„Takie życie (…) należy do najsmutniejszych, jakie sobie można przedstawić (…). Pragnęłam żyć, bo dobrze to rozumiałam, że nie żyłam, tylko raczej szamotałam się w cieniu śmierci, a nie było nikogo, kto by mi dał życie. (…) choć dusza moja pragnęła odpocznienia, nie dawały go jej znaleźć złe nałogi moje, w których ciągle trwałam”. Księga życia
Któż z nas tego nie doświadczył: smutku, zawiedzenia sobą, pewnej bezsilności, by nie powiedzieć beznadziei, gdy wejrzał głębiej we własne wnętrze,. Kobietą, która w chwili desperackiego zmęczenia duchowego mówi o sobie w taki sposób, jest właśnie Teresa z Avila. Ma wówczas około czterdziestu lat, a chociaż już od dwudziestu lat jest karmelitanką, nie czuje się jeszcze całkowicie oddana Bogu. Na temat tego pierwszego okresu swego życia monastycznego napisała:
Nurzałam się blisko dwadzieścia lat w tym morzu burzliwym, wciąż upadając, to znów podnosząc się, i to słabo tylko i potem znowu upadając(…). Nikomu, dobrze to widzę, nie sprawi przyjemności poznanie z tego opisu stworzenia tak nędznego, lecz chciałabym, by obrzydzenie do mnie powzięli ci, którzy to czytać będą, widząc duszę tak upiornie niewdzięczną względem Tego, który jej tyle łask uczynił. Nie była z siebie zadowolona, wręcz odwrotnie – była na siebie zła, jednak nie zrezygnowana. Powie jeszcze mocniej: Prawda, że nie masz na całym świecie stworzenia tak niedołężnego i grzesznego jak ja (…)
Czytając to dzisiaj – słusznie możemy sobie wyobrażać wewnętrzny dramat najcięższej próby. I to nie w takim sensie, w jakim zwykle pojmujemy słowo «dramat». Z łatwością wyobrażamy sobie pokusy, upadki i żale według własnych ustalonych i może nieco banalnych schematów, trudno nam zaś wyobrazić sobie istnienie dramatów duchowych, trudniejszych niekiedy niż prawdziwa bitwa i rozgrywających się wyłącznie na gruncie relacji człowieka względem Boga.
Teresa mówi o tamtym okresie jak o „czasie zmarnowanym”, chociaż miała opinie gorliwej zakonnicy, jednak wobec ogromu bożych darów, którymi została obsypana, uważała się za wielką grzesznicę.
Być może nam grozi coś zupełnie odwrotnego, wydaje nam się, że tyle robimy dla Boga, bliźnich, że jesteśmy wielcy i umacniamy się w przekonaniu o swojej wartości i zasługach wobec Boga.
Teresa pokazuje nam drogę zstępowania, by zejść w same głębiny słabości, doświadczenia swej kruchości, po to, by dać się pochwycić przez Boga. Do końca czuła się grzesznicą, nie przeszkadza jednak jej to w niczym, by stać się najbliższą przyjaciółką Chrystusa.
o. Stanisław Fudala OCD