Świętym też nie było łatwo
Modlitwy nie można zrozumieć bez krzyża. Przybiera on formę oschłości, niesmaku i znękania, z którymi konfrontuje się wysiłek wytrwałości. Takie doświadczenia były częstym udziałem świętych. Oto, dla przykładu, świadectwo świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, którą zwykliśmy posądzać o nadmiar słodyczy i pociech na modlitwie.
W rękopisach autobiograficznych napisała: “Gdy zostaję sama (wstydzę się to wyznać), odmawianie różańca kosztuje mnie więcej niż używanie narzędzi pokutnych… Czuję, że tak źle go odmawiam! Muszę zadawać sobie gwałt, by rozmyślać o tajemnicach różańcowych; nie mogę skupić myśli… Długi czas smuciłam się tym brakiem pobożności, który mnie zadziwiał, bo tak bardzo kocham Najświętszą Pannę, że powinnam z łatwością odmawiać ku Jej czci modlitwy, tak Jej miłe. Teraz już mniej się martwię; myślę, że skoro Królowa Nieba jest moją Matką, jest zadowolona, widząc moją dobrą wolę. Nieraz, kiedy mój umysł pogrążony jest w tak wielkiej oschłości, że niemożliwością staje się dla mnie wydobycie z niego choćby jednej myśli jednoczącej mnie z Bogiem, odmawiam bardzo powoli “Ojcze nasz”, a potem “pozdrowienie anielskie”; wówczas te modlitwy porywają mnie i karmią mą duszę o wiele lepiej, niż gdybym je odmówiła setki razy, ale z pośpiechem!…”.