Budzi mnie codziennie rano, jeszcze przed świtem (trudno znaleźć większego śpiocha ode mnie). Tak bardzo chce być pierwszy każdego dnia, tak mocno chce mnie spotkać, by opowiedzieć na nowo i niestrudzenie jak ogromnie Mu na mnie zależy. Że do szaleństwa mnie kocha.
Chyba największą radością mojego dotychczasowego życia jest świadomość Jego niegasnącej nigdy obecności i niewiarygodna, paniczna i szczera tęsknota do Niego. Do Ojca.
Tym wszystkim, którzy mnie do Niego prowadzą (często też trudną drogą), a więc przyjaciołom, mądrym ojcom duchownym, moim wychowankom, rodzicom, braciom i kochanej wspólnocie wdzięczność i miłość dzisiaj największa. Staję przed lustrem na koniec tego dnia i uważam, że świecę jak miliony monet Waszą modlitwą i dobrymi życzeniami.
Chciałabym, tak jak dzisiaj, mimo różnych okoliczności żyć w nieustannym uwielbieniu.
Chciałabym aby moja śmierć była radosnym dniem spotkania Tego, do Którego wyrywa się moje wszystko. Od serca po najmniejsze palce u stóp. Do Tego, Który stał na straży mojego umysłu, ciała i duszy przez ostatnie 26 lat i jestem przekonana, że będzie wierny w tej służbie tyle, ile pozwoli mi żyć.
Dziękuję!