Jeden z moich współbraci, który jest przełożonym naszej wspólnoty w Gahunga i proboszczem parafii, w czasie wieczornego posiłku informuje nas o nowym zarządzeniu, które wprowadził od ostatniej niedzieli. Otóż, w ramach przygotowania do ślubu, każda para narzeczonych jest zobowiązana do uiszczenia opłaty w wysokości kilku tysięcy franków rwandyjskich (ok. 5 dolarów). Pieniądze te są formą kaucji, która zostaje im zwrócona, gdy pojawią się punktualnie na swoim ślubie. W ten oto sposób, w przypadku spóźnienia, tracą (jak na wiejskie warunki) dosyć pokaźną sumę. Rozporządzenie to ma motywować wiernych do punktualności i zapobiec notorycznym spóźnieniom, powodowanym przedłużeniem uroczystości zaślubin, która zaczyna się w domu „pani młodej”.
Tę praktykę – stosowaną już dosyć powszechnie w parafiach lokalnych, tłumaczy się faktem, iż kapłani asystujący przy zaślubinach czekali niejednokrotnie kilka godzin na „młodą parę”, która przybywała do kościoła w uroczystym orszaku, przy akompaniamencie śpiewu i oklasków licznych gości. Nikt z nich nie widział problemu w tym, że celebracja zaplanowana na godziną 14:00, zaczynała się o godzinie 16:00. Takie spóźnienie nie jest bynajmniej oznaką zaniedbania czy też nonszalancji, ale zwyczajną konsekwencją tego, że w podniosłych momentach czas się nie liczy. W tym przypadku brakiem szacunku byłoby ominąć jakiś punkt programu, zredukować przemowę lub skrócić śpiew o kilka zwrotek.
Nowe rozporządzenie proboszcza wydaje się uzasadnione i sprawiedliwe. Jednak w tym przypadku, Kościół lokalny potwierdza mimowolnie zasadę, że nie tylko frank rwandyjski jest jednostką monetarną w Rwandzie. Jest nią również każda minuta i godzina, których wartość można przeliczyć w stosunku do kursu Dolara USD czy też Euro. Zatem w Rwandyjskim Kościele czas kapłana jest dokładnie oszacowany. Jednocześnie, ten sam Kościół, który jest jednym z elementów motoru rozwojowego w kraju, przejawia cechy przynależności do tych, co wcale się nie śpieszą. Uroczysta Msza św., może tu trwać nawet do 5 godzin, nie licząc spóźnienia biskupa, który pojawia się z uśmiechem na twarzy bez najmniejszej oznaki zażenowania i wyrzutu sumienia z tego powodu, że kazał na siebie czekać okrągłą godzinę. Co więcej, nikomu nawet nie przyjdzie do głowy, aby opodatkować biskupa z tytułu jego spóźnienia.
o. Paweł Porwit OCD