Wywiad z osobistym sekretarzem Generała Zakonu Karmelitów Bosych oraz sekretarzem ds. mniszek, o. Rafałem Wilkowskim OCD.
W jaki sposób młody chłopak z przygranicznego miasta – Chełma Lubelskiego – dowiedział się o Karmelu i co go w nim zafascynowało?
Do Karmelu trafiłem tak naprawdę dzięki alumnowi z lubelskiego seminarium duchownego, który pochodził z tej samej parafii, i który był zafascynowany Karmelem. To były czasy kiedy w Lublinie działał o. Serafin Tyszko i w seminarium lubelskim powstało koło fascynatów duchowości karmelitańskiej, którzy zwali siebie nawet „małym Karmelem”. Spotykali się, zapraszali o. Serafina do siebie i wyjeżdżali od czasu do czasu do sióstr w Dysie. Ten zaprzyjaźniony seminarzysta opowiadał mi o Karmelu i w 1993 r. zabrał mnie na uroczystość matki Bożej Szkaplerznej. I tam się wszystko zaczęło – ziarno powołania padło na żyzną glebę i mogło zakiełkować. Potem już indywidualnie kilka razy byłem u sióstr w Dysie na dniach skupienia. W ciszy Karmelu było coś, co bardzo mnie pociągało, a co w pierwszej chwili było bardzo trudne do zdefiniowania. Z czasem przekonałem się, że była to przede wszystkim modlitwa, która jest sensem życia w Karmelu. Potem doszło do tego odkrycie wspólnoty, choć na początku też bardzo mocno fascynowała mnie samotność, a więc wymiar pustelniczy Karmelu. Doświadczałem zatem stopniowego dojrzewania. Dodam jeszcze, że po roku kontaktu z siostrami, kiedy pojawiły się myśli, że może jest to moja droga, postanowiłem nawiązać kontakt z braćmi. Znalazłem adres do biura powołaniowego w Czernej i natychmiast dostałem zaproszenie na najbliższe rekolekcje powołaniowe. Powołaniowcem był wtedy o. Włodzimierz Tochmański.
Rozumiem, że do seminarium diecezjalnego cię nie ciągnęło?
Pod koniec podstawówki miałem takie myśli, natomiast później był moment odkrycia Karmelu i jednak ukierunkowanie na tę duchowość. Pojawił się nieco problem z akceptacją moich planów ze strony rodziców, a zwłaszcza taty, który nie widział problemu z moim wstąpieniem do seminarium diecezjalnego, natomiast trudno było mu wtedy przyjąć decyzję o wstąpieniu do zakonu. Miałem też dużo znajomych księży w czasach licealnych, byłem ministrantem i ci księża zachęcali mnie do seminarium diecezjalnego.
Prawie cały twoje życie zakonne zostało związane z Rzymem. Możesz pokrótce powiedzieć jak trafiłeś do wiecznego miasta?
Mój pierwszy przyjazd do Rzymu związany był ze studiami teologicznymi, po skończonej filozofii w Lublinie. Ówczesny prowincjał o. Szczepan Praśkiewicz skierował mnie do Międzynarodowego Kolegium Teologicznego „Teresianum”.
A jak wspominasz pobyt w Kolegium? Jest to bowiem dosyć specyficzne miejsce w naszym zakonie.
Kolegium wspominam bardzo dobrze. Było to takie pierwsze doświadczenie dłuższego pobytu poza Polską i pierwsze doświadczenie spotkania ze środowiskiem międzynarodowym, ze studentami z różnych zakątków świata nie tylko Włochów. Jakkolwiek wówczas Kolegium nie było najmocniejsze – było nas na roku jedynie ośmiu braci, na wcześniejszym dziesięciu, a potem zaledwie sześciu, to jednak ciekawą była konfrontacja z braćmi z odmiennych kultur, środowisk, z różnych kontekstów karmelitańskich na świecie. To także doświadczenie szukania w Kolegium pewnego wspólnego stylu dla nas wszystkich. Pewne rozwiązania, pewne propozycje mogły dla jednych wydawać się zbyt restrykcyjne, dla innych zbyt otwarte. Nauczyło mnie to patrzenia z pewnym dystansem, poszukiwania istoty, nie zatrzymywania się tylko na rzeczach zewnętrznych. Dało też możliwość konfrontacji z innymi współbraci, którzy przeszli przez odmienną formację. Nauczyłem się dostrzegać to, co jest piękne chociaż jest inne niż w Polsce.
Sam zresztą potem jako wychowanek zostałeś formatorem w tym Kolegium. Czym się tam konkretnie zajmowałeś i jakie były największe wyzwania dla ciebie?
Rzeczywiście do Kolegium wróciłem trzy lata po skończeniu moich studiów teologicznych, choć stało się to w specyficznych okolicznościach. Była mowa o tym i takie były wstępne ustalenia z przełożonymi, że miałem kontynuować specjalizację w Rzymie. Miałem nawet ukierunkowanie na studia z zakresu prawa kanonicznego, natomiast niespodzianką było to, że wróciłem do Kolegium i miałem przejąć funkcję jednego z wychowawców. Było to spowodowane trudną sytuacją, jaka się tam wytworzyła, gdyż zabrakło dwóch wychowawców. Ponieważ byłem już ukierunkowany na wyjazd do Rzymu pojawiła się ta dodatkowa opcja, aby też wejść w formację i w niej pomóc. W związku jednak z tym, że chodziłem na studia na Uniwersytet Laterański i sporo czasu byłem poza domem to w naszym wewnętrznym podziale obowiązków nie miałem żadnej grupy bezpośrednio pode mną. Byłem z kolei odpowiedzialny za ekonomię tegoż Kolegium. Dawało mi to większą elastyczność, a jednocześnie miałem kontakt z wszystkimi studentami co było dla mnie bardzo cenne. Jako były student Kolegium znałem wewnętrzną rzeczywistość tej struktury.
Czy postrzegasz twoje studia doktoranckie jako takie opatrznościowe przygotowanie do kolejnej ważnej misji? – trafiłeś bowiem następnie do Domu Generalnego i do tej pory pełnisz funkcję osobistego sekretarza Generała oraz sekretarza ds. mniszek. Czy Widzisz w tym palec Boży?
Ja podjąłem studia specjalistyczne między innymi w kontekście przygotowania do możliwej pracy na „Teresianum”. To był czas, gdy ówczesny generał o. Luis Arostegui Gamboa przy współpracy zarządu zakonu próbował znaleźć młodą kadrę dydaktyczną. Chodziło o odnowienie grupy profesorskiej, stąd też zaproszenie niektórych młodych ojców do Rzymu by mogli przygotować się w różnych dziedzinach teologii i później służyć zakonowi poprzez nauczanie akademickie. Tak się stało, że akurat prawo kanoniczne zostało dosyć pilnie obsadzone zanim ja skończyłem specjalizację, a było to spowodowane przedwczesną śmiercią profesora prawa na „Teresianum”. Nie było możliwości czekać na koniec mojego studiowania, więc kwestia mojego wykładania na karmelitańskiej uczelni przestała być priorytetem. Zacząłem odkrywać jednak prawo kanoniczne w perspektywie szerszej posługi, jako że moim ideałem nie było ograniczenie się jedynie do pracy akademickiej. Myślałem chociażby o możliwości pracy w sądach kościelnych i na początku nawet to mnie mocno pociągało. Nie myślałem natomiast o takiej niespodziance, jaką generał zaproponował oferując mi przyjście do domu generalnego, by objąć sekretariat ds. mniszek. Nie miałem wcześniej zbyt mocnych kontaktów z mniszkami i mogę powiedzieć, że znałem je dosyć pobieżnie, więc było to dosyć duże wyzwanie. Nie wyobrażałem sobie tego w czasie studiów, natomiast przyznaję, że studia z zakresu prawa kanonicznego bardzo przydają się w tej posłudze.
Na czym polegają twoje obowiązki jako sekretarz ds. mniszek?
Tak naprawdę staram się na miarę moich możliwości pomóc generałowi w jego odpowiedzialności i posłudze na rzecz mniszek Karmelitanek Bosych. Na mocy Konstytucji to on jest tym pierwszym i głównym odpowiedzialnym – ojcem rodziny.
A konkretnie są to takie działania jak: konsultacja prawna, wgląd w korespondencję urzędową między poszczególnymi klasztorami, a Kongregacją ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego. Siostry żyjąc we wspólnotach autonomicznych, w wielu kwestiach muszą zwrócić się bezpośrednio do Stolicy Apostolskiej. Przygotowanie tej korespondencji, różnego rodzaju próśb, przejrzenie jej i złożenie – to jest bardzo szeroki dział mojej pracy. Kolejnym jest także formacja sióstr: konferencje, wykłady, różnego rodzaju spotkania formacyjne w zakresie międzynarodowym, chociaż zwykle są one organizowane w poszczególnych regionach w oparciu o struktury federacji. Ponadto istotnym działem jest jeszcze przygotowywanie statystyk, a więc gromadzenie danych, bieżących informacji dotyczących klasztorów i sióstr.
Skoro zahaczyłaś o statystyki, to może bezpośrednio u źródła, spróbuj nam nakreślić światową panoramę mniszek Karmelitanek Bosych.
Na chwilę obecną mniszek jest około 10 tys., licząc razem obie grupy, zarówno tę liczniejszą grupę sióstr, które żyją według Konstytucji z 1991 r. – jest ich około 8400, i mniejszą grupę sióstr, które żyją według Konstytucji z 1990 r. To pokazuje, że minęły już czas świetlanego rozwoju zakonu, jaki miał miejsce pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX wieku, kiedy mniszek, w szczytowym momencie było około 13,5 tys. Oznacza to, że zakon w żeńskiej gałęzi w pewnej mierze się kurczy. Jest to spowodowane przede wszystkim dosyć licznym starszym pokoleniem, natomiast dużo słabsze jest pokolenie średnie i to najmłodsze, zwłaszcza w krajach bogatych Zachodu i Ameryki Północnej. Brakuje tam powołań, wspólnoty są coraz mniejsze, za to z coraz wyższą średnią wieku.
Elementem mojej pracy jest także towarzyszenie przy zamykaniu klasztorów. Przez te niemal 10 lat mojej posługi dane mi było uczestniczyć 75 takich przypadkach. Niestety kolejne wspólnoty są obecnie na etapie rozeznawania i podejmowania decyzji o zamknięciu klasztorów. Są to bardzo trudne decyzje, związane z zanikiem obecności w danym miejscu, a jednocześnie są to decyzje nieuniknione. Wspólnota bowiem to osoby, a nie mury, czy dzieła sztuki. To nie jest historia budynku, ale konkretnych osób – jeśli tych osób brakuje, to ten proces redukcji jest nieunikniony.
Wiemy, że dotyczy to głównie krajów wysokorozwiniętych? Ale masz też pod opieką te kraje, gdzie Karmel rozwija się prężnie. Wiąże się to z licznymi twoimi podróżami zagranicznymi. Czy prowadzisz jakieś prywatne statystyki dotyczące ilości odwiedzonych krajów? Czy jakaś podróż szczególnie zapadła ci w pamięć?
Rzeczywiście są regiony, gdzie Karmel jest młody, zarówno jeśli chodzi o obecność w danym miejscu, ale też ilość nowych powołań i średnią wieku. Głównie dotyczy to Azji południowo-wschodniej i Ameryki Łacińskiej – choć tam z kolei jest problem ze stabilnością powołań – także pojedyncze kraje w Afryce. Jeśli chodzi o Azję południowo-wschodnią to wybija się szczególnie Wietnam, także Korea Południowa, Filipiny i Indonezja. Co do podróży, to nie prowadzę jakichś statystyk, choć rzeczywiście w wielu miejscach już byłem i nie ukrywam, że po pierwszym spotkaniu z Azją pozostało mi jakieś zafascynowanie tamtym regionem. Chociażby we wspomnianym Wietnamie byłem już trzy razy i jeśli będzie to tylko możliwe, to chętnie tam wrócę.
Opowiedz nam jeszcze kilka słów na temat drugiej twojej posługi w Domu Generalnym. Co to znaczy być osobistym sekretarzem generała?
Jest to dosyć dyskretna funkcja, która nie wiąże się z ogromem pracy, ale dotyczy różnych kwestii praktycznych i organizacyjnych. Chodzi głównie o korespondencję, umawianie spotkań, organizację niektórych wyjazdów generała. Jak już wspomniałem niesamowicie istotnym elementem jest dyskrecja w obliczu wielu delikatnych kwestii rozwiązywanych przez przełożonego generalnego.
To jeszcze na koniec ostatnie pytanie, wracając nieco do początku, a więc kwestii powołania: jakie są twoje pasje karmelitańskie, ulubiony święty czy też ważne dla ciebie zagadnienie?
Szczególnym cennym czasem w Karmelu było dla mnie przygotowanie do jubileuszu urodzin świętej Teresy od Jezusa [w 2015 r.], a więc jeśli chodzi o świętych, to bez wahania wyznaję, że Teresa od Jezusa jest pierwszą. Nie ukrywam jednak, że rozeznając powołanie do Karmelu zafascynował mnie także św. Jan od Krzyża i św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Czytając „Dzieje Duszy” urabiałem sobie w jakiś sposób wizję Karmelu, co sprawiło potem trochę problemów w nowicjacie, gdy weryfikowałem te wyobrażenia (śmiech). Jeśli zaś chodzi o duchowość, to jest dla mnie cennym doświadczeniem to, które wciąż woła o pogłębienie – intymna i bliska relacja przyjaźni z Bogiem, a z drugiej strony wspomniany wcześniej aspekt odkrywania wspólnoty. Przyjaźń z Panem Bogiem nie dokonuje się gdzieś na pustyni, ale w konkretnej wspólnocie. Jeśli taka wspólnota jest otwarta, tak jak mówi Teresa, by wzajemnie wyzbywać się różnych fałszywych wyobrażeń, a jednocześnie nie poprzestawać na tym, co łatwe, ale nieustannie dążyć do ideału, do tego, co nadaje sens istnienia, sens bycia w Karmelu. I to jest piękne… żyć we wspólnocie braci, nie tylko żyć pod jednym dachem i od czasu do czasu się spotykać, ale właśnie żyć razem.
A zatem zupełnie już na koniec, pozwól że jednak dołożę jeszcze jedno pytanie. Jak tu konkretnie w Domu Generalnym udaje się budować wspólnotę braterską, pośród tak wielu wyjazdów i spraw, nie tylko w twoim przypadku ale i innych braci? Często patrzymy na waszą wspólnotę i myślimy o pewnym ideale.
Nie ma wśród nas ludzi idealnych i nasza wspólnota też idealna nie jest, natomiast trzeba przyznać, że jesteśmy wspólnotą poszukującą. Jesteśmy tu owszem z racji pełnienie pewnych funkcji, ale jednocześnie nie jest to tylko zbiór funkcjonariuszy. Jest to wspólnota karmelitańska, która stara się żyć według pewnego programu, zarówno tego codziennego jak i rocznego, z modlitwą, ze spotkaniami wspólnotowymi, rekolekcjami i innymi momentami, które tworzą nas jako wspólnotę, i to wydaje mi się szczególnie ważnym.
Dziękuję za rozmowę!
o. Andrzej M. Cekiera OCD