„W czasie tych rekolekcji odkryłam, mówiła mi jedna dziennikarka, że kiedy modlę się, sięgając do różnych wydarzeń, zapominam o zasadniczym miejscu Pisma Świętego w modlitwie chrześcijańskiej. Nastawiłam się na odbieranie Bożych dźwięków, ale moje głośniki pracowały w trybie monofonicznym. Słuchałam Boga mówiącego do mnie poprzez spotkania, które odbywałam, i sytuacje, które analizowałam. Jednak wszystkich Jego wyznań miłości, nieprzerwanie kierowanych do nas na kartach Pisma Świętego, słuchałam jedynie jednym uchem”. Jakże to prawdziwe! Biblia jest uprzywilejowanym miejscem, w którym Bóg mówi do nas. Życie chrześcijańskie więdnie, kiedy nasza modlitwa zamyka się w codziennych troskach i jest jedynie modlitwą wstawienniczą za wszystkie napotkane nędze, dziękczynieniem za wszystkie dobrodziejstwa, które Pan czyni w sercach, a których jesteśmy świadkami. Do słowa Bożego muszą uciekać się zwłaszcza ci, którzy z racji wykonywanego zawodu stale stykają się z ludzkim nieszczęściem: mam tu na myśli głównie środowisko medyczne i służby socjalne. Trudno byłoby nadal wierzyć, że osoba ciężko chora pozostaje umiłowanym dzieckiem Ojca, gdyby człowiek nie odwoływał się nieustannie do rozstrzygających twierdzeń Pisma Świętego: „Oto nie zdrzemnie się ani nie zaśnie Ten, który czuwa nad Izraelem” (Ps 121:4), „Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego” (Ps 23:1). Oto dlaczego chęć wprowadzenia w swe życie modlitwy okazuje się złudzeniem, jeśli nie sięgamy regularnie po Pismo Święte, by słuchać i delektować się słowami miłości, które Bóg kieruje do swych dzieci. Oczywiście, że jest bardzo ważne, byśmy nauczyli się modlić pośród naszych najbardziej świeckich zajęć, starając się działać zgodnie z tym, co Pan odkrywa przed nami na modlitwie. Te dwa wymagania wzajemnie się wzmacniają i uzupełniają.
UCZYNIĆ ŻYCIE MODLITWĄ
Istnieje cała sztuka modlitwy, dokonywanej na gruncie tego, co widzimy i słyszymy dokoła siebie. Jeśli dla przykładu prowadzę samochód, to mogę dziękować Bogu za piękno krajobrazów, które widzę, za zboże, które rośnie, lub radość dzieci, z powodu których zwalniam w miejscach zabudowanych. Mogę także modlić się za chorego lub rannego przewożonego karetką, za kierowcę ciężarówki, którą wyprzedzam, za wszystkie osoby, które przychodzą mi na myśl w czasie wolnym, które są obecne, całkiem blisko, w głębi mojego serca. Mogę także włączyć kasetę, aby wspólnie z zakonnikami z jakiegoś klasztoru śpiewać psalmy lub podzielać troski autostopowicza poszukującego pracy. Nawet jeśli jestem mało wyczulony na mowę znaków, szybko dostrzegam wokół siebie gąszcz symboli, mówiących o Bogu i moich z Nim relacjach. Pismo Święte korzysta z tego obficie. Widząc padający deszcz, myślę o strumieniach wody żywej, którą Pan obiecał rozlać na wszystkich, którzy z ufnością otworzą się na wylanie Jego Ducha. Słysząc podmuchy wiatru, proszę tego samego Ducha Świętego, aby przyszedł poruszyć moje serce i usunął wszystko, co je niepotrzebnie zajmuje. Patrząc w metrze na matkę z czułością przytulającą dziecko, myślę o sposobie, w jaki Pan nazywa samego siebie w Biblii Bogiem pełnym matczynej czułości (por. Iz 49:15). Ale przede wszystkim muszę nauczyć się modlić, wychodząc od spontanicznych reakcji powstających w moim umyśle, gdy przypomnę sobie jakieś zdarzenie z przeszłości lub gdy myślę o przyszłości.
Pierre Descouvemont
Całość artykułu w najnowszym Głosie Karmelu