„Nie lubię” – jak często wypowiada się te słowa, wyrażając podczas rozmowy własne poglądy, czy okazując emocje w stosunku do innych ludzi, rzeczy i zjawisk. Dwa słowa, a tak wiele mówią o człowieku. Można rozumieć je na wiele sposobów, a każdy z nich pokazuje inne jego oblicze. Kiedy zaczęłam się nad tym zastanawiać, nagle odkryłam, jak bogate samo w sobie jest szeroko rozumiane uczucie niechęci. Inaczej bowiem rozumie je dziecko, inaczej nastolatek, a jeszcze inaczej człowiek dorosły. Spoglądając na ten temat oczami pedagoga, postanowiłam przyjrzeć się mu z perspektywy dziecka oraz rodzica i wychowawcy, a tym samym każdego człowieka. Każdy bowiem występował kiedyś przynajmniej w jednej z wymienionych ról.
Janusz Korczak, wybitny pedagog, działacz społeczny i pisarz, którego pasją, a zarazem powołaniem było szczególne rozumienie dzieci, a także ich mądre wychowanie, podkreśla, iż każde dziecko należy traktować poważnie, patrząc na nie, jak na człowieka mądrego, który wiele rozumie. Choć wydaje się to rzeczą oczywistą, okazuje się, że nie zawsze wychowawca odnosi się do zdania, stanów emocjonalnych, czy warunków intelektualnych dziecka z należnym mu szacunkiem. Często nie wynika to jednak z jego złej woli, ale niewiedzy lub podświadomego przenoszenia na dziecko własnych doświadczeń. Efektem tego, zamiast poznać dziecko i spróbować zrozumieć całe bogactwo jego temperamentu, zasobów umysłu i emocji, próbuje się stworzyć osobę według określonego wzorca, w którym każdy ma być podobny. Stąd pojawiają się u rodziców i wychowawców frustracje, kiedy dziecko nie mieści się we wzorze, do którego zostało przypisane. Za tym idą zaś kryzysy wprowadzające zamęt zarówno w życie wychowanka, jak i wychowawcy. Ich wspólnym mianownikiem jest „nie”, „nie lubię”, „nie chcę” z wszelkimi odmianami przekory i niechęci. Czy jednak „nie lubię” zawsze oznacza to samo?
Bunt, złość, niechęć. Każdy przeżywa w sobie te stany emocjonalne. Na ogół nie utożsamia się ich z czymś pozytywnym i próbuje się nad nimi panować lub zupełnie eliminować, uznając je za złe i nieprzydatne. Emocje jednak same w sobie nie są ani dobre, ani złe, a właściwe zarządzanie nimi prowadzi do rozwoju człowieka i większej świadomości tego kim jest. Już nawet najmniejsze dziecko, poprzez własną złość i bunt przekazuje rodzicom ważne informacje o sobie. Nie umiejąc jeszcze wypowiedzieć słowami tego, co przeżywa i czego potrzebuje, manifestuje płaczem swoje niezadowolenie, frustrację i lęk. Gdy rośnie, wachlarz jego możliwości zaczyna się powiększać. W wieku dwóch lat jego ulubionym słowem staje się „nie”. Pojawia się przekora. Jest to pierwszy kryzysowy moment dla rodziców, którzy niejednokrotnie tracą cierpliwość, widząc jak ich kochane dzieciątko specjalnie robi na złość i na wszystkie propozycje, prośby i błagania, odpowiada „nie”. Choć rzeczywiście moment ten jest dla rodziców ważną próbą ich cierpliwości, jest również nieodzowny w rozwoju małego człowieka, który dzięki własnej przekorze bada granice, sprawdza reakcje rodziców, a także buduje swoją odrębność, która w przyszłości przekształci się w samodzielność i niezależność. Dziecięca przekora nie jest jeszcze jednak świadomym wyrażeniem swojego zdania, a jedynie próbą zaznaczenia własnej autonomii.
Wraz z biegiem kolejnych lat, dziecko wchodzi w następne etapy rozwoju, dojrzewa i staje się coraz bardziej świadome tego, iż może mieć własne poglądy, własne zdanie, swoje sympatie i antypatie. Kochający rodzice często zakładają, że wiedzą lepiej, co będzie dla dziecka najlepsze. Uważają więc, że są pewne rzeczy, które ich pociecha na pewno będzie lubić, i takie, których nie polubi. Na to nakładają się ich oczekiwania, ambicje, czy też własne, niespełnione marzenia. To bardzo wiele, jak na młodego, dopiero kształtującego swoją osobowość człowieka. Tutaj słowa „nie lubię” i emocje im towarzyszące zyskują szczególne znaczenie. Młoda osoba, już nie z przekory, ale z własnego doświadczenia oraz kształtujących się w niej poglądów i zainteresowań, odmawia, tym samym przekazując opiekunom informację o sobie. Niezrozumienie rodzica i nieuporządkowana emocjonalność dziecka często przekształcają się wtedy w konflikt, z którego nikt nie wychodzi zwycięsko. Rodzic bowiem, chcąc zachować własny autorytet tym bardziej trzyma się swoich racji, dziecko zaś, próbując podkreślić swoją odrębność jeszcze mocniej buntuje się przeciw opiekunowi. Sytuacja staje się coraz trudniejsza, a dziecko, dla którego świat rysuje się tylko w czarno-białych barwach popada w skrajne uczucia. W tym momencie emocjonalnie czuje, że już nie tylko nie lubi, ale nienawidzi tego, co rodzic próbował mu narzucić. Tym samym zamyka się na opiekuna, nie widząc sensu rozmowy. Odchodzi przegrane, bezsilne i niezrozumiane. Uczucie niechęci narasta, zamieniając się w złość, zawiść, a nawet nienawiść. Jak często podobne scenariusze dzieją się również w szkołach. „Nie lubię” urasta do rangi wielkiego problemu, którego nie da się rozwiązać, choć jest tak ważne zarówno dla wychowawcy, jak i podopiecznego. Czy jednak już zawsze musi tak być?
Pracując z dziećmi, codziennie przekonuję się, jak ważna jest nieustanna praca wychowawcy i rodzica nad samym sobą. Dzieci obserwują, naśladują zachowania, sprawdzają, na co mogą sobie pozwolić i próbują być samodzielne, autonomiczne. One znajdują się jednak dopiero na początku drogi. Dopiero uczą się siebie i własnych emocji, dlatego to od opiekuna wymaga się, by to on stał się dla nich mądrym przewodnikiem. Nauczył dobrego wyrażania emocji i wychował je nie dla siebie, ale dla nich samych. Dzięki temu „nie lubię” dziecka będzie tylko wyrażeniem własnej opinii, która zostanie z miłością i akceptacją przyjęta przez wychowawcę, a nie zaczątkiem konfliktu, prowadzącego do braku zaufania i poczucia izolacji.
Te mądre słowa Janusza Korczaka demaskują największe bolączki wychowawcy. Czy można bowiem właściwie poznać i zrozumieć dziecko, jeśli nie poznało się jeszcze samego siebie? Samo wyrażanie swojej opinii, określenie tego, co się lubi, a czego nie, nie stanowi raczej większego problemu dla przeciętnego dorosłego człowieka. Nie jest jednak już tak łatwo powiedzieć „nie lubię”, gdy trzeba się skonfrontować z całą grupą ludzi myślących inaczej, lub tylko z jednym człowiekiem, ale znacznie silniejszym. Nikt jednak nie myśli o tym, kiedy popada w konflikt z dzieckiem, które już przez swoje mniejsze doświadczenie życiowe jest za słabe, by wygrać tą batalię z dorosłą osobą.
Katarzyna Jasica
Czy dalej w najnowszym numerze „Głosu Karmelu”