Burundi to kraj, gdzie słońce wschodzi od strony Tanzanii. Wynurza się zza łagodnych wzniesień osnutych porannymi mgłami. Zachodzi za wysokimi górami, które należą już do Congo. Kontemplując bezkresne wzniesienia, po drugiej stronie jeziora Tanganika można niechcący pomylić je z chmurami, które sięgają zaledwie do połowy gigantycznych wyżyn. Nad brzegiem najdłuższego i najgłębszego zbiornika słodkowodnego Afryki usytuowana jest stolica Burundi – Bujumbura. Miasto rozpostarte jest częściowo na zboczach gór, częściowo na płaskiej dolinie w północnej części kraju. Maksymalna głębokość jeziora to 1435 m. Podróżując z Gitega do Bujumbura połowa drogi to jazda w dół. Gitega w centralnej części kraju znajduje się na wysokości 1500 m n. p. m. Bujumbura to nieco ponad 800 m n. p. m. Stolica jest zatem usytuowana zaledwie w połowie wysokości między Gitega, a miejscem w którym dno jeziora osiąga swój najbardziej depresyjny punkt.
Mimo faktu, iż Bujumbura znajduje się nad brzegiem wielkiej afrykańskiej depresji, jest to miasto całkiem sympatyczne. Niestety, w dzisiejszym, bardzo zaniedbanym stanie zaledwie pobudza wyobraźnię do myślenia o tym, jak byłoby tu uroczo, gdyby gospodarz kraju panujący od 2005 roku Pierre Nkurunziza miał na sercu jego dobro. Paradoksalnie jego nazwisko tłumaczy się jako dobra nowina.
Kolorowe muzułmańskie dzielnice, po których można się tu przechadzać bez najmniejszego strachu przyciągają swym orientalnym klimatem. Niedzielne popołudnie można spędzić nad brzegiem jeziora nie tylko karmiąc spojrzenie mistycznym widokiem wody, której tafla odbija promienie podrównikowego słońca, ale także zażywając ciepłej, przyjemnej kąpieli. Choć ogromna niegdyś populacja olbrzymich i nie zawsze sympatycznych hipopotamów została zredukowana do kilku okazów, nadal trzeba uważać i wiedzieć, gdzie można się kąpać.
Łagodny jak na Afrykę klimat ukształtował łagodne usposobienie ich mieszkańców, którzy jednak nie należą do osób bezpośrednich i wylewnych. Burundyjczycy są zasadniczo skryci i bardzo ostrożni w kontaktach, podobnie jak ich sąsiedzi z Północy – Rwandyjczycy.
Przemierzając kraj i rozglądając się wokół można ogarniać spojrzeniem zielone plantacje c herbaty, pasące się gdzie nie gdzie krowy, nieco lasu i plantacje kawy. Zjeżdżając w dół, do ciepłej kotliny nad brzeg Wielkiego Rowu Afrykańskiego coraz częściej można zauważyć palmy, z których owoców wytwarza się tutaj olej.
Wydawałoby się, ciekawy zakątek świata, prawie raj na ziemi, a jednak nie ma tu kurortów turystycznych, które ściągałyby tłumy Europejczyków, czy też Amerykanów. Co widać? Przede wszystkim poletka uprawne. Standardowo, w tej strefie klimatycznej przeważa kukurydza, sorgo, fasola, ryż, bananowce.
o. Paweł Porwit OCD