Pan Słowosz był najmądrzejszym człowiekiem w miasteczku. Potrafił doradzić, pocieszyć i rozbawić. Unikał głośnego towarzystwa, za to lubił słuchać odgłosów przyrody. Po pracy w szkole siadał na ławce w parku i zamykał oczy. Zawsze był grzeczny i otwarty, każdy mógł podejść i bez skrępowania zadać mu pytanie o to i o tamto.
Pewnego dnia wiosny mieszkańcy zauważyli, że pan Słowosz mówi coraz mniej. Zamiast od razu odpowiadać na pytania, obiecywał, że napisze list lub prześle przez kogoś odpowiedź. Po kilku tygodniach każdy przyzwyczaił się do tego, że pan Słowosz milczy i nikt nie zadawał mu już pytań. Porzucił prace w szkole i wszelkie doractwo. Całe dnie spędzał przed swoim domem na skraju lasu, z którego widział miasteczko rozłożone na kilku pagórkach.
W niedziele rano przyszła do niego Zosia, jedna z tych ciekawskich dziewczynek, które muszą doprowadzić swoje inwestygacje do końca. Usiadła na ławce i zapytała o coś najbardziej oczywistego pod słońcem: „Dlaczego Pan milczy?”.
Pan Słowosz odwrócił się do Zosi i z uśmiechem rozłożył bezradnie ręce, potrząsając ramionami. Zamknął oczy i znowu się wyłączył. Zniecierpliwiona dziewczynka sama zamknęła oczy i zaczęła nasłuchiwać. Przez jej głowę przebiegały stada roześmianych myśli, a pod powiekami widziała mieniące się kolory słońca. Nagle poczuła zrywający się wietrzyk, który pogłaskał ją po głowie, zawirował we włosach i musnął po policzkach. Poczuła się jak u mamy na kolanach – bezpiecznie i kochana. Tyle razy biegała po łące, ale nigdy wcześniej nie czuła, jak wiele dobra i słów niesie ze sobą wiatr.
Otworzyła oczy, żeby podzielić się odkryciem: „Już wiem, pan bardzo tęskni i ten wiatr przypomina panu…”. Nie dokończyła zdania, ponieważ spostrzegła, że na ławeczce siedzi już tylko sama.
Władek Rybka