Niedawno minęła kolejna rocznica od śmierci przed ponad czterystu Laty świątobliwego włoskiego jezuity Juliusza Mancinellego, mistrza nowicjatu i świadka śmierci św. Stanisława Kostki. Równe 10 lat przed swoją śmiercią doświadczył on ważnego dla Polski objawienia maryjnego, co warto przypomnieć z racji uroczystości Matki Bożej Częstochowskiej. Jak to podkreślił w swym kazaniu na Jasnej Górze 3 maja 2017 r. abp Stanisław Gądecki, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, gdy tenże o. Mancinelli 14 sierpnia 1608 r. „modlił się w swoim klasztorze w Neapolu, ujrzał nagle Maryję okrytą purpurowym płaszczem z Dzieciątkiem na ręku, wyłaniającą się z obłoku, u której stóp klęczał św. Stanisław Kostka. Matka Boża zapytała o. Juliusza: Dlaczego nie nazywasz Mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie. Usłyszawszy to o. Juliusz zawołał: Królowo Polski Wniebowzięta módl się za Polskę!”.
To objawienie, potwierdzone dwoma kolejnymi, stanęło u podstaw pielgrzymki o. Juliana do Polski w 1610 r. i spowodowało przyznanie Matce Najświętszej tytułu Królowej Polski przez naszych przodków. Najpierw, już w 1628 r. mieszkańcy Krakowa ozdobili pozłacaną koroną wieżę kościoła mariackiego, a później w Rokitnie powstał obraz Matki Bożej z polskim orłem na piersi (którego kopia odbiera cześć m.in. w Licheniu). Tytuł Królowej Polski przylgnął jednak najbardziej do obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Pod wrażeniem objawień o. Mancinellego, propagowanych przez polskich jezuitów, zwłaszcza Mikołaja Łęczyckiego i Piotra Skargę, pozostawał król Zygmunt III Waza i w końcu w 1656 r. król Jan Kazimierz, zachęcony także przez papieża Aleksandra VII, uroczyście uznał Matkę Bożą za Królową Korony Polskiej.
Wymowna, czterechsetna rocznica objawienia, które stanęło u genezy tak bardzo żywotnego kultu Królowej Polski, zaprasza nas do refleksji i do pewnego rodzaju rachunku sumienia. Ośmielam się – ja to uczyniłem na łamach „Naszego Dziennika” – zaprosić do niego, podejmując intuicję śp. ks. prof. Józefa Kudasiewicza (zm. 2012) z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, mojego ziomka spod Piotrkowic na Ziemi Świętokrzyskiej, z którym łączyły mnie więzy głębokiej przyjaźni. Intuicję tę wyraził on w książce Oto Matka Pana. Biblijny katechizm maryjny (Kielce 2007). Znajdujemy w niej fragment o maryjności naszego Narodu. Reasumuję klarowną myśl Księdza Profesora. Przywołując formularz mszalny o Matce Bożej Królowej Polski (z 3 maja), który stwierdza, że Bóg dał naszemu narodowi w Najświętszej Maryi Pannie przedziwną pomoc i obronę, podkreśla on, że jest to niemal wyjątek w liturgii, iż powagą papieską zostało uznane, że Maryja jest ku obronie Narodu polskiego. Tak, bo za przykładem św. Jana Ewangelisty „wzięliśmy Maryję do siebie” (por. J 19, 26-27). I uczyniliśmy to bez jakiegoś wyrachowania, w sposób nieomal instynktowny, jako dzieci. Jako Naród mamy bowiem wiele cech dziecięcych, pozytywnych (pogoda, dobroć, dobroduszność, radość), ale i negatywnych (lekkomyślność, brak odpowiedzialności, zapał słomiany, brak konsekwencji, skłonność do kłótliwości i tworzenia podziałów). Co więc trzeba czynić, skoro często słyszy się zarzuty, że nasza polska pobożność maryjna jest płytka, niekonsekwentna, uczuciowa i nie przeobraża życia? W tych zarzutach jest wiele prawdy, ale nie należy stąd wyciągać błędnego wniosku, że powinniśmy być mniej maryjni. Ks. Kudasiewicz pisze wprost: „Kto nie jest maryjny, jest sekciarzem! Nie możemy więc być mniej maryjni, ponieważ chcemy być ludźmi Kościoła. Przeciwnie, musimy być więcej maryjni, głębiej maryjni, dojrzalej maryjni. Nie trzeba umniejszać naszego kultu maryjnego, należy go tylko poprawić, pogłębić i uczynić życiem. Jest on najbardziej twórczą potęgą duszy polskiej. Z tą potęgą musimy się policzyć, nie omijać jej, ale dostrzec, pochwycić, dobrze ustawić, pogłębić i wykorzystać dla dobra Kościoła i Narodu. Nie bójmy się, że Maryja przesłoni nam Chrystusa. Ona jest po to, aby do Niego prowadzić!” (s. 142).
Tę maryjną potęgę polskiej pobożności trzeba więc dostrzec i pogłębić. Trzeba ją wykorzystać w pracy nad duchowym odrodzeniem Narodu. Warto to sobie uświadomić w rocznicę wymownego objawienia doświadczonego przez o. Mancinellego. Stwierdza wspaniale Ksiądz Profesor: „Nasza pobożność maryjna, nie tracąc nic z cech i zalet dziecięcych – wszak to stosunek do Matki – musi coraz bardziej zatracać wady dziecięce i przeobrażać się w synowski, dojrzały stosunek. Inaczej obcował z Maryją Chrystus, gdy był dzieckiem i osobiście potrzebował Jej matczynej troski, a inaczej, gdy rozpoczynając swą publiczną działalność i dokonując na krzyżu Odkupienia świata, oczekiwał od Niej współdziałania. Do tej pory przywykliśmy u Niej szukać pomocy. Jest to i nadal konieczne. Ale teraz nie możemy czekać, aż Ona sama wszystko za nas zrobi. Przybyło nam lat…, wiele wycierpieliśmy, weszliśmy w nowe tysiąclecie! Jako dojrzały Naród teraz my mamy stawać Jej do pomocy!” (s. 142-143).
Słowem, winniśmy w naszej polskiej pobożności maryjnej coraz bardziej przechodzić od niedojrzałych postaw dziecięcych do bardziej zobowiązujących postaw synowskich. Zauważmy, że intuicje te idą w parze z wytycznymi II Polskiego Synodu Plenarnego, który stwierdził, że „Maryja jest nauczycielką pobożności Polaków”, ale równocześnie wyraził swoje niepokoje i zachęcił duszpasterzy, aby zachowali „realizm pastoralny” i kształtowali pobożność maryjną w duchu liturgii Kościoła, prowadzącej do Ojca przez Syna w Duchu Świętym, i by wskazywali w Maryi wzór pierwszej chrześcijanki, zachęcając wiernych do naśladowania Jej cnót, „by Polacy, tak jak ich praojcowie, wielbili Pana z Maryją, służyli jak Maryja i trwali z Maryją (…), aby Polska, [Jej Królestwo], stawała się coraz bardziej królestwem miłości, prawdy, sprawiedliwości i pokoju i by wielbione w niej było Jezusowe imię” (II Polski Synod Plenarny, Poznań 2001, s. 275-279).
o. Szczepan T. Praśkiewicz OCD