W ramach przygotowania do 80 rocznicy męczeństwa św. Teresy Benedykty od Krzyża – Edyty Stein, proponujemy kolejne rozważanie autorstwa o. Mariana Zawady OCD.
Edyta miała, można by powiedzieć, całe wyposażenie intelektualne, by mierzyć się z największymi problemami, jak sama stwierdza: „Nie na darmo wpajano nam stale zasadę, abyśmy do każdej rzeczy podchodzili bez uprzedzeń, odrzucając wszelkie obawy”. Nadzieja pozwala mierzyć się bez obawy, bez lęku, bez przerażenia, bo dotarcie do istoty, osiągnięcie dobra, należy do istoty nadziei.
Nie można żyć mądrze bez wydłużonej perspektywy o wieczność, do której zmierzamy. Nadzieja to wielka polemika z samowystarczalnością. By uwolnić się spod tyranii rzeczy, materii, tego, co uchwytne, co można zmagazynować, trzeba uwolnić się od naporu tego, co mam, na rzecz być.
Siostra Benedykta pod koniec swego życia pisze z jednym z listów o tym, by nie dać sobie przesłonić umysłu „prawdą zjawiskową”, tym, co na powierzchni, pisze: “Nie wolno się nam ograniczać jedynie do tego odcinka życia, który jest nam dostępny, szczególnie zaś do tego, co leży na powierzchni i co tak jasno rzuca się w oczy. (…) To, co jest teraz takie straszne, czego wcale nie zamierzam bronić, to – duch czasu, który trzeba przezwyciężyć. (…) Każdy widzi u siebie tylko same pozytywy, a u drugich jedynie rzeczy negatywne, i to zarówno narody, jak i partie. Teraz wszystko się kotłuje; kto wie, kiedy nastąpi trochę pokoju i jasności. W każdym razie życie jest za bardzo skomplikowane, by je można uzdrowić jakimś przemyślnym planem poprawy świata, a także ostatecznie i jednoznacznie określić, jak ma się ono toczyć”.
Papież Benedykt XVI w encyklice „Spe salvi” pisze, że „Ewangelia nie jest jedynie przekazem treści, które mogą być poznane, ale jest przesłaniem, które tworzy fakty i zmienia życie. Mroczne wrota czasu, przyszłości zostały otwarte na oścież. Kto ma nadzieję, żyje inaczej; zostało mu dane nowe życie”.
Nasza nadzieja hartuje się wobec i pośród zła, które nas otacza, doświadczanego, i które nam zagraża. W czasach studenckich Edyta ratowała się przed depresją i załamaniem słowami jednego z protestanckich hymnów:
“I choćby świat był pełen diabłów
i chciałby nas pochłonąć,
przenigdy się nie ulękniemy
i musi się nam udać”.
Patrzymy czasem z dużym niepokojem, co się dzieje z naszymi znajomymi, starymi przyjaciółmi, którzy dzielili z nami wartości, teraz gdzieś się pogubili, pozamykali, wymykają się życiu.
Znów przychodzi nam z pomocą św. Teresa Benedykta: „Raduję się nadzieją przyszłego widzenia w jasności. Wiara w zakryte przed nami, tajemne dzieje dusz, winna nas wspierać wtedy zwłaszcza, gdy to, co widzimy na zewnątrz (u siebie czy u drugich) mogłoby nam odebrać odwagę”.
Ale zakończenie jest kapitalne: „Chciałabym przelać na Was coś z tego, co mnie samej odnawia siły po każdym nowym ciosie. Tyle mogę powiedzieć, że po tym wszystkim, co mnie spotkało w ostatnim roku, afirmuję życie bardziej niż kiedykolwiek”.
Tu Teresa Benedykta odsłania swą mocną nadzieję. Kolejne ciosy jej nie załamują, nie odbierają pasji prawdy, konsekwentnego życia dla Boga. Dzięki zdrowej nadziei, każdy cios afirmuje życie, odnawia, człowiek w umiłowaniu życia tężeje, mężnieje, zrywa się do jeszcze wyższego lotu.
Pomaga nam znów św. Teresa Benedykta: kluczem jest jasność obietnicy. Im większe dobro, tym większa się generuje nadzieja. Ona jest wypełniona obietnicą. Trzeba nauczyć się żyć z obietnicą i dla obietnicy. Niektórzy, co było też w życiu Edyty, w wyborze Karmelu – jednoznaczne. Porzuciła wszystko dla obietnicy, bo życie zakonne jest życiem w czystej obietnicy. Wtedy narasta ofiarność, hojność, panorama duchowa.