Pieśń duchowa

 STROFA IX



WPROWADZENIE DO NASTĘPNEJ STROFY

1. Jeleń zraniony zatrutą strzałą nie odpoczywa ani się nie uspokoi, lecz biega w różne strony szukając lekarstwa. Zanurza się raz w tę, drugi raz w inną wodę, lecz zawsze, mimo tych zabiegów i lekarstw, jakie bierze, siła trucizny coraz bardziej się potęguje, aż dochodząc do serca zabija go. Podobnie również i dusza zraniona strzałą miłości, o jakiej mówimy, nie zaprzestaje szukać lekarstwa na swój ból. Nie tylko jednak nie znajduje go, lecz wszystko, co mówi i czyni powiększa jeszcze jej ból. Poznaje wreszcie, że nie ma innego sposobu tylko oddać się w ręce Tego, który ją zranił, by uwolnił ją od cierpień i zadał jej śmierć nadmiarem miłości. Zwraca się zatem do swego Oblubieńca, będącego sprawcą wszystkich męczarni i mówi w następnej strofie:

Dlaczego, gdy rozdarłeś miłością
Me serce, nie dasz balsamu tej ranie?
I gdyś mnie porwał,
Czemuś mnie znowu zostawił?
I nie bierzesz zdobyczy w swoje posiadanie?

OBJAŚNIENIE

2. Zwraca się dusza w tej strofie do swego Umiłowanego i wiedzie z Nim rozmowę, skarżąc się wciąż na swój ból. Albowiem ta niecierpliwa miłość, jaka ją trawi, nie daje najmniejszego spoczynku ni wytchnienia, wzmaga wciąż pragnienie, dopóki nie znajdzie ukojenia. Widząc się zatem zranioną i opuszczoną, i nie mając u nikogo oparcia ni ukojenia, prócz Umiłowanego, który ją zranił, czyni Mu miłosne wyrzuty: gdy zranił jej serce miłością, dawszy jej poznać siebie, czemu nie uleczy tej rany widokiem obecności swojej? I gdy zabrał to serce całkowicie w swoje posiadanie przez miłość, jaka nim zawładnęła i wyrwał je spod jej panowania, dlaczego je tak pozostawia, wyrwane spod jej władzy? Wszak ten, kto kocha, nie ma swojego serca, gdyż je oddał Umiłowanemu. Dlaczego nie umieścił go w swoim sercu, przywłaszczając je sobie przez całkowite i doskonałe przeobrażenie miłości w chwale? Mówi więc:

Dlaczego, gdy rozdarłeś miłością
Me serce, nie dasz balsamu tej ranie?

3. Nie skarży się, że ją zranił, bo kochający im głębsze otrzymuje rany miłości, tym większą ma zapłatę. Lecz skarży się, że zraniwszy jej serce, nie uleczył go przez położenie kresu jej życiu. Rany bowiem miłości są tak słodkie i pełne takiej rozkoszy, że jeśli nie zadają śmierci, nie mogą duszy zadowolić. Tak są słodkie, że chciałaby, aby ją raniły aż do zabicia i dlatego pyta: Dlaczego, gdy rozdarłeś miłością me serce, nie dasz balsamu tej ranie? Czyli innymi słowy: zraniwszy to serce tak głęboko, czemu nie leczysz go, zabijając je miłością? Jesteś przyczyną uzdrowienia przez śmierć z miłości! W ten sposób serce zranione bólem z powodu Twej nieobecności, ozdrowieje dzięki rozkoszy i chwale Twej słodkiej obecności. I mówi dalej:

I gdyś mnie porwał,
Czemuś mnie znowu zostawił?

4. Porwać coś, to znaczy pozbawić dotychczasowego pana władzy nad tą rzeczą i przyswoić ją sobie. Skarży się więc dusza Umiłowanemu, że porwawszy jej serce przez miłość, pozbawiwszy ją nad nim władzy i posiadania, pozostawia ją w takim stanie, nie biorąc go naprawdę na swą własność i nie przyswajając, jak to czyni złodziej ze swą zdobyczą, którą unosi z sobą.

5. O tym, kto kocha, mówimy, że ma serce skradzione lub zagrabione przez tego, którego kocha, gdyż serce jego jest poza nim w tym, co kocha, a tak nie ma go już dla siebie, tylko dla umiłowanego. Stąd też łatwo poznać, czy dusza miłuje Boga prawdziwie, czy tylko pozornie. Gdy jej miłość jest prawdziwa, nie ma serca dla siebie, nie szuka swych upodobań i korzyści, lecz jedynie czci i chwały Bożej i Jego upodobania. Im więcej zaś dla siebie ma serca, tym mniej ma go dla Boga.

6. By się przekonać, czy Bóg rzeczywiście porwał czyjeś serce, należy zważyć dwie rzeczy: czy tęskni ono jedynie za Bogiem i czy nie szuka zadowolenia w czym innym, jak tylko w samym Bogu. Tak bowiem czyni dusza, o której tu mowa. Powodem tego jest, że serce człowiecze nie może zaznać spoczynku i pokoju bez posiadania czegoś. Jeśli zaś skłania się do czegoś uczuciowo, wtedy już, jak powiedzieliśmy, ani siebie, ani niczego innego nie posiada. I dopóki nie posiędzie całkowicie przedmiotu swej miłości, tyle ma utrudzenia, ile doznaje braku; a gdy Go w końcu posiędzie, zaspokoi się. Dusza w tym stanie jest jak puste naczynie, czekające napełnienia, jak głodny szukający pokarmu, jak chory wzdychający za zdrowiem, jak człowiek wiszący w powietrzu i nie mający punktu oparcia. Takim jest serce bardzo rozmiłowane. Dlatego tutaj dusza, wiedząc to z własnego doświadczenia, skarży się: Dlaczego je tak zostawiłeś? tj. puste, zgłodniałe, samotne, zranione miłością, cierpiące, zawieszone jakby w powietrzu.

I nie bierzesz zdobyczy w swoje posiadanie?

7. Innymi słowy: Czemu nie bierzesz tego serca, któreś zdobył przez miłość, aby je napełnić, nasycić, złączyć się z nim, uzdrowić je, dać mu oparcie i pełne odpocznienie w Tobie?

Dusza rozmiłowana, chociaż oddała się cała Umiłowanemu, nie może jednak nie żądać tej zapłaty miłości, za którą Mu oddaje swą służbę. Byłoby to bowiem znakiem, że miłość jej nie jest prawdziwa. Nagrodą bowiem i zapłatą za miłość nie jest co innego i nie innej też rzeczy dusza żąda, jak tylko miłości, coraz większej miłości, by mogła dojść do jej pełni. Za miłość płaci się tylko miłością! Tłumaczy to prorok Job, gdy wyrażając te same udręki i pragnienia, jakie tu dusza odczuwa, mówi: “Jak niewolnik pragnie cienia i jak najemnik czeka końca pracy swojej, tak i ja miałem miesiące rozczarowania i noce pracowite obliczałem sobie. Jeśli zasnę, rzeknę: Kiedyż wstanę? I znowu będę czekał wieczora i będę napełniony boleściami aż do zmroku” (7, 2-4).

Tak więc i dusza płonąca miłością Bożą pragnie pełni i doskonałości tej miłości, aby znaleźć w niej słodkie odświeżenie, jak sługa uznojony upałem i pracą pragnie go w chłodnym cieniu. I jak najemnik wygląda końca swej pracy, tak i dusza oczekuje końca swojej. Dla jaśniejszego zrozumienia tego należy zaznaczyć, że prorok Job nie mówi, że najemnik oczekuje końca swego znoju, tylko końca swojej pracy. Dusza rozmiłowana również nie pragnie kresu swych trudów, jeno końca swego dzieła. Tym dziełem jest miłość i pragnie ona dokonania i kresu tego dzieła w pełnej i doskonałej miłości.

Boga. Dopóki tego nie osiągnie, znajduje się w tym stanie, jaki w powyższych słowach określił Job. Przeżywa dni i miesiące rozczarowania i liczy noce pracowite i długie. To wszystko, cośmy powiedzieli, wskazuje nam, jak dusza prawdziwie kochająca Boga nie żąda i nie pragnie innej nagrody za swą służbę, jak tylko doskonałej Jego miłości.