Noc i dzień
Nocą przeszła straszna burza. Błyskawice przecinały niebo we wszystkich kierunkach, rozświetlając srebrzyście cztery okna mojej wiejskiej izby. Huczące grzmoty zdawały się miażdżyć wszystko na swej drodze. Zgasło elektryczne światło, po suchym trzasku pioruna i oślepiającym błysku. Porywisty wicher, grad i deszcz dopełniały grozy tych godzin ciemności. Czułam się bardzo, bardzo maleńka wobec Boga, objawiającego swoją moc.
Za to ranek wstał jasny, słoneczny i uśmiechnięty, jakby nigdy nie było tamtej nocnej nawałnicy. Jedynie powalona jabłoń, połamane krzaki pomidorów, zmierzwione kwiaty świadczyły, że coś jednak się wydarzyło. Zaczęłam porządkować sad i ogród. Kiedy tak chodzę po ogrodzie, podwiązuję krzaczki pomidorów, podpieram obwisłe kwiaty, przypominają mi się, dopiero co odczytane u proroka Izajasza, słowa: „Niebiosa są moim tronem, a ziemia podnóżkiem nóg moich”. Patrzę na wielką ziemię, o którą Bóg wspiera stopy, na niebo bezmierne, które jest Jego tronem i myślę i zastanawiam się; Wobec tego głowa gdzie? Patrzę na mrówkę, którą dopiero co nieuważnie rozdeptałam i rozmyślam: Jaka jest troskliwość Boga, że mnie, stokroć mniejszej niż mrówka wobec Jego ogromu, jeszcze nie rozdeptał, nawet jak błądzę swoimi drogami? Jak bardzo chroni mnie w Swoich Boskich rękach, że straszliwa nocna nawałnica nie uczyniła mi żadnej szkody. Z mojego niepokornego serca wyrywa się modlitwa. Wielbię. Dziękuję. Raduję się dobrocią mojego Boga. Taka jest moja rozmowa z Tym, o którym wiem, że mnie miłuje, dzisiejszego dnia, przy pracy w domu i obejściu.
Wieczorem zaś, podziwiam kolory zachodu słońca. Nocą wychodzę przed dom i zdaje mi się, że mogę dotknąć ręką gwiazdy mrugające nad głową. Dziękuję Ci dobry Boże, że takie piękno mnie darujesz. Kładę się spać i spokojnie zasypiam. Żadna burza życiowa, czy nawałnica nie odbierze mnie pewności, że z wysokości niebios dobry Bóg patrzy na mnie i ochrania swoimi rękami.
Środa, Krasnoroda
***
Czy na pewno wszystko jest łaską?
Piątkowy poranek. Z jednej strony to dzień, który kończy tydzień pracy, zwiastun weekendu, z drugiej jednak kojarzy mi się z postem i ograniczeniami. Ten dzień przypomina, że jutro spotkanie wspólnoty, na które tak trudno się ostatnio chodzi. Nastrój nieciekawy. Czy to listopadowy klimat, a może narastająca niechęć? Zresztą nawet praca, którą przecież tak lubię i o której marzyłem, teraz wydaje mi się uciążliwa. Właściwie wszystko takie się wydaje, nawet dzisiejsze wieczorne spotkanie z przyjaciółmi na próbie zespołu czy kurs angielskiego, na który przecież chciałem chodzić, a teraz chętnie bym zaprzestał. Próbuję odnaleźć się w tym wszystkim i odkryć jakiś głębszy sens. Po chwili zastanowienia dochodzę po raz kolejny do wniosku, że za tym wszystkim coś się kryje, coś co dla mnie jest jeszcze nieuchwytnego, a jednak wyczuwalnego. Czy to łaska?
Mój Panie Boże, Ty dajesz zrozumieć powoli sens tylu rzeczy, choć ja, tak słabo go pojmuję. Pokazujesz, że to nie posiadanie, ale Ty sam masz być celem mojego życia. Jakże biedni Ci ludzie, którzy odkrywają, że nic z tej ziemi nie może ich uszczęśliwić, a nie mają nic w zamian. Przecież to dzięki postowi czuję się silniejszy. Dzięki temu, że chodzę na angielski mogłem spotkać chłopaka, który na pytanie nauczyciela, jakie jest jego hobby, powiedział mi, że tak naprawdę to wóda i koks. Natomiast ja zamiast jak zwykle w myślach go potępić, poczułem po raz pierwszy, że on jest dzieckiem Bożym. Gdyby nie to, że pracuję w tylu różnych miejscach nie mógłbym przecież odwiedzić teściowej, przynieść jej pysznego ciasta i lekarstw, bo od dwóch dni była chora i poczuć takiej radości, że od razu nasunęły mi się słowa, że „więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu” (Dz 20,35). Mogłem też po drodze, choć rzadko to ostatnio robię poza niedzielą, wstąpić do kościoła przed Najświętszy Sakrament i dać się odżywić w głębokiej ciszy medytacji, nawet bez pomocy książki. Wspólnota zaś dała mi odczuć, że jestem jej częścią i że troszczy się o mnie. Och, szczęście prawdziwe! Obym cię nie przeoczył i nauczył się widzieć cię w drobnych sprawach, w objęciu kochanej żony… i nawet w każdej chwili. Tak, tak ‒ mała Tereniu, miałaś rację ‒ wszystko jest łaską. Tylko ja muszę zacząć powoli przywykać do tego innego rodzaju radości i szczęścia.
Piątek, Jan
***
Przeżyć dzień z Jezusem
Wstaję o 5.20. Odmawiam Liturgię godzin, najczęściej Godzinę czytań i Jutrznię. Ponadto – jeśli się uda – odprawiam jeszcze 10 minutową medytację. Później golę się, jem śniadanie i pomagam dzieciom wyprawić się do szkoły.
Około 7-mej jadę autobusem do pracy. Jest w nim bardzo dużo młodzieży. Ciekawe, że prawie wszyscy, ze słuchawkami w uszach, słuchają ogłuszającej muzyki. Ponieważ należę do róży różańcowej, w drodze do pracy odmawiam swój dziesiątek. Myślę jak przeżyć cały dzień z Jezusem. Żeby w nawale spraw o nim nie zapomnieć.
Moja praca ma charakter biurowy. Zaplanowałem sobie, że o 12-tej będę odmawiał Anioł Pański, a o 15-tej koronkę do Bożego Miłosierdzia. Najczęściej jest tak dużo spraw, że modlitwy te umykają mi. Od niedawna pracują ze mną dwaj nowi koledzy. Jeden z nich, rozwodnik w nowym związku, nieustannie atakuje Kościół. Mam i ja wreszcie swoje Westerplatte, o którym mówił Jan Paweł II. Dziś stanąłem w obronie swojej wiary i Kościoła. Zrobiłem to zresztą nieumiejętnie, bo mam naturę porywczą. Rzecz ciekawa, że od czasu mojego nawrócenia, zupełnie nieznani mi ludzie zwracają się nieraz do mnie w sprawach wiary. Inni wprost atakują Kościół Katolicki, za różne wydumane sprawy, jak choćby nieśmiertelne dyżurne tematy typu: wyprawy krzyżowe, obrona życia, relacja chrześcijan do islamu, itp. Co robić? Pomodliłem się i poprosiłem św. Teresę od Jezusa i św. Jana od Krzyża o wstawiennictwo do Ducha Świętego. Czasem udało mi się nawet odpowiedzieć wręcz słowami z ich dzieł. Powiedziałem mu, że Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy nie umarł, ale miał życie wieczne, że Jezus zmartwychwstał i żyje, i jest z nami do skończenia świata i że albo się w to wierzy albo nie.
Na razie dał mi spokój. O 16-tej wychodzę. Udaję się jeszcze do drugiej pracy, bo mając trochę większą rodzinę, ma się też większe wydatki. Do domu wracam około 20-tej. Tu jest jeszcze coś do zrobienia. Muszę wspólnie z żoną zająć się dziećmi, choć większość obowiązków wzięła na siebie małżonka. Ja pomału staję się takim weekendowym ojcem. Na Nieszpory znalazłem czas dopiero o 22-giej. Zasypiając, mój synek zwrócił się do mnie słowami: „Tatusiu, daj mi św. Teresę”. Pomyślałem: „Mój Boże, żeby to było w mojej mocy ci ją dać”.
Wtorek, Stanisław
***
Trwać przy Tobie…
Chowam brewiarz pod biurko. Udało mi się odmówić całą Jutrznię bez przeszkód. Żadnego telefonu, żadnego klienta. Z komputerowego monitora patrzy na mnie Jezus. Ta tapeta pozwala mi na nieustanną łączność z Nim, na krótką wymianę spojrzeń w ciągu dnia pracy. Dzisiaj będę miała ciężki dzień. Koniec miesiąca. Zestawienia, zamykanie rozliczeń.
Mija godzina za godziną. Już czternasta. Zaczynam wpadać w panikę, bo nie zdążę wysłać zestawień, a w kolejce jeszcze kilku klientów i każdemu się śpieszy. Co za świat, co za tempo! Jezu, daj mi cierpliwość i pozwól zachować łagodność… Krótkie spojrzenie na tapetę z Jezusem. Jestem tylko człowiekiem. Jak z czymś nie zdążę, trudno. Moje napięcie spada. Patrzę na mężczyznę siedzącego przy moim biurku, nerwowo rozgląda się po ścianach, na kolejnym krześle kobieta ciągle zerka na zegarek. Zawiesił mi się komputer. Boże, zrób coś… Rzucam żartobliwą uwagę na jakiś temat. Pani się roześmiała, pan obok wyraźnie rozbawiony. Podjęli temat, zaczęła się rozmowa. Atmosfera pośpiechu zdaje się zanikać. Komputer się odwiesił, idzie gładko. Wracam z poczty. Jaka ulga, zdążyłam ze wszystkim. Jezu, dziękuję…
Zasłaniam okna w swoim pokoju. Ciemno już. Siadam do modlitwy. Zamykam oczy i wypatruję Jezusa. Zmęczona jestem, czuję, że zaraz zasnę. Czytam Ewangelię z dnia. Zamiast ewangelicznej sceny, wyobraźnia podsuwa mi obrazy całego dnia. Spokojnie, zanurzam się w ciszę. Jezu Chryste, synu Boży, zmiłuj się nade mną… Jezu Chryste… Pod powiekami Jego oczy. Chcę trwać przy Tobie Panie….
Wtorek, Elżbieta
Żyć Karmelem w świecie, nr 69 marzec 2012 r.