Kiedy zawodzą definicje trzeba posłużyć się obrazem. Nie ma ludzi a-muzykalnych. Nie ma też ludzi a-duchowych. Nawet ci, którym „słoń nadepnął na ucho”, pogwizdują sobie pod nosem i nucą na swój sposób usłyszane melodie. A ci, którzy wypierają się duchowości, sami posiadają ku niej ogromne zadatki.
Bóg w każdego człowieka wpisał predyspozycje do muzykalności i duchowości. Z duchowością jest jak z orkiestrą symfoniczną o bogatej obsadzie. Nie ma jednej duchowości, tak jak w orkiestrze nie ma jednego rodzaju instrumentów. Aby powstała harmonia potrzebna jest różnorodność. Stąd nie można powiedzieć, że duchowość karmelitańska jest lepsza od ignacjańskiej, a franciszkańska gorsza od duchowości Wschodu itd. To byłoby okrutnie nieprofesjonalne.
Bóg jest genialnym Muzykiem, wzbudził więc w świecie rozmaite duchowości, te mniejsze i te większe, te rozbudowane, jak i te zupełnie proste. Każda ma swoje zadanie do wykonania i byłoby niedorzecznością gdyby trąbka chciała grać jak skrzypce, wypierając się swojej roli w tej wspólnocie instrumentów. Jaki stad wniosek? Zacieranie się specyfiki poszczególnych duchowości prowadzi do fiasku, nieznośnego dysonansu, którego nie sposób słuchać. Zadaniem każdej z duchowości jest określenie swojej specyfiki i wytrwała wierność „partyturze”. Taki zamiar będzie nam towarzyszył w poznawaniu i nauce partytury duchowości karmelitańskiej.
o. Jakub Przybylski OCD