Moje życie karmelitanki bosej to wspaniała przygoda przyjaźni z Jezusem. W zwykłej codzienności naznaczonej stałym rytmem modlitwy, pracy i wspólnego życia wydarza się spotkanie dwóch Miłości, odsłaniając swój wewnętrzny świat. Jest on jak zapach wiosny w naszym ogrodzie, wypełnia mnie całą, zewsząd słyszę słowa ciszą szeptane „kocham cię”. Ów szept przychodzi do mnie z wersetów psalmów, milczącej Obecności w Tabernakulum, znużonych myśli, uśmiechów sióstr, gdy sadzę kwiaty, kiedy sen odszedł w nieznane i gdy pozostaje tylko wierne trwanie. Z osobą kochaną każda chwila, nawet najbardziej banalna w swej zewnętrznej oprawie jest jak bezcenny dar. Kocham to proste, zwyczajne życie. Przypomina mi ono Shire z powieści Tolkiena i jego mieszkańców – małych, cieszących się życiem Hobbitów. Jak oni umiłowałam ciszę i spokój, jak oni kocham to, co wzrasta.
W ziemi Karmelu zapuszczam korzenie aż po samą wieczność. Zmiany następują tu bardzo powoli, bo w Karmelu, podobnie jak w Shire „wszystko jest trwałe, przechodzi z pokolenia na pokolenie, pod tym pagórkiem zawsze mieszkał jakiś Bagins w Bag End i zawsze tak będzie”. A mówiąc językiem świętej Naszej Matki Teresy od Jezusa „gdybyśmy my dziś żyjące, nie odstępowały od przykładów, jakie nam zostawili ci, którzy żyli przed nami i gdyby te, które będą po nas, czyniły podobnie, budowa stałaby zawsze mocna i niewzruszona”.
Dziś, po kilkunastu latach życia w Karmelu jak nigdy przedtem doświadczam, że w zwyczajnej codzienności, w małych, prostych gestach dobroci, ukryta jest niezwykła moc miłości zdolna zbawić świat.
s. Maria Judyta od Boga Ojca OCD
Karmel – Kraków Wesoła