Bł. Alfons Maria Mazurek od Ducha Świętego OCD
(1 III 1891-28 VIII 1944)
Na przyklasztornym cmentarzu w Czernej, w miejscu gdzie przed laty był pierwszy grób św. Rafała Kalinowskiego, umieszczono wysoki brzozowy krzyż. Kilka metrów w lewo znajduje się kolejny krzyż ucznia, bł. Alfonsa Marii Mazurka. Spotkali się w Wadowicach, gdzie św. Rafał pełnił urząd przeora tamtejszego klasztoru, a o. Alfons był uczniem Niższego Seminarium. Różnili się wieloma rzeczami, temperamentem, pochodzeniem społecznym, wykształceniem, a przede wszystkim, iż przyszło im żyć w innych czasach. O. Rafał, który urodził się w Wilnie 1 września 1835 roku, gdzie ukończył Instytut Szlachecki, odpowiednik dzisiejszego liceum ogólnokształcącego, następnie zdobywał wykształcenie w Petersburgu, by przez jakiś czas, zgodnie z wykształceniem pełnić służbę wojskową w carskiej armii. W późniejszym okresie był czynnym uczestnikiem powstania styczniowego, długoletnim zesłańcem na Sybir. O Rafał znaczną część swego życia spędził w zaborze rosyjskim.
Również o. Alfons urodził się pod zaborem rosyjskim 1 marca 1891 roku we wsi Baranówka pod Lubartowem, w rolniczej rodzinie Wojciecha i Marianny Goździów. Szkołę średnią ukończył właśnie w Wadowicach, następnie studia teologiczne, na kapłana został wyświęcony 16 lipca 1916 roku w Wiedniu. Znaczną część swojego życia spędził pod zaborem austriackim, uczestniczył w radościach z odzyskanej niepodległości i cierpiał z powodu jej utraty. Pierwszą wojnę światową przeżył jako kleryk, końca drugiej wojny nie doczekał, zginął jak wielu innych, jako jej niewinna ofiara, ale nade wszystko jako świadek wiary w Chrystusa. Obie te postacie pomimo tylu różnic złączyło przed wszystkim to, co dla chrześcijanina jest najważniejsze: wiara i miłość Boga, służba Bogu w jednym zakonie, wreszcie złączyła ich śmierć, chociaż na pierwszy rzut oka tak przecież różna, to jednak bardzo podobna, obie były darem miłości. Św. Rafał umierając patrzył na obraz Matki Bożej i czuł się jak w niebie, bo przy matce. Na chwilę przed skonaniem powiedział: teraz odpocznę – po trudach życia, kiedy już się dokonało, w którym wszystkie swoje życie zużył w posłudze bliźnim, mając w pamięci słowa Chrystusa; cokolwiek uczynicie jednemu z tych maluczkich mnie uczynicie.
O Alfons szedł na śmierć z różańcem w ręku, polecając się opiece matki Chrystusa, od której wyuczył się sztuki cierpienia i umierania z Chrystusem. Był jeszcze w pełni sił. Oddawał Bogu życie, które po ludzku biorąc nie było jeszcze dokonane, mógł jeszcze żyć, miał siły by pracować, by służyć, by głosić słowo Boże. Bóg jednak zażądał od niego świadectwa krwi, zamiast świadectwa słowa, i on mu nie odmówił. I właśnie, dlatego wracamy pamięcią do jego pracowitego życia, by wypatrując się w nie, uczyć się wielkiej sztuki wierności, która jest innym imieniem miłości, miłości mocniejszej niż śmierć.
O. Alfons, jak to już zostało wspomniane pochodził z rodziny chłopskiej, przyzwyczajony do ciężkiej pracy, oraz obdarzony dużymi zdolnościami intelektualnymi, w czasie studiów nie miał żadnych kłopotów z nauką. Z roku na rok osiągał coraz lepsze wyniki w nauce. Po otrzymaniu święceń kapłańskich udał się do rodzinnej miejscowości by odprawić prymicyjną mszę świętą i spotkać się z rodziną. Po powrocie z rodzinnych stron przez jakiś czas przebywał w Czernej, gdzie kontynuował studia teologiczne, po zdaniu ostatnich egzaminów został skierowany do pracy duszpasterskiej w Wadowicach, tam gdzie stawiał swoje pierwsze kroki w życiu zakonnym. Po roku pobytu w Wadowicach zostaje skierowany przez przełożonych do Krakowa. Oprócz pracy w kościele opiekował się trzecim zakonem. W Krakowie przeżył koniec I wojny światowej.
Dzięki jego staraniom otwarto w Wadowicach własną szkołę, gdzie mogli się kształcić chłopcy, pragnący poświęcić się życiu zakonnemu. On sam został mianowany prefektem tej szkoły. Jak sam wspomina bardzo się bał tej pracy, nie posiadał, bowiem żadnego przygotowania pedagogicznego. Miał jednak cechę niezbędną dla każdego wychowawcy; potrzebę uczenia się od tych, którzy posiadali doświadczenie i wiedzę. Kontaktował się z Księżmi salezjanami z Oświęcimia. Będąc wychowawcą, zwracał dużą uwagę na wychowanie religijne uczniów. W pamięci uczniów zapisał się jako dobry i wrażliwy wychowawca o otwartym sercu i umyśle.
Po dziesięciu latach pracy z młodzieżą w 1930 roku zostaje mianowany przeorem w Czernej. Będąc przeorem troszczył się zarówno o klasztor jak i o formację ludzi, którzy uczestniczyli w nabożeństwach w czerneńskim kościele. Spośród grona miejscowych dziewcząt utworzył chór, który wspomagał śpiew wiernych. Wykorzystując swoje uzdolnienia muzyczne doprowadził do tego, że cały kościół śpiewał. Niedzielne nieszpory wierni śpiewali podzieleni na dwa chóry: kobiet i mężczyzn. Co jest praktykowane do tej pory. Jego kazania cechowała wielka prostota i przejrzystość, starał się przekazać wiernym prawdy wiary i wiedzę o obowiązkach chrześcijanina. Wybuch II wojny światowej zastał o. Alfonsa w Czernej jako przeora. Nauczony wcześniejszym doświadczeniem, przeżył, bowiem I wojnę wychodził z założenia, że nie należy poddawać się zwątpieniu i działać.
Gdy w 1944 roku Niemcy zaczynali przegrywać na różnych frontach, wzmogło się prześladowanie ludności polskiej. Zmuszaną ją do uciążliwej pracy w kopaniu okopów, praca ta nie ominęła także i czerneńskich zakonników. Dnia 28 sierpnia oddział niemieckich żołnierzy wszedł do klasztoru i prawie wszystkich zakonników wzięto do kopania okopów. Wszyscy zakonnicy udali się do punktu zbiorczego w Czernej a wraz z nimi także i o. Alfons, nie podziewał się, że będzie to już jego ostatni dzień życia. Przed opuszczeniem klasztoru udał się do kościoła by polecić się opiece MB Czerneńskiej. Z Czernej wszyscy udali się w kierunku Krzeszowic. Po pewnym czasie nakazano o. Alfonsowi wsiąść do samochodu. Spotkanie zakonników z o. Alfonsem miało miejsce na drodze z Nawojowej Góry do Rudawy. Tam dogoniła ich furmanka, na której leżał przykryty płaszczem zakonnym, okrutnie zmaltretowany przeor. Jeszcze żył. o. Walerian Ryszka udzielił mu rozgrzeszenia. Furman otrzymał polecenie odwiezienia zmarłego – zdaniem Niemców – na cmentarz do Rudawy by tam go pochować. Co jednak stał się wcześniej? Otóż samochód wiozący o. Alfonsa zatrzymał się właśnie w tym miejscu, gdzie obecnie jesteśmy. Żołnierze wypchnęli go z samochodu. W rękach trzymał różaniec. W pewnej odległości od drogi Niemcy kazali mu iść przed sobą. Po kilkunastu krokach jeden z Niemców krzyknął na o. Alfonsa, by ten się odwrócił i w tym momencie padł strzał. O. Alfons upadł na wznak, strzelający podbiegł do niego i do otwartych ust. Wrzucił ziemię z kretowiska.
Pogrzeb o. Alfonsa odbył się następnego dnia późnym wieczorem na cmentarzu zakonnym w Czernej. Tak ten pogrzeb opisał naoczny świadek: Mimo potajemnego pogrzebu, wzięła w nim udział spora gromadka wiernych, pogrążonych w smutku i płaczu. Ale i chyba w poczuciu wewnętrznego przekonania, że ta śmierć ojca i kapłana była i jest świadectwem życia wierności chrystusowi i kościołowi, że ma coś z piękna i wspomnienia z śmierci pierwszych chrześcijan, męczenników i ich pogrzebu w katakumbach. Działo się to wszystko w liturgiczne wspomnienie męczeństwa św. Jana Chrzciciela, którego O. Alfons darzył szczególnym nabożeństwem, a jego słowa: on ma wzrastać a ja się umniejszać, często cytował zarówno w swoich duchowych zapiskach jak i w kazaniach.
Został zabity przez Niemców mając dopiero 53 lata. Oddał życie tylko, dlatego, że był wierny Chrystusowi. Po ludzku wydaje się to niesprawiedliwe, ale w oczach Bożych ma to swój głęboki sens, który najpełniej zrozumiemy dopiero w przyszłym życiu. Dzisiaj wiele rzeczy jest jeszcze przed nami zakryte. Sługa boży Alfons Maria Mazurek to jeden z tych chrześcijan, którzy nie wahali się zwyciężać zło dobrem, nienawiść miłością, śmierci dobrowolnym darem życia. Przynajmniej niektórych z tych, którzy stali się ofiarą nienawiści niemieckiego, ale i także bolszewickiego okupanta, Kościół pragnął wynieść na ołtarze jako naszych pośredników przed Bogiem i jako drogowskaz dla nas. W styczniu 1992 roku rozpoczęto we Włocławku ich proces beatyfikacyjny. W tym natomiast roku w Warszawie Papież Jan Paweł II włączył ich w poczet błogosławionych. Są oni dla nas kimś bliskim, zwłaszcza bł. Alfons Maria Mazurek. Niech, zatem wyprasza nam dar świętości.
o. Stanisław Fudala OCD