Sensacje XVI wieku, czyli flesze z historii Karmelu #1

Wprowadzenie:

Dla namiętnego pasjonata i niestrudzonego poszukiwacza skarbów lektura fragmentów kilkunastotomowej Historii Zakonu pióra o. Silverio od św. Teresy, wydanej w pierwszej połowie ubiegłego wieku, czy nowszych opracowań autorstwa ojców: D. A. F. Mendioli, I. Moriones, T. Alvareza i innych, nie tylko otwiera wrota do lepszego poznania Naszej Świętej Matki, ale odsłania też meandry rozwoju terezjańskiego charyzmatu, który od samego początku, niestety, nie zawsze był należycie rozumiany i doceniany przez samych bosych.

Nie wszyscy dostrzegali w św. Teresie od Jezusa Fundatorkę. Miłośnicy pierwotnego rygoru – wśród których przodował pierwszy generał Zakonu, o. Mikołaj Doria – nie potrafiąc dostrzec oryginalnego rysu charyzmatycznego Świętej, zdecydowanie wyprzedzającej swoje czasy, traktowali ją często jedynie jako Reformatorkę. Chrześcijański humanizm Teresy, stanowiący w gruncie rzeczy kwintesencję ewangelicznego przykazania miłości, bywał postrzegany jako zagrożenie dla regularnej obserwancji i „zakonności”. Czyż konsekwencje tych zatargów i nieporozumień nie ciągną się aż do dzisiaj…? Wśród, wyłaniającej się ze stronic wspomnianych wyżej książek, gmatwaniny ludzkich układów, decyzji i czynów (nie zawsze jasnych, a często prowokujących liczne pytania), które w konsekwencji na parę wieków okryły mrokiem zapomnienia i nieufności grono najbliższych współpracowników Teresy, odnajduję głęboką mądrość, którą starożytni trafnie ujęli w maksymie: historia magistra vitae est. Historia faktycznie staje się pierwszorzędną nauczycielką życia, jeśli potraktuje się ją jako drogę do głębszego odkrycia i potwierdzenia własnej tożsamości. Jako karmelitanka bosa staram się podchodzić do niej w ten właśnie sposób. O wiele bardziej od samych faktów interesuje mnie płynąca z nich świeżość i życiodajna siła, oddziałująca na moje osobiste powołanie.

Uprzedzająca moc łaski, z jaką Boża Opatrzność przygotowywała naszych świętych – jak wierzę – choć formalnie niekanonizowanych: Hieronima Graciána, Marię od św. Józefa i Annę od Jezusa na ciężkie doświadczenia, nigdy nie okazała się słabą bądź niewystarczającą wobec ludzkiej niegodziwości i podstępu przyodzianych w szaty doskonałości (Mikołaj Doria, zwany Lwem KarmeluLeon del Carmelo – cieszył się wszak opinią oraz sławą zakonnika i przełożonego wyjątkowo gorliwego, a hiszpańskie brzmienie tego przymiotnika: celoso podpowiada, dlaczego niejednemu mógł się on jawić jako ucieleśnienie Eliaszowego: Zelo zelatus sum pro Domino Deo exercituum)… Wręcz przeciwnie! Łaska zatriumfowała, i to w jeszcze jaki sposób! Zafascynowana spektakularnym zwycięstwem prawdy, dobra i piękna, które możemy podziwiać w heroicznych postawach naszych bohaterów, pragnę, w cyklu zatytułowanym: sensacje XVI wieku, czyli flesze z historii Karmelu, podzielić się nutą swojej osobistej pasji.

Za źródło inspiracji i nić przewodnią moich artykułów obrałam pracę pt. El carisma teresiano. Estudio sobre los orÍgenes (Charyzmat terezjański. Studium początków) napisaną przez Ildefonsa Moriones OCD, choć z pewnością nie będę umiała się powstrzymać przed wtrąceniami i uzupełnieniami z innych źródeł. Natomiast wyjątki zaczerpnięte z pism najwierniejszych uczniów Teresy bezpośrednio odsłonią nam piękno tych postaci: sposób ich myślenia, odczuwania, przeżywania karmelitańskiego powołania…

Pomiędzy charyzmatami, którymi Duch Święty ubogacał Kościół na przestrzeni dwudziestu wieków historii, wyjątkowe miejsce zajmują te udzielone fundatorom rodzin zakonnych. Sobór Watykański II, rozpoznając znaczenie tychże charyzmatów (LG 50), wezwał zakonników do ich przemyślenia i potraktowania jako nieodzownego przewodnika w wysiłku odnowy i przystosowania życia do nowych potrzeb Kościoła (PC 2).

To wezwanie Soboru skłoniło mnie do opublikowania następujących stronic z nadzieją, że przyczynię się do wspólnego wysiłku, służącego głębszemu poznaniu ducha i zamysłów fundatorów.

Jeśli każdy fundator ma coś z proroka, innowacyjnego i zapowiadającego przyszłe czasy, to nieuchronnie, z ludzkiego punktu widzenia, musi on napotkać przeszkody, które opóźnią wprowadzenie jakiejkolwiek nowości, która wywarłaby wpływ na instytucję, w której ramach się narodziła. Jakie znaczenie historyczne ma tego rodzaju opozycja i czym ona skutkuje?

Z teologicznego punktu widzenia logicznym się wydaje że, nadprzyrodzony charyzmat wlany przez Ducha Świętego w duszę fundatora wywołuje, również nadzwyczajną, reakcję i sprzeciw diabła. Czy jego próby obalenia Bożego dzieła pozostawiają jakieś ślady?

Są to pytania aż nadto ważne, by je zlekceważyć lub zbyt lekko potraktować. Dlatego chcę tutaj uprzedzić czytelnika o zakresie i przedmiocie tego studium: odtwarza ono wyniki badań zaprezentowanych jako rozprawa doktorska na fakultecie historii Kościoła Gregorianum i opublikowanej pod tytułem: Anna od Jezusa i terezjańskie dziedzictwo. Chrześcijański humanizm czy pierwotny rygor? (Rzym, 1968). Tam można znaleźć kompletną dokumentację.

Anna od Jezusa jako zwolenniczka – wraz z wielu innymi – walki o wierność Naszej Świętej Matce, pozwala nam zobaczyć, jak charyzmat terezjański rozwijał się pośród wielu trudności i ludzkich uwarunkowań, które ograniczały jego skuteczność, a wręcz niekiedy powodowały jego obumarcie w niektórych aspektach. Nic więc dziwnego, że tutaj akcent zostanie położony szczególnie na te właśnie punkty, przy założeniu znajomości innych, łatwych do znalezienia w dziełach i biografiach św. Teresy od Jezusa i św. Jana od Krzyża.

Ta seria artykułów nie pretenduje do tego, by nauczać. Chcę, by była ona po prostu światełkiem, wprowadzającym w lekturę św. Teresy i w interpretację jej dzieła…

Osobiście utożsamiając się z zamierzeniami o. Moriones, wyrażonymi w przytoczonym powyżej Wstępie do El carisma teresiano. Estudio sobre los orÍgenes, zapraszam do lektury kolejnych odcinków. cdn.

s. Anna Maria od Opatrzności Bożej OCD, Rzeszów


Zaczerpnijmy ze źródła:

Maria od św. Józefa (Salazar), która za obronę Konstytucji terezjańskich oraz osoby o. Hieronima Graciána zapłaciła słoną cenę prześladowania ze strony o. Mikołaja Dorii (w tym dziewięć miesięcy ścisłego odosobnienia w karcerze Karmelu w Lizbonie), w dziełku pt. „Woreczek mirry” dokonuje interpretacji historii Zakonu oraz swojej własnej w kluczu opatrznościowego działania Boga:

Woreczkiem mirry jest „mój Umiłowany dla mnie, położę Go między mymi piersiami” (1). Cóż to jest, Oblubienico święta? Woreczkiem mirry gorzkiej nazywasz Umiłowanego? Spójrz, że bulwersuje to nas, które również nosimy imię oblubienic tego samego Umiłowanego i wydaje się On nam tym milszy i słodszy, im ściślej przylega do piersi: jest radością, jest słodyczą, jest rozkoszą, jest pociechą, cały jest miłością i dlatego wszystkie zdążamy za Nim, pozostawiając ojców, krewnych, przyjaciół i wszystko to, co świat poważa, i również samych siebie się zapieramy, a On pociąga nas wonią swojej słodyczy. Cóż zatem zostanie położone między piersiami?

Jakżeż więc odważysz się mówić, że jest On gorzkim przed tylu świadkami, którzy spróbowali Jego niewymownej słodyczy? Nie zasiewaj wątpliwości w tych, które nie rozumieją twojego języka, a są tak gorliwe w zabieganiu o to, by cieszyć się Nim na samotności. Och! Oblubienico szczególnie godna tego miana pomiędzy wszystkimi innymi, jakżeż przez to, co mówisz, ukazujesz, że jako bardziej godna pozostajesz już w objęciach Oblubieńca i nosisz Umiłowanego pomiędzy piersiami! Rozwiej nasze złudzenia, najdroższa Oblubienico, swym pouczeniem, gdyż wiele z nas błądzi!

Och, córki Ewy oszukane w podobny do niej sposób! Spójrzcie, że ten Oblubieniec nie ma usposobienia Adama, byście musiały spożywać z nim słodkie jabłko, lecz jest to Jezus Chrystus, który zapłacił za tamtą słodycz goryczą i udręką krzyża. Jeśli chcecie dać Mu swą rękę, musi On ją złączyć ze swoją gwoździem. Jest Oblubieńcem krwi. Tym strojem i liberią powinnyście się przystroić, jeśli chcecie, by Król rozkochał się w waszej piękności (2), i pragniecie się do Niego upodobnić. Jego wytworne stroje stanowią szyderstwa; Jego zaszczyty to zniewagi; Jego rozkosze w smagnięciach bicza; Jego pożywieniem żółć; Jego koroną są ciernie. Jeśli oprze się On na piersi, nieuchronnie musi poranić swą oblubienicę. I widząc Go takim i kochając, która pragnęłaby zadowolenia i rozkoszy? Och, dobroduszne i naiwne oblubienice! Uganiacie się za smakami, cenicie sobie bycie uprzywilejowanymi. Nie myślcie, że rzeczywiście takimi jesteście, jeśli nie poraniły was ciernie – jawny to znak, że nie objął was Umiłowany swoim ramieniem i nie obdarzył pocałunkiem pokoju; bo jeślibyście go otrzymały, bez wątpienia odczułybyście gorycz żółci, wypełniającej Jego usta.

Och, mój dobry Panie! Nie jest to zbyt wiele, że będziesz mirrą dla nas, skoro my byłyśmy żółcią dla Ciebie, a Ty, kosztując jej chciałeś uwolnić córki Ewy od smaku jabłka, które spożyła nasza matka. O, jak szczęśliwą i błogosławioną jest ta oblubienica, dla której jesteś mirrą położoną między piersiami; i któż wypowie, ile rozkoszy i słodyczy zawiera się w tym, co nosi imię goryczy! Czy aby istnieje na ziemi przyjemność, która równać by się mogła z cierpieniem dla Ciebie? (…) Spoczywając na piersi, czy nie umocnisz duszy słabej i potrzebującej miłosierdzia kobiety? (…) Komu odsłonisz swoje kochające Serce, jak nie temu pogrążonemu w bólu sercu, które lgnie do Ciebie? Utrapienia dają nam cenną cierpliwość, ból i udręka odsłaniają nam bogactwo nadziei, prześladowania ukazują wartość stworzeń, zaprzyjaźniają nas z niebem, odrywają od ziemi, czynią serce szczodrym i pomagają mu wznieść się ponad to, co widzialne.

(…) Niechaj opuszczą mnie przyjaciele i ci, którzy w innym czasie darzyli mnie względami i szanowali – niech ci mnie gnębią i zniesławiają. Ten, którego zawsze kochałam i miałam za ojca, i z urzędu był zobowiązany bronić mnie – ten niech mnie pozostawi samą bez wsparcia i dręczy. Niech mnie pozbawią czci w tym, co największą stanowi hańbę i niegodziwość. Niech wierzą, że utraciłam to, czego najusilniej strzegę i co poważam. Niech mi zabiorą dobre imię, godności i urzędy, niech mnie uznają za wiarołomną i ogłoszą ekskomunikowaną. Niech sądzą, że zostałam zwiedziona. Niech szukają sposobów, by mnie odseparować od moich kochanych córek i sióstr, towarzyszek w tym utrapieniu. Niech będę jakby tułaczem i zbiegiem. Niech wszystkie moje trudy obrócą się w perzynę. Niech osądzą to, co było dobre jako złe, a to, co niedoskonałe i słabe odrzucą ze wstrętem. Niech mówią, że niezmącona cierpliwość stanowi hipokryzję i udawanie, prawdę nazwą kłamstwem, a stałość i wytrwałość zawziętym uporem. Czy dotyka mnie w jakiś sposób albo czy obchodzi mnie to, że biorą mnie za taką ci, którzy dziś są, a jutro ich życie się kończy, którzy sami z siebie nie mają czym się szczycić? Jakimi honorami mogą mnie obdarzyć lub jaką hańbą okryć? Tytułują mnie królową w Królestwie wiecznym wraz z Oblubieńcem, w którego rękach znajduje się życie, śmierć, zaszczyty i zniewagi – czyż więc mogę pozostawać tak ślepa, że w drodze zatrzymam się, troszcząc o cześć i szacunek pospólstwa i wioski tego świata? Cóż na tym zyskam? Czy przypadkiem Pan będzie mnie sądził według ich wyroków? Z pewnością nie, lecz własnym sądem, który jest sprawiedliwy i wierny.

Och, Królu mój i Oblubieńcze! Obecnie z mniejszym wstydem i większą śmiałością tak Cię nazywam, gdyż miłość mi na to pozwala. Jeśli czasami mą duszą – wyciszoną i uspokojoną – targają zamęt i smutek, i nieoczekiwanie zasnuwają i zaciemnieją ją czarne chmury, a w miejsce jasnej i czystej nadziei, wstrząsają mną strach i obawa, to dobrze wiesz, że tylko tego się lękam, byś się nie oddalił ode mnie, a poza tym niczego się nie boję i nic się nie liczy. Pocieszam się tym, co Twój prorok mówi, że „w Twoim gniewie będą Twe zmiłowania” (3). Ach, Boże mój, niech przeniknie me wnętrzności szpada rygoru, którą ochotnie przecierpię. Niechaj mnie nęka i rozcina, gdyż w ten sposób otwiera ona podwoje Twego miłosierdzia. Pewna jestem, że dostąpi go dusza i że nie w innym celu chowasz je w Twoim gniewie i osłaniasz surowością, jak tylko żeby oczyścić i przygotować duszę i uczynić ją godną posiadania boskich skarbów. Ileż już ich doświadczyła moja dusza na tej drodze! (…)

Tak jest, Panie mój, wyznaję to i pragnę, aby cały świat się o tym dowiedział, przekonał i poznał prawdę, że ja (…) jestem tą, która kocha wyróżnienia i odczuwa wstręt przed zniewagami, poszukuje zadowolenia, przychylności i względów. To ja uskarżam się na małe drobnostki, jestem próżna, pyszna, arogancka i ambitna. Lecz Ty mnie z tego wydobywasz i wzbudzasz we mnie odrazę do tego, co kochałam, oraz miłość do tego, czego nienawidziłam, bo w mych ciemnościach poznałam Twe światło. I im bardziej one pogrążały mnie w mroku, tym bardziej podnosiła się ma dusza z pragnieniem tej niedostępnej jasności. Dzięki żółci i goryczy utrapień, otwierały się me oczy jak za sprawą uzdrawiającej maści do oczu (4).

Hejże, najsłodszy Oblubieńcze, hejże, jedyne pragnienie mej duszy, niechże Cię posiądę jak woreczek mirry między mymi piersiami, tak jak święta Oblubienica Cię posiada oraz, idąc za Twoim przykładem, chce i prosi o to, co może obejmować i nosić bez przygnębienia. Nie mówi, że jest okryta lub otoczona mirrą, ale, że ją obejmuje i ściska, bo faktycznie mirrą jest to wszystko, co Ty dajesz. Rzecz, którą się może w naszej słabości obejmować i nosić na piersi, nie stanowi ciężaru, który powala z nóg, lecz wiązankę, która daje odpoczynek i sprawia przyjemność.

(…) I taką jaka jestem, nie boję się, i wobec wszystkich chciałabym, opowiadać o dobroci tego wielkiego Pana, której pośród zmagań się doświadcza. (…) Gdyż z pewnością świętość nie polega na byciu przez cały świat wychwalaną, ale na życiu w czystości i bez obrazy Boga, gdy Jego boska mądrość układa sprawy w taki sposób, że bez winy ból się cierpi.


1. Pnp 1,13
2. Ps 45,12
3. Ha 3,2
4. Tb 11,13-15