Ostatnie nasze rozważanie modlitwy Zdrowaś Mario poświęcimy zagadnieniu modlitwy wstawienniczej Matki Bożej za nami, Jej dziećmi wędrującymi przez ten świat.
Teksty biblijne mówiące wprost o tej roli Maryi nie są liczne, nie dostarczają nam zbyt wielu informacji. Trzeba tu wspomnieć słynne Jej słowa na weselu w Kanie: „Nie mają już wina”, świadczące nie tylko o pragnieniu pomocy ze strony Maryi, o Jej bystrości i zdolności przewidywania, ale też o dyskrecji: wszystko odbywa się na zapleczu, po cichu. Maryja nie lubi rozgłosu, dyskretnie rozwiązuje problem, prosząc o pomoc Syna, a właściwie nie tyle prosząc, co informując, bo zna Go tak dobrze, że wie, iż On będzie działał, nawet jeśli Jego odpowiedź wydaje się odmową, nawet jeśli On w żaden sposób nie precyzuje, jak ma zamiar spełnić prośbę Matki. Stąd tak ważne jest, gdy mówimy o wstawiennictwie Matki Bożej, aby pamiętać o Jej ostatnich słowach zapisanych przez ewangelistę: „Uczyńcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Maryja jakby mówi do wszystkich uczniów Jezusa: Ja będę wstawiać się za wami, ale wy wsłuchujcie się w głos Jezusa, żebyście nie szukali rozwiązań niezgodnych z Jego wolą.
Po weselu w Kanie nie słyszymy już w Ewangeliach żadnego słowa Maryi, ale czyż testament z krzyża: „Niewiasto, oto syn twój” nie był szczególną Jej autoryzacją do dalszych próśb w intencjach tych, którzy odtąd są Jej dziećmi? I gdy trwała z uczniami Jezusa na modlitwie w Wieczerniku, oczekując na dar Ducha, wolno przypuszczać, że Ona, już napełniona Duchem, prosiła, by Jego moc jak najobficiej spłynęła na przyszłych głosicieli Ewangelii.
Myślę, że aby lepiej zrozumieć rolę Maryi jako naszej Orędowniczki u Syna, warto spojrzeć na zagadnienie wstawiennictwa na przestrzeni dziejów zbawienia.
Pierwszą postacią, w której bardzo mocno zarysowuje się duch wstawiennictwa za innymi jest Mojżesz. Rola orędownika wiąże się u niego z misją przewodnika ludu niesfornego, marudnego i nieposłusznego. Po grzechu ludu Mojżesz staje przed Panem, który czasem wręcz grozi zniszczeniem buntowników i zapowiada, że wyprowadzi z Mojżesza nowy naród. Mojżesz jednak prowadzi z Bogiem chytre pertraktacje: Jeśli zniszczysz ten lud, inne narody powiedzą, że jesteś słaby i niesłowny, że wyprowadziłeś ich na pustynię po to, by ich zgładzić! Zauważmy spryt Mojżesza: ukazuje Bogu, że zagłada ludu, mówiąc po ludzku, „nie jest w Jego interesie”, że straci na tym Jego reputacja! Mojżesz nie waha się orędować nawet za tymi, którzy buntowali się przeciw niemu samemu, np. za swoją siostrę Miriam, która za karę została dotknięta trądem, a po modlitwie Mojżesza odzyskała zdrowie (por. Lb 12).
Sytuacja staje się najbardziej dramatyczna po utworzeniu przez lud złotego cielca. Gdy Bóg ponawia swoje groźby, Mojżesz kieruje do niego niezwykłą prośbę: „Przebacz jednak im ten grzech! A jeśli nie, to wymaż mnie natychmiast z Twej księgi, którą napisałeś” (Wj 32,32). Chodzi tu o księgę żyjących, „obywateli tego świata”. Mojżesz jest gotów oddać własne życie, byleby Bóg przebaczył ludowi. Przewodnik ludu tak bardzo identyfikuje się z tymi, których Pan mu powierzył, że choć on sam nie miał żadnego udziału w budowie cielca i choć zareagował na niego świętym oburzeniem, to jednak będzie prosił Pana: „Przebaczysz nasze grzechy i nasze winy”. Sam Mojżesz nie zgrzeszył, ale utożsamia się z grzesznym ludem. Orędownik nie patrzy z góry, z pogardą, na tych, za którymi się wstawia, ale czuje się jednym z nich.
To zjednoczenie orędownika z tym, za kogo się on modli, zostało wyrażone w szczególny sposób przez Eliasza, który nie tylko prosił Boga za zmarłego syna wdowy, ale sam rozciągnął się nad nim, przywarł do jego zmarłego ciała, jakby prosząc samym gestem, by życie tętniące w proroku stało się też udziałem tego dziecka (jak wiemy, podobieństwo znajdziemy też w zachowaniu Elizeusza wobec zmarłego syna Szunemitki: „przyłożył twarz swoją do jego twarzy, oczy swoje do jego oczu, dłonie swoje do jego dłoni – i pochylony nad nim pozostawał tak, aż się rozgrzało ciało chłopca” (2 Krl 4,34).
Czytaj dalej w ostatnim numerze „Głosu Karmelu”.
Danuta Piekarz