W prawie każdy piątek, sobotę i niedzielę, od wczesnego wieczoru aż do późnej nocy ciszę naszego klasztoru zakłócają odgłosy rozrywkowej muzyki. To za sprawą naszego sąsiada, który nieopodal karmelitańskiego centrum duchowości otworzył inne centrum – lokalne miejsce rozrywki – czyli knajpkę. Stamtąd właśnie dochodzą do nas melodie już nieaktualnych przebojów i zapach smażonego mięsa. Coś w stylu polskiej majówki na ogródkach działkowych w wykonaniu afrykańskim. Zamiast kiełbasy jest grillowana wołowina lub kozina.
Aby zasmakować ciszy, najlepiej udać się na okoliczne wzgórza nieco poza miasto. Na szczycie góry Songa można znaleźć nie tylko odosobnienie, ale także inny pożądany komfort – jest nim odrobina cienia. Cenną nagrodą po męczącej wspinaczce w porannym upale jest błoga chwila wytchnienia w ciszy. Nie słychać nic oprócz wiatru i szumu liści.
Tak jak w szokującym sąsiedztwie mieszkają biedni i bogaci, tak i cisza rezonuje swą delikatnością tuż obok brutalnego hałasu. Ten sam kontrast jest charakterystyczny dla celebracji liturgicznych, gdzie głośna akcja sąsiaduje tuż obok cichej kontemplacji. W dużej miejskiej parafii, gdzie pracują Franciszkanie niedzielne Msze święte cieszą się wielką frekwencją wiernych. Jest nie tylko tradycyjny chór, ale także zespół muzyczny w składzie: perkusja, klawisze, gitara basowa. Rytmiczne dźwięki ulicy już od dłuższego czasu przeniknęły na stałe do tej świątyni. Na całe szczęście podczas Liturgii pozostaje jeszcze kilka momentów kontemplacji nienausznych przez hałaśliwe, afrykańskie devotio moderna. Są to momenty modlitwy, która nie męczy swoim krzykiem, i w której się odpoczywa.
o. Paweł Porwit OCD