Niedzielny, pogodny poranek. Idę razem z Postulantami do szpitala, który jest usytuowany na przeciwległym wzgórzu Gitega. Raz w miesiącu odwiedzamy tam chorych na różnych oddziałach. Jest to szpital, który nosi nazwę Betania. Nazwa jak najbardziej trafna. Mam wrażenie, że Jezus dobrze się tam czuje. Jest otoczony opieką i gościnnie podejmowany w tych, którzy szukają ulgi w cierpieniu. Ośrodek jest prowadzony przez lokalne zgromadzenie sióstr zakonnych, nazywanych tutaj potocznie Benetaresia. Dynamicznie i przedsiębiorczo zajmują się chorymi, prowadzą szkoły i centra pastoralne. Wszystko w duchu św. Tereski od Dzieciątka Jezus, która jest ich główną patronką i na której przybycie w znaku relikwii oczekują z wielkim entuzjazmem.
Po drodze spotykam mężczyznę, który idzie w tym samym kierunku. Wymieniliśmy grzecznościowe Bonjuor. Od pierwszego momentu zaintrygowały mnie jego takt i kultura. Widząc go w sportowym ubiorze pomyślałem, że to ksiądz, który pracuje w seminarium albo w kurii, a teraz korzysta aktywnie z Dnia Pańskiego. Po kilku zdaniach okazuje się, że nie jest to duchowny, ale nauczyciel akademicki tutejszego uniwersytetu. Teraz kolej na mnie, aby się przedstawić. Mężczyzna (ok 60 – tki), którego imię miałem już uprzejmość poznać (Théogene) zareagował entuzjastycznie słysząc nationalité polonaise. Choć nigdy nie był w Europie, doskonale zdawał sobie sprawę, gdzie usytuowana jest moja Ojczyzna. Znał nawet datę powstania Warszawskiego i kilka szczegółów z życia św. Jana Pawła II. To tutaj rzadko się zdarza, nawet wśród inteligencji. Widząc jego otwartość, postanowiłem wykorzystać moment i zadać kilka pytań dotyczących sytuacji politycznej w kraju. Nie jest to temat, który można otwarcie podejmować – tym bardziej w przypadkowych spotkaniach. Théogene jednak w żaden sposób nie czuł się skrępowany, a ośmielał go – jak przypuszczam, mój kolor skóry, który wykluczał jakąkolwiek przynależność do partii sprawującej władzę.
Burundyjczyk – intelektualista, dzieli się ze mną, iż niedzielny spacer to dla niego jedyna okazja, by odreagować stresową sytuacją, z którą zmaga się już od kilku miesięcy w swoim życiu. Opowiada mi o swoje córce, studiującej w Ugandzie. Choć jego pensja w zupełności wystarczy na opłacenie studiów 20-letniej Jacqueline, Théogene zmaga się ze znalezieniem waluty dolarowej. W obecnej sytuacji kraju jest bardzo trudne. Kryzys polityczny doprowadził do wycofania się i tak nie wielu inwestorów. Polityka prezydenta, powoduje że nikt nie chce tu przyjeżdżać i robić interesów. Organizacje międzynarodowe blokują finansowania projektów. Z trudem można znaleźć paliwo, a jedynym resortem, który nie cierpi na brak funduszy jest wojsko. Kraj mógłby się rozwijać – zaznacza mój rozmówca, jest dobrze usytuowany. Prawdą jest, że Burundi nie ma wielu zasobów naturalnych. Jednak strategiczne położenie u wybrzeży jeziora Tanganika zapewniałoby nieustanny ruch inwestycyjny i turystyczny.
Théogene opowiada mi o tym, jak miał okazję towarzyszyć jednemu z ministrów z Belgii w czasie jego wizyty w Burundi. Europejski polityk był wprost zniesmaczony luksusem w jakim żyją funkcjonariusze państwowi małego afrykańskiego kraju. Cytował: Mój apartament jest niczym w porównaniu z 3-piętrową willą tutejszych ministrów. Słysząc bunt i frustrację w głosie Théogene, pomyślałem automatycznie o budowie prezydenckiej rezydencji na przedmieściach stolicy: Bujumbura. Jest to dosłownie prawdziwy pałac zwieńczony kopułą, usytuowany w odpowiedniej odległości od wiejskich chatek rolników uprawiających ryż po drugiej stronie miasta. Bynajmniej, nie jest to czasowe miejsce zamieszkania dla kogoś, kto po skończeniu upływającej kadencji spokojnie odchodzi ze stanowiska. W tym roku ma się odbyć referendum, dotyczące zmian w konstytucji, dzięki którym obecny prezydent mógłby kontynuować sprawowanie władzy w kraju.
Brak umiarkowania i równowagi to bardzo niebezpieczny brak. Zaczyna się zawsze w sercu człowieka. Taki brak może spowodować przewrót. Przy przewrocie zaś, zawsze giną niewinni. Podobnie, jak rowerzysta przygnieciony przez ciężarówkę, która straciła równowagę na zakręcie. Zresztą, nie wiadomo, czy kierowca specjalnie nie wykoleił pojazdu, aby sprzedać zawartość załadunku. Potem usprawiedliwi się, że wszystko zostało rozkradzione z rozbitego kontenera.
o. Paweł Porwit OCD