Coraz częściej zauważam różnice w datach, liturgicznie obchodzonych świąt i wspomnień w różnych lokalnych Kościołach. Dziś nałożyły się w Rwandzie Nawiedzenie Pańskie z Bożym Ciałem w Polsce. Niecodzienne zestawienie dało mi nieco do myślenie. A przebłysk pojawił się gdy dwa dni wcześniej na watshappa otrzymałem wyżej wyświetloną ikonę, Maryja z Dzieciątkiem w stylu Peruwiańskim. Taki widnieje jej tytuł, choć otrzymałem ją za pośrednictwem rwandyjskich znajomych z Indii, co świadczy o uniwersalności wizerunku.
Maryja, choć jest śnieżno biała, skojarzyła mi się z Afryką bardziej niż nasza Czarna Madonna. Najstarsi współbracia misjonarze wspominają opór miejscowej ludności na przywiezioną przez nich Ikonę Czarnej Matki Boskiej Częstochowskiej. Chcieli białej, autentycznej, a nie stylizowanej by się przypodobać miejscowym. Maryja z przedstawianej tu ikony, poprzez styl Jej bycia z dzieckiem, przypomina afrykańskie matki noszące swe pociechy na plecach, pozawijane chustami. Dlatego też nazwana jest Chustową.
Nie jest umiliena, co kojarzy się z czułą bliskością Matki i Dzieciątka, poprzez dotyk policzków. Nie jest też tronującą z błogosławiącym Dzieciątkiem przypominającym Pantocratora. Ta afrykańska Maryja, jest w ruchu, w codziennym marszu z przywiązanym chustami Dzieciątkiem. To przywiązanie jest tu zarówno fizyczne jaki i emocjonalne. Dwie zgrabnie zwinięte chusty wokół piersi matki wystarczą za nosidełko, jednocześnie odgrywając rolę pieluch, sweterka i czapki dla maleństwa jak i ozdoby samej matki. Jest piękna bo jest matką przywiązaną do dziecka.
Dziecko noszone z tyłu nie widzi szerokości świata, za to czuje ciepło zmęczonej matki. Na początku widzi świat z boku, powoli dorastając, zaczyna dostrzegać drogę, przez ramię Matki, widzi świat z jej punktu widzenia. Gdy jest już na tyle duże, by widzieć wszystko, stawiane jest na własne nogi, by idąc, nie zapomniał jednak świata z perspektywy kochającej matki.
Rozważając tajemnicę Nawiedzenia w Boże Ciało, zastanawiam się nad dwoma paradoksami – różnymi rytmami marszu jak i pogodzeniem sekretu z ostentacyjnością. Nawiedzenie to owoc Maryjnego pośpiechu, po Zwiastowaniu szła szybko do Elżbiety. Popychana miłością, nie wlekła się w romantycznych rozważaniach nad własnym wybraniem. Będąc wybrana, z pośpiechem zaczęła dzielić się swą radością. W Boże Ciało zaś, w procesjach idziemy powolnie, by nie rzec, powłócząc nogami. I ten rytm ma swoją rolę. Dlaczego się spieszyć, by szybko znowu zamknąć ukochanego w tabernakulum? Idąc wolno, możemy się rozkoszować Jego namacalną obecnością. I tu otwiera się drugi paradoks zestawienia tych dwu Świąt. Nawiedzenie to święto dyskrecji. Maryja szła w pośpiechu ale incognito, dopiero niechcący została rozpoznana, jako żywe tabernakulum Boga. W Bożym Ciele, ostentacyjnie otwieramy tabernakulum, by pokazać światu, kogo adorujemy przez cały rok w skrytości.
Jak połączyć tajemnicy tych dwu, wydawałoby się tak różnych świąt? Czy to idąc w pośpiechu czy powłócząc nogami, jesteśmy żywym tabernakulum w drodze, czy to przezroczystym, czy też dyskretnym, ale w drodze. Ważny, by iść w Jego obecności. Niosąc Dzieciątko chustą przywiązane, nie jako ciężar, ale Tego który dyskretnie zerkając przez nasze ramię, próbuje naprowadzać nas na Boże ścieżki. Nie ważne są zakręty, ważne żeby iść i nieść Tego, do którego jesteśmy przywiązani.
o. Maciej Jaworski OCD