To jedne z najbardziej znanych słów Edyty Stein – raz dlatego, że zostały umieszczone pod jej szeroko rozpowszechnioną fotografią w serii plakatów Portrety zaangażowanych chrześcijan, a dwa dlatego, że tak bardzo pasują do jej drogi wiary. Toteż wielu sądziło i sądzi nadal, że ta nowa święta napisała je jako motto do swojego życia. Jakkolwiek trafna byłaby treść tych słów, ich szeroki sens wymaga jednak, aby uwzględnić kontekst, w jakim zostały wypowiedziane. Otóż pochodzą one z listu, który Edyta Stein, będąc już karmelitanką w Kolonii, napisała do zaprzyjaźnionej benedyktynki, siostry Adelgundy Jaegerschmid, która opiekowała się wówczas we Fryburgu jej śmiertelnie chorym „Mistrzem”, Edmundem Husserlem. „Byłam zawsze daleka od mniemania, że Miłosierdzie Boże mogą wiązać granice widzialnego Kościoła. Bóg jest Prawdą. Kto szuka prawdy, szuka Boga, choćby o tym nie wiedział” (List 275, Pisma, t. II).
Tuż przed tymi słowami Edyta umieszcza uspokajające zdanie: „Nie boję się o mego kochanego Mistrza” (tamże). Ma na myśli wieczne zbawienie, które śmiertelnie chory może jej zdaniem osiągnąć, mimo że do ostatnich chwil swego życia nie odnalazł drogi z powrotem do „widzialnego Kościoła”.
Bardzo ściśle jeszcze wówczas rozumianej zasadzie świętego Cypriana z Kartaginy: „extra Ecclesiam nulla salus” (poza Kościołem nie ma zbawienia) Edyta Stein przeciwstawia odważne i wyzwalające słowa: „Byłam zawsze daleka od mniemania, że Miłosierdzie Boże mogą wiązać granice widzialnego Kościoła”. Przyjmuje zatem prekursorskie poglądy, które Sobór Watykański II sformułował w dokumentach poświęconych stosunkowi Kościoła do religii niechrześcijańskich oraz wolności religijnej i które znalazły odbicie również w modlitwach Kościoła, na przykład w Wielkich Prośbach z liturgii Wielkiego Piątku. Ta przemiana w kościelnym myśleniu nastąpiła nie bez pewnego oporu, niekiedy zaciekłego, ze strony niektórych kręgów, które przywilej „jedynie zbawiającego” Kościoła chciały związać z formalną przynależnością do niego – co było nadużyciem władzy duchowej, napawające wielu katolickich rodziców lękiem o to, co będzie z ich dorosłymi dziećmi, które porzuciły „widzialny” Kościół z powodu rozczarowania nim lub buntu przeciw niemu. W konsekwencji niejednokrotnie kształtowały się sztywne postawy, nie pozostawiające miejsca dla miłości ani dla miłosierdzia.
„Kto szuka prawdy, szuka Boga, choćby o tym nie wiedział.” Wielki teolog soborowy Karl Rahner w duchu tych pocieszających słów Edyty Stein szeroko otworzył drzwi Kościoła dla wielu poszukujących prawdy z różnych religii oraz światopoglądów, kształtując pojęcie anonimowych chrześcijan. Rozumie on przez nie tych wszystkich, którzy z punktu widzenia Kościoła wprawdzie mają sumienie błądzące bez winy, lecz zarazem w dobrej wierze żyją zgodnie ze swymi przekonaniami.
W rozmowie Jezusa z Samarytanką przy studni Jakuba, wybranej na Ewangelię już w czasie beatyfikacji Edyty Stein w Kolonii, a potem także w czasie jej kanonizacji w Rzymie, padają charakterystyczne słowa: „Nadchodzi jednak godzina, nawet już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie” (J 4,23). Już w tych słowach Jezus rozsadza ciasne granice widzialnych miejsc i instytucji i rozszerza swą wspólnotę uczniów na wszystkich, którzy „oddają cześć Ojcu w Duchu i prawdzie”.
Czy również modlitwy o pokój w Asyżu, na które święty Jan Paweł II zaprosił przedstawicieli religii świata, a także jego wizyta u „starszych braci” w rzymskiej synagodze nie są wyraźnymi sygnałami, że Kościół Chrystusowy jest otwarty i zapraszający – mimo pewnych tendencji „restauracyjnych”?
Tak czy owak napełnia mnie radością i wdzięcznością to, że mogę dziś żyć i pracować w Kościele zapraszającym – w Kościele, który jest kolorowy i który dopuszcza wielobarwność. Oczywiście bardzo ważne jest przy tym także i to, by dalej pozwolić działać duchowi prorockiemu i wzmacniać kręgosłup przeciw wszelkim próbom zawrócenia do czasów sprzed Soboru Watykańskiego II.
Robert Schmidbauer OCD