Od połowy czerwca do połowy września 2018 roku Rwanda i Burundi będą gościć doczesne szczątki św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Peregrynacja tych relikwii jest niczym osobista wizyta św. Patronki misji w dwóch małych krajach Regionu Wielkich Jezior. Zarówno Teresa jak i my czekamy na to spotkanie. Jestem przekonany, że Święta z Lisieux będzie się czuła doskonale w cieniu Równika i bez problemu odnajdzie się w tutejszym kontekście przeżywania czasu. Będzie tak nie tylko ze względu na jej ogromną sympatię do tych obszarów geograficznych, które stanowią misyjne bogactwo Kościoła, ale również ze względu na jej sposób patrzenia na czas.
Teresa, która pragnęła nieba, dobrze wie, że tam czasu nie ma. Z jednej strony, traktuje czas niczym wirtualną przestrzeń, z drugiej zaś każdy moment ziemskiego życia rezonował w niej wiecznością. Żyła niejako na granicy. O Teresie możemy śmiało powiedzieć, że śpieszyła się, bo wiedziała, że ma do dyspozycji tylko ulotną chwilę. Tę drobną chwilę potrafiła jednak tak przeżywać, jakby była w niej zawarta cała wieczność. I oto klucz do zrozumienia naszych braci, którzy wcale się nie śpieszą. Bez względu na to, czy są biskupami, czy młodą parą narzeczonych. Oto, kunszt zarządzania swoim czasem i przeżywania go w sposób umiejętny. W praktyce oznacza to prostą świadomość, że nawet gdy jestem bardzo rozproszony i zaangażowany pośród wielu aktywności, tak naprawdę czynię jedną istotną rzecz – pełnię wolę Ojca.
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, aby spoglądać na zegarek, kalkulować czas i zadawać sobie lękowe pytanie: Czy zdążę? Tymczasem Afryka i św. Teresa z Lisieux proponują nam inną perspektywę, którą możemy nazwać: STOP! Ten właśnie STOP! Może nam uratować życie.
Proponuje małe ćwiczenie. Otóż w momencie gdy jesteśmy bardzo zaabsorbowani gorączkową pracą, śpieszymy się, towarzyszy nam przekonanie, że wszystkie te sprawy, które podejmiemy są na tyle ważne, że cały kosmos od nich zależy, w tym właśnie momencie mówimy: STOP! W danej chwili wymaga to nieco odwagi, ale gdy tylko zatrzymamy się, by wyjść z karkołomnego korkociągu, spostrzegamy wyraźnie, że pomimo zaprzestania naszej aktywności koniec świata nie nadszedł. Iluzja konieczności natychmiastowego wykonania tych wszystkich jakże ważnych spraw ulega rozproszeniu i odnajdujemy odmienną perspektywę czasu oraz przestrzeni. Pozbywamy się ciężaru nadciągającej przyszłości, która wywiera na nas presję ustalonych terminów i godzin. Stajemy się bardziej obecni i dyspozycyjni wobec Boga, którego spotykamy, będąc jedynie tu i teraz.
o. Paweł Porwit OCD