Miłość to roślina co żyje na piasku i służy w ogniu a płomień jej nie strawi –
Tu ku drugiemu zwrócona brzegowi czeka na ciebie.
– Nelly Sachs
Dzień Kobiet?
Czy pisząc o kobiecie, trzeba koniecznie zaczynać od słów o miłości? Moim zdaniem – tak. Moim mniszym zdaniem – naprawdę trzeba. Mogłoby się wydawać, że odkąd przekroczyłam próg klauzury, nie mam już powodów, by zabierać głos w tej sprawie, ale nie przestałam czuć się kobietą. Nic się nie zmieniło ? Ależ tak. Myślę, że nie umiałabym już powrócić do akcentowania w kobiecości tego, co widoczne dla oczu. Nie pochłonął mnie jednak bez reszty jej wymiar macierzyński, choć to miłość najlepszej próby.
Wciąż zadziwia mnie fakt, że jestem umiłowana i to jest dla mnie sedno bycia kobietą. Pomimo, że przyszłam do Karmelu ze świata, który kręci się zbyt szybko i zbyt zachłannie pod każdym względem, nie ułatwiając takiego doświadczenia, wciąż uczę się żyć jak umiłowana. Pamiętam pewne urocze zdarzenie. Musiałam wybrać się do lekarza, który nie mógł biedzie zaradzić na miejscu. Idąc ulicą w swoim karmelitańskim brązowym habicie i czarnym welonie „jak u św. Tereski”, nagle zobaczyłam zachwyconą trzylatkę (mniej więcej tyle mogła liczyć wiosen). Pokazując na mnie rączką, mówiła do mamy: „O, pani młoda!” I coś w tym jest. Popatrzyłyśmy na siebie z mamą tej małej i uśmiechnęłyśmy się – obie wiedząc już coś o miłości.
Nie zawsze czuję się jak na własnym weselu, ale staram się realizować wskazanie św. Teresy od Jezusa: „Patrzcie, że, jak sam mówi do oblubienicy, niczego więcej od nas nie żąda, tylko byśmy patrzyły, i w każdej chwili, jeśli zechcecie, znajdziecie Go.” (DD26,3) Cieszę się, gdy nie tylko u karmelitańskiej mistyczki, ale i u poetki – noblistki Nelly Sachs znajduję wątek „ zwrócenia się ku …” tak właściwego miłości. Czy każdy człowiek nie nosi w sobie przeczucia, że miłość nie jest stąd, że jest „drugi brzeg”? A jednak nie każdy żyje z wzrokiem i sercem tam utkwionym. Tam, czyli gdzie? Obraz płonącego krzewu z cytowanego wiersza odnosi do rzeczywistości przekraczającej wszystko, co ludzkie. Być kobietą to być wpatrzoną, bo tylko wtedy, gdy nie zasłaniam się przed Miłością, mogę żyć jak umiłowana…
Wystarczy ktokolwiek, by utkwić w nim oczy? Przywołam słowa jeszcze jednej niezwykłej kobiety – św. Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein ): „Oddać się w miłości, stać się całkowicie własnością kogoś innego i zarazem całkowicie go posiadać – oto najgłębsze pragnienie kobiecego serca (…) Tylko Bóg może przyjąć takie oddanie i tylko Bóg może dać się w darze tak, że napełni sobą całą ludzką istotę, nie tracąc przy tym nic z siebie samego.” Wiem, że akurat moja kobiecość najpełniej zrealizuje się właśnie w życiu zakonnym, w byciu szczególną Bożą własnością. Doceniam zarazem wszystkie inne sposoby realizacji powołania do bycia kobietą. Nie martwię się, że na Dzień Kobiet nikt nie przyniesie mi kwiatów – i tak czuję się kobietą. A z wszystkich ciemnych miejsc w moim sercu powracam do Boga słowami „Pieśni nad pieśniami”. W nich czuję się u siebie – w świecie, który wciąż przemierzam nie ruszając się poza klasztorne mury.
karmelitanka bosa z Przemyśla