Nawiedzenie – Maryja, żyjąca blisko ludzi i ich potrzeb


„Była cicha i piękna jak wiosna, Żyła prosto, zwyczajnie jak my”

Maryja. Matka, Ta, która niesie nam Jezusa, przyprowadza nas do Niego, wprowadza nas w relację z Nim. Matka, która chce nam pomóc wejść w relację z Jej Synem. Ale nie gdzieś abstrakcyjnie, nie wiadomo jak, ale w tym wszystkim co robimy, jacy jesteśmy, w naszych trudach i potrzebach. Ona, która rozumie naszą codzienność, rozumie nasze zmaganie, „Matka, która wszystko rozumie”. Może ktoś zapytać – ale jak? Patrząc na teksty Ewangelii możemy wiele powiedzieć o Maryi, o Jej podejściu do drugiego człowieka, o tym, że Ona naprawdę chce być blisko nas i przeżywać z nami nasze życie.

Popatrzmy na fragment z Ewangelii św. Łukasza, który mówi nam o nawiedzeniu św. Elżbiety. Maryja, młoda kobieta w stanie błogosławionym, udaje się do swojej krewnej, idąc wiele kilometrów, po to, by być przy niej przez kilka miesięcy, pomóc Elżbiecie w jej konkretnej sytuacji życiowej, zaradzić naglącym potrzebom chwili. A jakby przy okazji niesie Jezusa, w sposób delikatny, a jednak wyraźny – przekazując Bożą łaskę drugiemu człowiekowi. A wszystko dzieje się w codzienności, w sytuacji, która może być realna także w naszym życiu. I warto byłoby się zapytać jak byśmy postąpili albo może, co zrobiliśmy w takiej sytuacji w naszej rodzinie?

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus powie nam, że „Maryja cieszy się, gdy się do Niej modlimy, ale sprawia Jej o wiele większą radość, gdy Ją naśladujemy”. Wpatrywanie się w Jej przykład, jak kocha w codzienności, w zwyczajnych sytuacjach ludzkiego życia, powinno nas pociągać do tego, byśmy też tak spróbowali, razem z Nią, wchodzić w relacje z innymi w naszym życiu.

Po troskach ucieczki, tułaczki, emigracji, widzimy Matkę Najświętszą, która żyje długie – według Tradycji 28 lat – w ubogim Nazarecie. Robiąc zwyczajne rzeczy, wchodząc w relacje z ludźmi, zapewne pomagając sąsiadom, spotykając się z nimi. A jaką była Maryja dla innych wyraźnie możemy zobaczyć w scenie z Ewangelii św. Jana, która mówi o weselu w Kanie Galilejskiej. Zaproszona na uroczystość przybywa, bawi się, rozmawia, ale jednocześnie jest nastawiona cały czas na potrzeby drugiego człowieka. Dostrzega to, na co inni nie zwracają uwagę albo uważają, że to w gruncie rzeczy nie jest takie ważne. Jest w niej doskonała harmonia tego co naturalne oraz tego co duchowe. W nas zazwyczaj tak nie jest – możemy mocno zaangażować się w pomoc drugiemu, a zaniedbać Boga albo przesadzić w drugim kierunku o czym przypomina nam św. Franciszek Salezy. A Maryja pamięta o tym co duchowe, a jednocześnie mówi: „Nie mają już wina.” Wczuwając się w drugiego dostrzega niepokój, przygnębienie, zmartwienie, może początek kłótni między rodziną, nowożeńcami, sługami. Jest nastawiona na troskę, na bycie dla drugiego. To działanie łaski, które kierowało sercem Maryi. Dbać o zbawienie drugiego człowieka, ale jednocześnie nie zapomnieć o codzienności, o zwyczajnych rzeczach, o brakach pożywienia, picia, ale nie niewiadomo jakich. Bo przecież na weselu jakoś ostatecznie poradzono by sobie bez wina, bo przecież wiele już go zapewne było. Ale pozostał by gdzieś smutek, brak pełnej radości, nieprzeżycie tego szczególnego dla ludzi momentu do końca. I dlatego Matka Najświętsza interweniuje. Ale ta interwencja nie jest już zwyczajna – Ona przynosi problem, troskę, osoby – do Swojego Syna, do Jezusa. Dla Niej punktem odniesienia jest On. I warto jest siebie zapytać czy my też tak robimy. Czy pierwszą osobą z którą porozmawiamy o jakieś trosce drugiego człowieka jest Jezus czy może próbujemy działać sami, rozwiązać po prostu problem na własną rękę?

A takich sytuacji jak w Kanie Galilejskiej pewnie w naszym życiu i w życiu naszych rodzin było już wiele. Maryja zapewne wiele razy już też dla nas interweniowała u Jezusa, a my o tym nawet nie wiemy czy nie pamiętamy. Ale znowu św. Teresa od Dzieciątka Jezus powie nam, że warto byłoby w tym punkcie naśladować naszą Mamę. Bo dostrzeżenie, że Ona jest blisko i mi pomaga to już bardzo dużo, bo prowadzi do wdzięczności i modlitwy dziękczynienia, ale to jeszcze za mało. Maryja chciałaby, żebyśmy sami nauczyli się być blisko ludzi, wczuwali się w ich troski, dostrzegali to co dzieje się wokół nas, co dzieje się w drugim człowieku. Aby zbawianie dokonywało się w konkretach, w naszym „tu i teraz”.

I kolejna scena Ewangelii. Moment Krzyża, moment, gdy Jezus przechodzi swoją mękę, a Ona jest przy Nim, w cichej, ale jakże wymownej obecności. Właśnie tak jak prawdziwa Matka. A że właśnie pod Krzyżem stała się naszą Matką na mocy testamentu Jezusa, w związku z tym jest z nami w naszych dramatycznych sytuacjach, w naszym bólu i cierpieniu, w momentach naszego oddawania życia za innych. I wtedy właśnie wspiera nas, wspiera nas swoją cichą obecnością, spojrzeniem, które kocha, modlitwą wstawienniczą w naszej intencji, Tym, że jest przy nas. A o tym uczy nas Kościół poprzez dogmat o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny. Kościół stwierdza, że Maryja została wzięta do nieba i jest z nami w naszej codzienności, nam towarzyszy. To fakt na którym możemy się oprzeć w momentach próby.

I o tym samym mówi nam scena, gdy uczniowie zalęknieni, przestraszeni, zawiedzeni, czekają jednak na Zesłanie Ducha Świętego opierając się na wierze Maryi. Matka Najświętsza, która jak mówi św. Jan od Krzyża, a co potwierdza Sobór Watykański II „przeszła swoją pielgrzymkę wiary”, doskonale nas rozumie. I dlatego Ona, pełna łaski, napełniona Duchem Świętym towarzyszy nam w naszej pielgrzymce wiary, w pielgrzymce, którą każdy z nas musi przejść osobiście. Nikt za nas tego nie zrobi. Ale Ona jest, modli się za nas, ale też modli się z nami, uczy nas modlitwy, podejścia do Pana Boga. Jest blisko, nie jest boginią, która jest gdzieś daleko i czeka tylko na oddawanie Jej czci i chwały, ale jest naszą Matką, która chce nam pomóc. Jej największym pragnieniem jest byśmy dostali się do Nieba. Byśmy zostali już tu na ziemi świętymi, by nasza relacja z Bogiem była najgłębsza z możliwych.
Dlatego też daje nam konkretne pomoce – Różaniec i Szkaplerz Święty. To dary naszej Mamy, którymi chce nam pomóc. Ale one nie mają być tylko wspomnieniem o Niej, ale zapewnieniem o Jej obecności w naszym życiu, o Jej nieustannej bliskości.

O. Paweł Hańczak OCD