PEŁNIA MAŁEJ DROGI
Dopiero w Rękopisie autobiograficznym C, napisanym na trzy miesiące przed śmiercią, Teresa opowie o swoim odkryciu „małej drogi, bardzo prostej, bardzo krótkiej, małej drogi zupełnie nowej” (por. C 2r-2v). Stwierdziwszy, porównując się ze świętymi, że, z jednej strony, jest wobec nich jak ziarnko piasku u stóp niebotycznej góry, a z drugiej, „niepodobna jej stać się wielką” (to znaczy, sama nią uczynić się nie może, choć taką może uczynić ją Bóg), Teresa bierze się do „szukania w księgach świętych” rozwiązania: będzie nim „winda”, która uniesie ją na szczyt góry świętości. Przypomnijmy tu, że 14 września 1894 r., półtora miesiąca po śmierci pana Martin, Celina również poświęciła się Bogu w Karmelu w Lisieux. Zabrała ze sobą mały notes, do którego przepisała najpiękniejsze fragmenty Starego Testamentu. Ponieważ nie wolno było wówczas młodym karmelitankom czytać Starego Testamentu w całości, Teresa zagłębia się, spragniona Słowa Bożego, w notesie Celiny. Tam właśnie pewnego jesiennego dnia 1894 r. przeżyła swoje, tak ważne, eureka. Uderzyło ją najpierw pierwsze słowo: „Jeżeli kto jest maluczki, niech przyjdzie do Mnie” (Prz 9:4). Czuje, że dotyczy jej to osobiście: małość… Czyż to nie jej właśnie problem na drodze do stawania się wielką świętą? Oto zaproszenie, by zbliżyć się do Boga jako maluczka, jako bardzo maluczka.
Prowadzona Duchem Świętym, kontynuuje swe poszukiwania w bardzo osobistej i przenikliwej egzegezie. Obietnica Boga, którą czyta, bulwersuje ją: „Jak matka pieści swe dziecię, tak ja was pocieszać będę, przy piersiach was poniosę i będę was kołysać na mych kolanach” (Iz 66:13.12). Zatrzymajmy się przez moment. Dwa razy Teresa cytuje ten fragment i dwa razy zdradza emocje, które w niej wywołuje. Oto, co pisze: „O! Nigdy jeszcze słowa czulsze, o bardziej melodyjnym brzmieniu nie rozweseliły mej duszy” (C 3r); „Po takich słowach można tylko zamilknąć i płakać z wdzięczności i miłości” (B 1r). Skąd to głębokie wzruszenie? Ponieważ po raz pierwszy Teresa czyta w Biblii, że Bóg jest jak Matka dla swojego dziecka! A Teresa jest bardzo wrażliwa na miłość matki! Czyż nie straciła w wieku czterech lat i ośmiu miesięcy swej „niezrównanej” mamy, która zmarła na raka (A 4v)? To brutalne oderwanie w wieku, gdy dziecko tak bardzo potrzebuje macierzyńskiej czułości, by ukształtować swoją osobowość, wywołało w Teresie głęboki uraz, z którego zostanie wyleczona dopiero w wieku czternastu lat, dzięki „łasce Bożego Narodzenia”. Na dodatek po śmierci matki Teresa przywiązała się bardzo do swojej siostry Agnieszki, „drugiej mamy”, która wkrótce odeszła do Karmelu. Nowe rozdarcie, kiedy inna siostra, Maria, „trzecia mama”, także wstępuje do klasztoru… I oto osierocona Teresa czyta, że Bóg jest jak Matka dla maleńkiego dziecka! A zatem, podsumowuje: „Muszę pozostać małą, stawać się nią coraz bardziej” – aż do stania się „maluczką”, którą Bóg napełni swą macierzyńską miłością. Jej wniosek jest oczywisty: tą „małą drogą, bardzo prostą, bardzo krótką”, która prowadzi na szczyt miłości i świętości, ową „windą”, której szuka, „są Twoje ramiona, o Jezu!” (C 3r).
Czytaj w najnowszym GŁOSIE KARMELU