Jak się obchodzić z Twoją śmiercią Panie? Pokornie jak z najgłębszą raną bez miary jak ze zmartwychwstaniem
Sercem niesionym przez własną głębokość wytrwale aż się jednym staną z nadzieją dobrze wiedząc dokąd
Mieszkam w klasztorze, który tuż przed Świętami wydaje się być cały zbudowany z okien. to czas porządków i klasztor nie różni się w tym od innych zamieszkałych miejsc. Może tylko nieprzeliczoną ilością okien… Na szczęście nie ma dywanów do wytrzepania, bo tych nie używamy…
Tym mocno osadzonym w realiach życia wstępem chcę przygotować grunt dla spraw o wiele mniej dających się przełożyć na ilość szyb, zapach kurzu tropionego z zapałem, wiosnę w ogrodzie, utrudzenie żołądka po dobiegającym końca poście. Chcę się podzielić tym, jak w coraz większej bliskości Paschy radzę sobie z napięciem pomiędzy trwaniem na modlitwie a intensywną pracą, która w dodatku trzeba dobrze rozplanować. Od tego jak się obchodzę z owym napięciem zależy jak będę się obchodzić z paschalną tajemnicą Miłości, z Chrystusem i Jego zbawieniem.
Od wielkiego Czwartku do Rezurekcji w Niedzielę Zmartwychwstania adorujemy Jezusa w Najświętszym Sakramencie dniem i nocą. W umówionym miejscu pojawia się wielka tablica z podzielonymi godzinami adoracji. A jednak i to nie daje jasnego obrazu sytuacji, w jakiej stawia mnie przedświąteczny czas. Mogę rozliczyć samą siebie z ilości godzin poświęconych tylko na modlitwę i tych poświęconych na pracę zanurzoną w modlitwie (z większą lub mniejszą uwagą do wewnątrz). Wcale nie dotknę w ten sposób sedna sprawy. Myślę, że sednem jest pokorna odwaga uznania siebie tylko za człowieka (z całym uwikłaniem w ten świat) i aż za człowieka (z niepojętą głębią Boga ukrytego we mnie). Muszę zgodzić się na to, że Jezus na Krzyżu odsłania przed Miłością Ojca rany, które są Jego i moimi ranami. Wprawia w osłupienie ogrom tego, co Mu uczyniono i nienawiść, z jaką się to dokonało, a jednak najgłębszą moją raną, którą Jezus wziął na siebie jest kondycja osoby wciąż jeszcze nie dopełnionej w Bogu. Dla uleczenia tej rany zmienił w sobie ludzką naturę w całkiem nową rzeczywistość. Dopóki żyję na tym świecie, nie stanę się całkiem tą nową mną, ale wiem dokąd wszystko we mnie ma zmierzać.
Ja tu o przebóstwieniu a zaczęło się przecież tak prosto – od mnóstwa okien do umycia. I niech tak właśnie będzie, bo w Nim wszystko, co wielkie i małe może mieć smak zbawienia.
karmelitanka bosa z Przemyśla