/Z członkami Wspólnoty z Rudy Śląskiej rozmawiała Wanda Bigaj./
Pierwszą moją rozmówczynią jest Cecylia: Powiedz proszę, jaka była Twoja droga do Karmelu?
Pracowałam jako dozorczyni przy kopalni, a Jadwiga pracowała w biurze i mnie wypatrzyła. Kilka razy ze mną porozmawiała, a potem wręczyła zaproszenie na spotkanie. Od tamtej pory minęło już 35 lat, a mnie się zdaje, że to było wczoraj.
A jak przebiegała formacja?
Na początku było trudno, bo mąż trochę dogadywał i bałam się, że nie podołam wszystkiemu. Kiedy już posmakowałam modlitwy karmelitańskiej, to modliłam się wszędzie: w drodze do pracy, w pracy, na klatce schodowej, w kolejkach.
Czy doświadczyłaś owoców swojej i wspólnotowej modlitwy?
O tak, mój mąż się nawrócił od czasu Pierwszej Komunii Świętej naszej córki. To za przyczyną modlitwy Karmelu. Ja ją czułam i sama jeszcze więcej chciałam się modlić. Ja tutaj byłam sama, bo pochodzę z poznańskiego i wspólnota stała dla mnie rodziną, a Karmel najbliższy.
Wróćmy jeszcze do twojej formacji.
Co drugą sobotę Jadwiga nas gromadziła, uczyła odmawiać Jutrznię, śpiewać pieśni karmelitańskie. Tłumaczyła nam, co to znaczy modlitwa karmelitańska i jak ja odprawiać.
A dzisiaj?
Dzisiaj – i Cecylia zamyśla się na chwilę – dzisiaj emerytura i więcej wolnego czasu, ale zdrowie, szczególnie nogi szwankują. Jednak miłość i zdyscyplinowanie, które wpoiła nam Jadzia, przynagla do tego, aby przyjść, szczególnie w środę. W tym dniu jest Msza Święta wotywna do św. Józefa. Śpiewamy godzinki i odmawiamy Oficjum jemu poświęcone.
Dziękuję Cecylii za rozmowę i chcę już podejść do kogoś innego, ale ona jeszcze dopowiada:
Pierwsze przyrzeczenia złożyłam Bogu na ręce o. Kajetana Furmanika, a śluby w obecności o. Mieczysława Woźniczki i muszę powiedzieć, że to byli dla mnie najlepsi ojcowie, w tym czasie, kiedy czułam się tu obca i samotna.
Rozmawiam z Marią, długoletnią przewodniczącą wspólnoty. Co Cię Marysiu przygnało do Karmelu?
Moja mama i Jadzia – odpowiada szybko. Moja mam była w Karmelu, w tej wspólnocie, a ja pomagałam w kościele, stroiłam ołtarze. Jadzia tam była nieustannie i mówiła mi zawsze: „Cicha bądź” i starałam się zamilknąć i wyciszyć. O, Jadzia – i słychać nutę zadumy i tęsknoty – ona umiała zorganizować nawet w latach 50-tych ubiegłego wieku pielgrzymki do Czernej. Jeździliśmy ciężarowym autem pod plandeką. Były tam ławy drewniane, trzęsło niemiłosiernie, ale w nas kipiała radość, że jedziemy do naszej Matki. Jak mam trudniejsze dni, to wracam pamięcią do tamtej atmosfery i coś na dzisiaj wraca. Została ta radość, że jesteśmy cały czas w kościele, modlimy się i służymy, ile jeszcze sił mamy.
Do rozmowy włącza się stojąca obok Joanna:
A mnie babcia pokazała Karmel, Jadwiga zachęciła, abym przyszła. Miałam wtedy 30 lat i wszystko mi się bardzo podobało i tak jest do dziś.
A Twoja droga do Karmelu była łatwa, czy trudna? Pytam Bronisławę.
Pracowałam w kuchni dla ubogich, gotowałam obiady. Bardzo pragnęłam czegoś więcej, ale nawet nie umiałam tego nazwać. Nie wiedziałam, że jest taki Karmel, na którym można budować swoje życie. Wtedy poznałam Jadzię. Była ona dla mnie wzorem oddania, służby, dobroci. Zachęcona przez nią, przyszłam.
Czym stała się dla ciebie wspólnota?
We wspólnocie poznałam wiele duchowej głębi. Całe życie karmelitańskie, jakie odkrywało się i nadal odkrywa przede mną, kieruje mnie blisko Pana Boga i to przedstawiam w rodzinie.
Zatrzymuję uśmiechniętą Joasię. A co ty Asiu powiesz o Karmelu, ty już nie znałaś Jadzi?
Nie, ja przyszłam później. Zakochałam się w Karmelu po przeczytaniu Dziejów Duszy, ale – mówi z zadumą – mąż, dzieci, dużo pracy i zostawiłam moje karmelitańskie marzenia. Minęło parę lat, dzieci podrosły i pragnienie wróciło. Zaczęłam szukać w internecie, ale nie znalazłam. Pomagam w parafialnej bibliotece i podzieliłam się z koleżanką moim niespełnionym pragnieniem i nieskutecznym poszukiwaniem. – W tym momencie ktoś odwołał Asię, za chwilę jednak wróciła. I co, i co? Jak trafiłaś do nas? Posypało się z wielu stron. – Bibliotekarka powiedziała mi, że przy parafii św. Józefa u nas w Rudzie jest taka karmelitańska wspólnota. Zdumiałam się, że szukam daleko, a w mojej rodzinnej parafii jest to, czego szukam. Przecież ja tam znam każdy kącik, tam byłam ochrzczona i do Pierwszej Komunii Świętej przystąpiłam. Najszybciej, jak tylko mogłam pojechałam i znalazłam i jestem – dodaje uśmiechnięta – od 2009 r.
Podchodzę do Leokadii, którą spotykam od wielu, wielu lat na czerneńskich szlakach. A ty Lodziu, kiedy i jak odkryłaś wspólnotę?
Ja z Karmelem zetknęłam się 50 lat temu, ale nie mogłam wstąpić do wspólnoty, chociaż bardzo chciałam. Ksiądz proboszcz w mojej parafii polecił mi zająć się oazą, a tam było tyle pracy, że tego nie dało się pogodzić z obowiązkami i życiem wspólnotowym.
Ale jakoś sobie poradziłaś?
Tak, dopiero po 20 latach, gdy udało mi się wychować w oazie następców, mogłam wstąpić do wspólnoty karmelitańskiej.
A jakie masz wspomnienia o Jadzi?
O Jadzi – zamyśla się – wyczulona i wrażliwa na rzeczy duchowe i na wierność temu, co się ślubowało. Jak mówiła o Matce Bożej Szkaplerznej, to czuło się Jej opiekę. O, Jadzia umiała przekazać to, czym żyła.
A dzisiaj Lodziu, jak sobie radzisz z wypełnianiem zobowiązań?
Teraz, kiedy wzrok bardzo mi się pogarsza i nie mogę czytać, uczę się słuchać. Usłyszę na Mszy Świętej, staram się zapamiętać i później w domu rozmyślam. Na każdym kroku czuję opiekę Matki Bożej Szkaplerznej i łaski, jakimi mnie obdarza. Wdzięczna Jej jestem za wspólnotę i za Szkaplerz święty. Choroby mnie dręczą, ale choćby o lasce, to do Karmelu do Czernej przyjadę.
Teraz poprosiłam o rozmowę małżonków – Lucynę i Władysława. Czym dla was jest Karmel?
Szkołą, w której uczymy się nieustannie, jak żyć, jak dzieci wychowywać. – Potem odpowiada Władysław, a Lucyna przysłuchuje się i co chwilę potakuje – Pracuję na kopalni w nadzorze, gdzie ocieramy się o śmierć i świadomość, jakiej nabyłem w Karmelu, że śmierć jest narodzeniem do nowego życia, pozwala mi zachować spokój nawet w tragicznych sytuacjach. Kiedyś pracodawca zastał mnie, jak się modliłem. Musiałem mu odpowiedzieć, kiedy zapytał co mamroczę. Działanie łaski Bożej w człowieku jest takie, że mogłem spokojnie i logicznie odpowiedzieć.
Jak trafiliście do wspólnoty?
Płytkie życie duchowe środowiska, w którym żyjemy, brak autentycznej pobożności spowodował, ze zacząłem szukać. Wspominałem pradziadka, który należał do Trzeciego Zakonu Franciszkańskiego. Obserwowałem jego wytrzymałość w bardzo trudnych sytuacjach. To zachęciło mnie, abym szukał. Podczas pielgrzymki do Łagiewnik wstąpiliśmy do Czernej i tam zobaczyłem Karmel. Za jakiś czas napisałem do o. Mieczysława i skierował mnie tutaj do Rudy. Wiara, którą umacniamy w Karmelu pozwala nam budować lepsze relacje między sobą i z dziećmi.
Zwracam się do Weroniki, animatorki bractwa szkaplerznego i gościa. Jesteś związana ze Świeckim Zakonem?
Nie jestem w tej wspólnocie, ale w bractwie szkaplerznym. 12 lat temu moja córka z koleżanką powiedziały mi, że idą do kościoła, bo są przygotowania do przyjęcia Szkaplerza. Pojechałam i ja z nimi i przyjęłam Szkaplerz święty. Jadzia zaprosiła mnie do salki na spotkania i tłumaczyła co to znaczy być w Szkaplerzu. Dała książeczkę do czytania i uczyła wszędzie, gdzie się dało, w domu, w parku o świętych Karmelu, o prowadzeniu spotkań. Nie mówiła zbędnych słów. Teraz, kiedy ona nie żyje, a ja prowadzę bractwo szkaplerzne, to często ją wspominam i wiem, że jest i wstawia się za nami.
Dziękuję wszystkim za rozmowę.