świecie przykrości i trudy, (…) zmartwienia, przez uciski i niebezpieczeństwa śmierci, byle tylko móc wniknąć głębiej w swego Boga (PD 36,11) .
Jak widać, jedna kropla, maleńki łyk tej radości, którą tylko On dać nam może, kompletnie zmienia optykę patrzenia na sprawy doczesne i wieczne:
Dlatego dusza nie czyni żadnej ofiary, pragnąc umrzeć na widok Bożej piękności, by się nią radować na zawsze. Gdyby bowiem przeczuła choć odrobinę z majestatu i piękna Boga, pragnęłaby nie jeden raz umrzeć, by Go zawsze oglądać, jak tu pragnie. Poniosłaby nawet z radością tysiące najboleśniejszych śmierci, by Go ujrzeć na jeden moment, a ujrzawszy chciałaby jeszcze więcej cierpieć, by Go znów powtórnie ujrzeć (PD 11,7).
* * *
Czy w kontekście przywołanych powyżej tekstów św. Jana od Krzyża nie wybrzmiewa triumfalnie jaskrawa różnica między przelotną i powierzchowną radością zrodzoną z chwilowego entuzjazmu i euforii a taką radością, która – nierzadko z trudem – opierając się wszelkim przeciwnościom i nie dając się im pokonać, niesie w sobie odblask wiecznej Radości – Boga samego? Zgodzić się więc na trud i zmagania chwili obecnej to rzucić się w ramiona Boga, który może i chce uczynić nas autentycznie szczęśliwymi niezależnie od okoliczności i wydarzeń, z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć. Czy czujemy się zainteresowani i pociągnięci tą ofertą?
cdn.
s. Anna Maria od Opatrzności Bożej OCD,
Karmel Rzeszów