Jak Jezus mnie pochwycił? Jak pozwolił mi się rozpoznać jako Oblubieniec w zaproszeniu do Przymierza szczególnej miłości z Nim?
Spoglądając z perspektywy czasu na moje życie, odkrywam ze zdumieniem, że Bóg, który „utkał mnie w łonie mej matki”(Ps 139,13b), już od tamtej chwili zaczął zabiegać o moje serce, o to, by biło tylko dla Niego. Odkrycie Jego planu miłości wobec mnie, drogi, na której zapragnął mnie zbawić, było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Nie spodziewałam się takiego nadmiaru łaski! Karmel? Ja, karmelitanką? Oblubienicą Jezusa, Boga Żywego? Przecież św. Józef miał mi się wystarać o dobrego męża…!
Bóg był obecny w całym moim życiu: w mojej rodzinie; w moich osobistych decyzjach starałam się by był głównym punktem odniesienia; we wspólnocie oazowej, która przez wiele lat była moim miejscem formacji: pierwszych kroków pogłębionej modlitwy, zakorzenienia w Słowie Bożym, doświadczenia daru wspólnoty i odkrywania tajemnicy Kościoła. Chciałam żyć w przyjaźni z Nim, w umiłowaniu Kościoła. Jednak Boża myśl na moje życie przerosła moje wyobrażenia i oczekiwania, sięgnęła o wiele dalej, o wiele głębiej niż mój wzrok.
IV rok studiów był przełomem w moich poszukiwaniach odpowiedzi i w poszukiwaniu przez Jezusa dróg zdobycia mojego serca. Z całą mocą powróciło pytanie: Jezu, czego Ty w końcu ode mnie chcesz? Jaką drogą chcesz mnie prowadzić? I pierwsze światło, pierwsza odpowiedź: MODLITWA! To jej mocą, mocą płynącą z bliskiej przyjaźni z Jezusem osiągnę to, co niemożliwe dla aktywnego działania. Drugie światło przyniosła mi św. Teresa od Dzieciątka Jezus: „W sercu Kościoła będę miłością!” Zaskoczenie, a jednocześnie pewność otrzymanej łaski. Moje pierwsze, jeszcze nieśmiałe, wypowiedziane troszkę z niedowierzaniem wobec wielkości daru: TAK. Tak na życie ukryte, by modlitwą dotykać wszystkich spraw i problemów ludzi mi drogich, Kościoła, świata.
Ten dar odmienił moje życie. Odsłonił niezmierzone przestrzenie, których dotąd nie znałam. Przyniósł radość tak prawdziwą i głęboką, że, jestem przekonana i już tego doświadczam, że nic nie zdoła mi jej odebrać. Ta radość z przynależności do Jezusa, z daru tej drogi, która stała się moją, niezmiennie płonie. Jest źródłem nadziei i prawdziwego szczęścia. Bo Bóg jest wierny!
Spróbuję opowiedzieć krótko moją historię. Po raz pierwszy przyjechałam do Karmelu w Spręcowie w liturgiczne wspomnienie św. Teresy Benedykty od Krzyża, 9.08.2005r., co było miłym zbiegiem okoliczności. Był to czas, w którym nosiłam już w sercu jasną decyzję o tym, że chcę podjąć próbę życia w Karmelu, poddając pod rozeznanie Kościoła moje pragnienia.
Choć w czasie studiów mieszkałam w Olsztynie, nigdy wcześniej nie odwiedziłam tego miejsca, a nawet nie pomyślałam o tym, a już na pewno nie spodziewałam się, że kiedykolwiek stanie się ono moim domem. Stąd z pewnością owo pytanie, które towarzyszyło mi 9.08. podczas „wspinaczki” na niewielkie wzniesienie, na którym położony jest nasz klasztor: Panie Jezu, czy to naprawdę jest mój dom? Na zawsze? Roztaczał się wokół mnie prześliczny krajobraz. W jego tle duży, jasny klasztor. Wszędzie zielono, wszystko kwitło! Zachwycił mnie ten widok!
Pierwsze spotkanie z Matką Przeoryszą i Mistrzynią Nowicjatu zapisało się w mojej pamięci doświadczeniem pokoju, ogromnego poczucia bezpieczeństwa i zaskakującej wolności odnośnie mojej ostatecznej decyzji. Dzięki temu miałam pewność, że jedynym, który mnie tu pociągał był sam Jezus!
Pozostałam w klasztorze na kilka dni skupienia podejmując już bardzo konkretnie, choć po raz kolejny rozeznanie.
Po ukończeniu studiów rozpoczęłam aspirat trwający 3 miesiące. Czas pierwszego zasmakowania w klauzurze Karmelu, w jego charyzmacie; czas czynnego uczestniczenia w życiu wspólnoty, która z ogromną serdecznością i otwartością mnie przyjęła, bym mogła w konkrecie doświadczyć drogi, którą chciałam wybrać na zawsze jako moją. To również czas konfrontowania moich pragnień i wyobrażeń z rzeczywistym, prawdziwym obrazem życia w Karmelu.
Po krótkim pobycie w domu i podjęciu ostatecznej decyzji o pozostawieniu wszystkiego ze względu na Królestwo Boże, otworzyły się po raz kolejny przede mną drzwi klauzury Karmelu w Spręcowie. Zostałam przyjęta przez siostry do postulatu i mogłam rozpocząć systematyczną formację we wspólnocie. Był to czas uczenia się życia kontemplacyjnego. W samotności, milczeniu oraz w siostrzanej wspólnocie. Wyznaczały go: modlitwa, praca, wspólne świętowanie oraz lekcje w małej wspólnocie nowicjatu mające za zadanie przybliżyć i pomóc podjąć w codzienności ideał życia karmelitańskiego.
Zwieńczeniem czasu postulatu było wypowiedzenie przeze mnie pragnienia kontynuowania drogi formacji w Karmelu i dopuszczenie mnie przez siostry do obłóczyn. Przyjęłam święty habit Karmelu otrzymując jednocześnie imię zakonne 1.05.2007r. z ogromną radością i wdzięcznością, pośród licznych cudów Bożej miłości, która rozlała się obficie, myślę, że na wszystkich uczestników mojej małej uroczystości i na cały Kościół. Jezus niewyobrażalnie mnie zaskoczył! Jego miłość objawiła się w sposób, który przerósł wszelkie moje oczekiwania. Ktoś kiedyś powiedział, że „miłość ma wyobraźnię”. Jezusowa miłość do mnie jest właśnie taka. Bo któż zdołałby poruszyć nawet przyrodą, aby okazać, że miłuje?! A Jezus zrobił to dla mnie, okrywając ziemię o poranku 1 maja białym śniegiem! Nieustannie żywe jest we mnie wspomnienie tego dnia i trwam w dziękczynieniu, które rozpala we mnie coraz gorętszą miłość ku Temu, który jedyny potrafi tak miłować. Nie dość, że daje, to jeszcze, mając władzę nad moim sercem, czyni je zdolnym do tego, by cud dostrzec i rozradować się nim. Był to jeden z tych dni, których się nie zapomina. A po nim przyszły kolejne, bardzo ważne, decydujące momenty na drodze mojego powołania. Po okresie próby życia radami ewangelicznymi, wypowiedziałam moje ‘tak’ na potwierdzenie pragnienia całkowitego oddania się Jezusowi przez złożenie profesji zakonnej, odnawianej przeze mnie co roku w ciągu trzech lat. Te lata były niezwykle bogate w wydarzenia, którymi Jezus posługiwał się, by mnie kształtować na swój obraz, by „polerować” moją miłość, wydobywać to piękno, które Ojciec złożył we mnie w dniu stworzenia. Bardzo wyraźnie otworzyła się przede mną nowa przestrzeń w moim pójściu za Jezusem. Przestrzeń wiary, w której przewodniczką i wierną towarzyszką była mi Maryja idąca jako pierwsza „wiernie za Jezusem w pielgrzymce wiary”. Ona też uczyła mnie jak Jezusa kochać, jak Go słuchać, kontemplować, jak żyć Jego życiem, być oblubienicą, siostrą, matką, uczennicą. Zawsze blisko, z sercem czuwającym, spojrzeniem utkwionym w Jego oczach, by jak Maryja rodzić Jezusa – Życie w duszach.
21.04.2012 roku złożyłam Uroczystą Profesję, która była dla mnie definitywnym przypieczętowaniem Przymierza Miłości Oblubieńczej w Chrystusie. Była ona jednocześnie odpowiedzią Jezusa na moje pytanie sprzed sześciu lat o to, czy ten klasztor jest moim domem, ta wspólnota, moją wspólnotą na zawsze. To także moje ‘tak’ wypowiedziane wobec Jezusa i Kościoła na „życie ukryte z Chrystusem w Bogu”, „w sercu Kościoła”. Moje ‘tak’ na urzeczywistnianie się każdej chwili życia Jezusa w moim życiu, ‘tak’ na wszystko, co Jezus dla mnie na tej drodze przygotował, wyrażające gotowość oddania się aż do końca, za życie świata, tak jak On sam.
Jestem wdzięczna Bogu za to spojrzenia miłości, które skierował na mnie. Za zaproszenie do rodziny Karmelu terezjańskiego, do życia Ewangelią na drodze rad ewangelicznych. Ogromnym szczęściem jest dla mnie życie w mojej siostrzanej Wspólnocie w Spręcowie. Jestem przekonana, że moje powołanie jest owocem zrodzonym z modlitwy, ofiary, dziewiczej płodności tej Wspólnoty, ale i całego Karmelu i Kościoła – Matki. Czuję się ogromnie obdarowana przez Jezusa w moich siostrach. Doświadczam na co dzień Jego życia w tej Wspólnocie! On naprawdę żyje w niej! Cały! Jezus Ewangelii!
Karmel odsłonił przede mną piękno, którego nie znałam! Otworzył moje oczy na Prawdę i z dnia na dzień coraz głębiej mnie w nią wprowadza, aby moje serce czynić wolnym w miłowaniu. Ta droga jest moją drogą życia, ponieważ jej światłem i źródłem tego życia jest sam Jezus, który mnie wybrał zupełnie za darmo, powołał i złożył obietnicę, że doprowadzi mnie do celu, tzn. na szczyt Góry, którą jest On sam, na wieki…
Bogu niech będą dzięki!
s. Maria od Chrystusa Oblubieńca Kościoła OCD
Spręcowo