W dzień św. Andrzeja Boboli patrona Polski warto przypomnieć, że wielu naszych rodaków wpisało się chlubnie na karty mistyki chrześcijańskiej. Kilka lat temu ojciec Marian Zawada zebrał świadectwa świętych mężczyzn i kobiet z naszej ojczyzny w dwa opasłe tomy. Lektura tych wyjątkowych stron nie tylko ubogaca nas duchowo, ale również zachwyca pięknem staropolszczyzny. Okazuje się, że wiele słów dziś zapomnianych, ma niespotykaną siłę wyrazu, i może warto czasem do nich powrócić, objąć ochroną – tak jak czyni się z zabytkami, bo czyż nie wzrusza wyznanie Matki Teresy Marchockiej – karmelitanki bosej z XVII wieku, gdy pisze o widzeniu Chrystusa?
Trafiło się przy święcie Józefa św., komunikowałam w piątek według zwyczaju. Czułam się w ten dzień z zebraniem osobliwym w duszy, z przytomnością obecności Boski. Miała też różne potrzeby do pilnowania się prośbami do Pana, czasu nie miała, ilem pragnęła na modlitwy, bo królowa Jejmość była u nas na nabożeństwie w klasztorze, nie miałam dostatecznego czasu, tylko w dorywki. Po komunii nie zaraz w dziękczynieniu we mszą, rzekł mi Pan te słowa rzetelne w duchu: „Krwi moja, okupie mój, własności moja”. W tym pierwszym słowie, kiedy rzekł „Krwi moja”, pomyślałam jako to, co jest, co mnie Pan nazwał krwią swoją? Odpowiedział zaraz: „Abom jej mało dla ciebie wylał? Czy nie wszytkę? Aza nie do krople obficie dla ciebie samej?” A w tych słowach wyrażało się, jako ją z boku i z wodą wylał, wyrażały się i owe słowa: „Obmyli szaty we krwi Barankowej”. Rozkładam coś i siła piszę, a tam wszystko było w jednym momencie, w takiej krótkości, jako okiem mgnął, i w ten czas, kiedy mówił: „Okupie mój”, ukazał mi się pełen ran swoich, iże mnie nimi odkupieł; nie wiem, jako to długi czas mógł być, był z wielką, czułą obecnością Boską, z odejściem od zmysłów. Jako ja zlękniona, obróciłam się patrzyć, co się dzieje, jeśli mnie kto nie słyszy; obaczyłam się, że panna jedna królowej jejmości blisko mnie klęczała i wpadło mi na myśl, żebym czyniła co, co bym się obaczyła, czyniłam, com mogła, szczypałam, biłam się, i tak jakoby ze snu przychodziłam do siebie. Bałam się myślić o tym, sprzeciwiałam się, co ze mnie było, obaczywszy się między świeckimi, a mnie coraz wszytko porywało w się i wciągało ducha do onych słów obecności Boskiej wyraźnej. Tak w uwijaniu onym musiałam być cały dzień, przecie we mnie wszytko zostawało w żywej pojętej pamięci; z wielką kontencją i pociechą w duszy przeszedł mi on dzień. Nazajutrz też obecność Boża we mnie trwała z zebraniem we mnie, a przy komunii więcej odnowiona, bom tak szła wrzucić się chcąc w Krew Chrystusową, w zasługi Jego i w własność, przy tym oddawałam Mu się przez śluby zakonne; przez ślub posłuszeństwa wolą swoją, w ślubie ubóstwa afekty i w nich ogołocenie, we wszytkim obnażenie, ubóstwo ducha – w krew Chrystusową topiłam wszytkie grzechy moje i złości. Krótko piszę w jednym słowie, ale było z rozszerzeniem afektu i z przytomną obecnością Boską, ze wszytkim zebraniem i skupieniem siebie.
Ta polska Teresa od Jezusa, zostawia nam również polski odpowiednik zawołania Solo Dios basta:
Nic mię nie kontentuje, co nie jest Bóg.
Publikacja:
Marian Zawada OCD, Antologia mistyki polskiej t.1, t.2, Kraków2008.
o. Piotr Hensel OCD