Minimalizm nigdy nie jest dobry. Przykład życia i słowa proroka Izajasza były dla Izraela światłem, pokrzepieniem. Bóg jednak powiedział do niego: „to zbyt mało, to zbyt mało, że jesteś Mi Sługą, dla podźwignięcia ocalałych z Izraela. Ustanowię Cię światłością dla pogan” (Iż 49, 6). Słowa te były dla niego pewnie nie małym zaskoczeniem. Słowa te pokazują mądrość Boga: błędem jest spocząć na laurach sukcesu, to człowieka rozleniwia i wprowadza stagnację w jego życie. Stawianie sobie ciągle nowych wyzwać rozbudza ludzką kreatywność, nie pozwala na zastój, chroni przed zgorzknieniem. Człowiek, który wyznacza sobie w życiu cele i stara się je realizować dzień po dniu – ten, który nie jest minimalistą, będzie smakował życia. Minimalizm w postepowaniu jest szkodliwy. Zrobię to tylko, co do mnie należy i mam święty spokój – to bardzo niebezpieczne. To niszczy wrażliwość, osłabia relacje społeczne.
„Kto hojnie sieje ten hojnie i zbierać będzie, a kto skąpo siebie ten skąpo i zbierać będzie” (2 Kor 9, 6). Człowiek powołany jest do hojności. Hojni ludzie są szczególnie potrzebni w dzisiejszym, samolubnym świecie. Hojni w miłości, w czynieniu dobra, hojni w pomoc i hojni w uśmiech. Można być zakonnikiem tylko na pół gwizdka, zrobić, co trzeba i mieć święty spokój. Można być synem, bratem mężem stosując zasadę minimalizmu i działać wąsko od A do B i nigdy dalej. Ale można też podtrzymywać w sobie pragnienie czegoś więcej: dawać więcej, żyć bardziej, kochać mocniej, pracować solidniej, uśmiechać się częściej.
Hojność jest powołaniem każdego. Hojni ludzie tylko pozornie tracą to, co dają. Często to, co dają zwraca im się po czasie zwielokrotnione. Odrobina życzliwości zaowocuje życzliwością, uśmiech bywa odwzajemniany, bezinteresowna pomoc budzi ludzkie sumienia i skłania do przemyślenia swoich postaw, a wzmożona modlitwa wydaje ukryte plony. Dzieje się tak, jak z zapaloną świecą. Kiedy przekazuję jej płomień drugiej osobie nic nie tracę, nic (no chyba, że świeca zgaśnie przy odpalaniu). Przekazywany płomień pomnaża się. Od jednej świecy można by zapalić cały świat. I tak dzieje się wtedy, kiedy człowiek jest hojny. W pewnym momencie nie wie gdzie dotrze to dobro, które dał. Może ten człowiek, któremu okazał dobro przekaże je dalej. I sprawdzają się słowa z Księgi proroka Izajasza. Światło posłane dalej dociera nie tylko do jednego narodu. Ono sięga coraz dalej i dalej, aż po granice ziemi. Wystarczy mała iskra. Jeśli każdy człowiek będzie na tyle hojny, aby rzucać te małe iskry hojności, miłości, dobra, życzliwości w ludzkie serca, to inaczej będzie wyglądał ten egoistyczny świat, w którym żyjemy. Nieraz taką iskrą jest sam uśmiech, jest zaparzenie herbaty drugiej osobie, jest pomoc w zbieraniu naczyń ze stołu i w zmywaniu. Drobne rzeczy, drobne iskry, drobne zapalone świece, a mogą szarą, ludzką codzienność opromienić swoim światłem, wnieść w nią ciepło.
Każdego na to stać. Hojność w drobnych rzeczach to nie kwestia możności albo niemożność. To kwestia decyzji człowieka. Czy da Bogu i człowiekowi chwilę czasu więcej, by wspólnie posiedzieć, porozmawiać, czy zdobędzie się na drobną pomoc, za którą nic nie otrzyma. Tak ważne jest to, aby w życiu nie być minimalistą, by w zwyczajnej codzienności: w pracy, na uczelni, w klasztorze dawać wiele, hojnie, niczego się za to nie spodziewając. Dawać nie tyle pieniądze, bo to nieraz jest bardzo proste, ale dawać uśmiech, pomoc, życzliwość, postarać się o konkretne czyny motywowane miłością. Bo do tego ma zmierzać życie z Bogiem, do tego ma zmierzać częsta modlitwa i relacja z Nim, aby kochać coraz bardziej i tę miłość okazywać w czynach, drobnych czynach codzienności – tak uczyła św. Teresa od Jezusa (por. Twierdza wewnętrzna VII 4, 6). Prawdziwa miłość jest hojna i nie wyczerpuje się nigdy. Im więcej dajesz, tym więcej zyskujesz.
o. Jakub Przybylski OCD