Lęk i nieufność to uczucia, które najprawdopodobniej dominują w naszym zglobalizowanym świecie. Boimy się, albo też nauczono nas się bać tak różnych rzeczywistości, że wymieniając je, moglibyśmy zacząć od naszych ograniczeń, a skończyć na domniemanej bądź realnej agresji sąsiada. Uciekamy od choroby i od starości, dlatego zamykamy tych, którzy przypominają nam, że my również starzejemy się i umrzemy. Nasze społeczeństwo bardziej boi się ruchów kapitałowych aniżeli katastrof klimatycznych. Boi się terroryzmu oraz tego, co konsumpcja nazywa „brzydotą”. Nie do końca jest jasne, czy więcej lęku wzbudza w nas przeszłość, teraźniejszość czy też przyszłość. Być może na to właśnie wskazują wysokie, odnotowywane w niektórych państwach, statystyki samobójstw.
Czy wobec tej sytuacji można jeszcze podtrzymywać zaufanie do człowieczeństwa? Jak angażować się w budowę tego pięknego świata, w który Bóg ciągle wierzy i którego pragnie dla wszystkich swych dzieci? Jeśli skrajny lęk potrafi sparaliżować osobę i przeszkodzić jej w podejmowaniu wolnych i etycznych decyzji, to czy można to pogodzić z wiarą chrześcijańską?
Lęk stanowi naturalną reakcję uczuciową, która pojawia się wobec jakiegoś zagrożenia, stąd w Biblii jest doświadczeniem dość powszechnym. Czymś logicznym jest na przykład, że w społeczeństwie, w którym przeważało rolnictwo i wypas trzody, najbardziej bano się zwierząt, które mogły przynieść duże straty wśród bydła, a w związku z tym, poważnie zagrozić stabilności życia: „Gdy lew zaryczy, któż się nie ulęknie?” (Am 3,8). Księga Daniela przypomina naturalny lęk przed okrutnymi bestiami (Dn 7,7.19). Niepewność i strach budzą również fenomeny natury, choćby susza (2 Krl 3,17; Jer 3,3). Istnieje tendencja, aby ten ostatni przypadek interpretować jako karę Bożą za grzech ludu. Wiemy, że faraon boi się ulewnego deszczu i gradu, dlatego, gdy wycisza się ta „Boża kara”, jego serce na nowo przeciwstawia się Izraelitom (Wj 9,34).
Tarcisio Gaitán CP
Czytaj dalej w najnowszym numerze Głosu Karmelu…