Kolejne szczęście.
Znowu Bóg się rodzi.
Kolejne zaskoczenie.
Znowu, najpierw głośne “nie”; potem ciche “TAK”.
Pachnie mieszanką choroba i papierosy. Ludzie w oknach… jakby kogoś wypatrywali.
Pachnie tęsknotą za obecnością, za kimś bliskim, jego dotykiem, spojrzeniem, czułością.
Msza święta. Świetlica w mgnieniu oka zamienia się w kaplicę. Niektóre kobiety na piżamach mają korale. Wszyscy na wózkach. Mówią i śpiewają razem z księdzem. Wszystko. Oprócz kazania. On też na wózku.
Mówi o godności człowieka bez względu na…
Mówi o godności do Osób opuszczonych, zapomnianych, chorych, niektórzy mają wyliczone miesiące, niektórzy tygodnie. Widzę jak te oczy napełniają się łzami. Sama już też nie daję rady. Mylę się w najprostszych melodiach, które znam od 25 lat.
Zaczynam grać lili lili laj… Te same oczy, ogniste pochodnie, wpatrują się teraz we mnie.
Myślę o tych wszystkich popołudniach przesiedzianych na niczym. Wstyd.
A tam… tyle wdzięczności, tyle radości, na chwilę ukojonej tęsknoty i sensu.
Potem uściski i… dziękujemy przyjdź jeszcze.
Bóg się rodzi.